sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 68

Zaczynam ubierać się w strój kąpielowy, kiedy nagle do domku wchodzi JJ. Wygląda na roztargnioną i od razu dostrzegam, że jej poranny humor znikł.
-JJ wszystko w porządku? - spogląda na mnie z obrzydzeniem.O co jej chodzi?
-Tak... - staram się nie zwracać na nią uwagi.
- Idziecie nad wodę? -pyta Gwen, która właśnie wyszła z kuchni.
- Ja idę! - krzyczy JJ, która dosłownie porywa strój z walizki z zamyka się w łazience.
Spoglądam na nią zdziwiona. Czy jej się coś stało. Rano była radośniejsza niż kiedykolwiek, a teraz... jakby ktoś jej to wszystko zabrał.
Zawiązuję bikini na szyi i wychodzę z domku.

Na plaży znów jest mnóstwo osób. Widzę jak 16-letni uczniowie pożerają mnie wzrokiem! To okropne! I dziwne...
Staram się nie zwracać na nich uwagi. Wchodzę na pomost i siadam na brzegu, zanurzając palce w chłodnej wodzie.
- Hej! - czuje na ramionach czyjeś ręce i po chwili widzę Oliviera, która siada obok mnie.
- He...
- HEJ! - JJ wpycha się między nas, co skutkuje tym, ze Olivier wpada do wody.
- JJ! - besztam ją, ale Olivier dotyka mnie po ręce w taki sposób, że juz nie mam ochoty krzyczeć na nikogo, nigdy.
- Spoko. I tak chciałem wskoczyć do wody. - uśmiecha się i odpływa.
- JJ co ci strzeliło? - pytam się jej, kiedy widzę, ze Olivier znajduje się w bezpiecznej odległości.
- Nic. Czemu pytasz?
- Od rana jesteś jakaś dziwna. Powiesz mi o co chodzi?
- Huh. - wypuszcza powietrze. - No więc rano jak poszłam na chemie, to spotkałam Ross'a i...
- Chwila... Ross'a? Sama mi mówiłaś, że mam nie myśleć o tym pajacu, a teraz sama mi go wypominasz! Ugrh. - wskakuję do wody.
- Jane! - JJ próbuje mnie zatrzymać, ale ja tylko macham ręką.
- Odpuść sobie... - podpływam to Olivier'a. Poznaje mnie z chłopakami, z którymi wcześniej grał w piłkę. Matko. On jest idealny. Zaczynamy się nawzajem chlapać się wodą i pływać. Bez Ross'a, bez wkurzającej Jane.
- Idziesz? - Olivier wskazuje na grill stojący przy brzegu rzeki. Poszłabym bardzo chętnie, gdyby nie fakt, ze za jakieś 20 minut mam lekcje.
- Wybacz, ale muszę lecieć do budynku głównego.
- Zaczekamy na Ciebie.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Ale grill jest do późna!

Biorę klucz od recepcjonistki.
Idę w prawo, cały czas myśląc o Olivierze i o grillu. Tak się zagapiłam, że nie zauważyłam jak skręciłam w zła stronę. Chcę zawrócić, ale...
- No i co teraz? - widzę jak Ross łapie Gwen na korytarzu.
- Ross! - dziewczyna na niego krzyczy, ale... pieszczotliwie. Gwen?
- Zgadzasz się?
- Nie. - mówi równie słodko jak poprzednio. - Nie, bo...
- Jane? Zdajesz sobie sprawę, że mam gdzieś tą idiotkę? Zdajesz? I nie mówię tego tylko z twojego powodu. Dawno nikt mnie tak nie obchodził jak ta lasia. - prycha. Oh. Zabolało.
- No okej. - przewraca sztucznie oczami. Co za hipokrytka! Najpierw ją lubiłam i w sumie... teraz nie mam jej za co nie lubić. Uległa Ross'owi. Ja tez byłam taka głupia. Mam prawo nie lubić Ross'a.
- "Slow Motion..." - rozbrzmiewa mój dzwonek. Cholera! Czemu nie wyciszyłam telefonu?
- Jane? - słyszę jak Gwen zbliża się do mojej kryjówki za ścianą.
- O hej! - uśmiecham się do niej. - Szłam właśnie na lekcję.
- Matma jest z lewej. - Gwen patrzy na mnie podejrzanie.
- No tak. Zamyśliłam się i źle skręciłam - a to akurat prawda. - Hej Ross! - graj Casterwill! Graj! Bo inaczej będzie z tobą źle.
- Ta, hej! - ugrh! A chce się mu przywalić czymś bardzo, bardzo ciężkim.
- Sorka, ale ja muszę już iść, tak więc... - Gwen nagle zostawia mnie z Ross'em.
Mam zamiar zwiać jak najszybciej się da, ale czuję jak Ross, opiera się o ścianę prawą ręką, a jego oddech na moim karku mnie paraliżuje.
- Wiem, ze nas widziałaś. - aż czuję jego uśmiech.
- Skąd te podejrzenia? - zaczynam się pocić.
- Nie znam Cię od dziś. Co ty sobie myślisz? Wierzę, ze zabłądziłaś, bo zawsze byłaś głową w chmurach, ale... jesteś słabą aktorką. Zawsze byłaś.
- Oh. Bardzo mi zależy na opinii wielkiego aktora Disney'a. - prycham.
- A gdzie się podział "tleniony pajac"? Trochę mi tego brakuje. I ciebie. - Co? Co on powiedział? Kolejna tleniona gierka! Nie dam się w nią wciągnąć.
- Mi też ciebie brakuje... przy grillu. - uśmiecham się sama do siebie.
- Co? Nie rozumiem.
- Bo jesteś zwyczajnie idiotą. A tak serio to po lekcjach możesz wpaść na grilla. Nad jeziorem.
- Czyli nie jestem idiotą?
- Ależ oczywiście, że tak.


- OLIVIER! PODAJ! - Jason wrzeszczy do Oliego, który oberwałby piłką, która przed chwilą leciała w jego kierunku. Chłopak łapie ją w locie i odrzuca w stronę siatki.
Godzina 20.00. Choć jest lato, to już się nieźle ściemniło.
- Zarzuć musztardę!
- Trzymaj - rzucam sosem w stronę jakiejś szatynki, która wygląda na miłą.
- To co? - Olivier przybliża się do mnie. Az czuję jego cudowny zapach. Jest taki... przyjemnie nużący. Czy mi się wydaje czy on wącha moje włosy. Matko boska! - Gramy w butelkę? - szepcze mi do ucha. Oj chyba się zgodzę. Potrząsam głową. - GRAMY W BUTELKĘ! - krzyczy na całe jezioro. Podnosi się wielki okrzyk aprobaty. W kółku siedzi ponad 20 osób. Będzie ciekawie.

Bo jakiejś półgodzinie zabawy poszło 20 butelek, z jakieś milion pocałunków i kilka obrazów nagiego ciała.
- Jane! Ty idź nazbierać jagód. - jestem pewna, ze po paru głębszych te wyzwania są coraz mniej efektywne. - A ty Ross... idziesz z nią. - zmieniam zdanie! Są efektywne! Bardzo! Tylko nie on. Nie...

- A tak w ogóle to... ile musimy zebrać tych jagód?
- Nie wiem. A w lato w ogóle rosną jagody?
- Nie wiem Jane. To ty tu jesteś mózgiem.
- A ty?
- Ja jetem gorącym ciachem. - uśmiecha się do mnie.
- Um... - robię kwaśną minę.
- No wiesz. Chyba nie powiesz, że nie jestem gorący. Gorący jestem ja, moje ciało i twoja ulubiona jego część.
- Szyja? - szczerze się. Zaczyna mi się kręcić w głowie. To przez... alkohol. Niedobrze mi.
- Nie. Ej lubisz moją szyję?
- Ładnie pachnie. To te perfumy.
- Ja tez lubię twój zapach. - mówi szelmowsko. - Szczególnie twojej dolnej części. Jej smak. Jest zapach i dotyk. - Kto tak zaczyna rozmowę? Nie żeby co, ale mnie to trochę podnieca...
Podchodzi do mnie. łapie mnie za biodra i jedzie ręką w dół. Porusza się po całym moim ciele. Nie mogę oderwać wzroku od jego płonących oczu. Nie mogę...

_________________________________________________________________________________

Łał... co się stało? Tak, o dziwo jeszcze żyje. Wiem, ze rozdział nie jest długi, ale ostatnio mam taki brak weny. Jak widzieliście. Miesiąc przerwy. Może to powód kłopotów ze zdrowiem. Bez zbędnych pytań. Odnawiająca się kontuzja. Nic wielkiego... a moze bardzo wielkiego. Obiecuję wam, ze najbardziej wyczekiwany rozdział bedzie długi i warty czekania. Postaram się napisać go w ferie albo szybciej, ale sądzę że napiszę go po premierze Grey'a. Tak, tak, tak miejsca w ostatnim rzędzie na środku <3 <3 <3
Cóż... mam nadzieję, ze o mnie nie zapomnieliście. Kocham Was. Postaram się pisać częściej.
Radzę wam to przeczytać... bo to jest chyba najlepsza recenzja. (pomijają/c to, ze trylogie 50 odcieni bardzo polubiłam ---> http://wyszlo.com/tag/analiza-50-twarzy-greya