niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 70

- Przeleciałem ją pierwszy. Dawaj hajs. - obserwuję jak Ross bierze kasę od Oliviera. Przecież oni się nienawidzą! A od kiedy zakładają się osoby, które się lubią? W sumie od zawsze. Przyglądam się im zza drzewa. Kiedy pieniądze trafiają w ręce Ross'a odzywam się spod drzewa.
- Nie wierzę! - Ross i Olivier odwracają się w moją stronę, a ja śmieję się pod nosem. Naturalnie jestem wściekła. -  Nie mogę uwierzyć! Tylko po to tak szybko wyszedłeś! ! - nie wierzę, że potrafię tak opanować swoje nerwy. Ale nie jestem smutna. Tylko wkurzona.
- Jane słuchaj... - Olivier łapie mnie za rękę, ale ja go odtrącam nie patrząc mu się nawet w oczy.
- Mam do Ciebie dwie sprawy Ross. Po pierwsze ta kasa należy do mnie.
- Niby za co? - jeszcze ma czelność się kłócić.
- Wygrałeś zakład, którego przedmiotem byłam ja! - szepczę mu do ucha. - O i za wszystkie korepetycje!
- Nie, Jane to nie tak!
- A jak? Nie mam Ci już nic do powiedzenia Ross. To był ostatni raz kiedy Ci zaufałam. Nie chcę Cie znać. - odwracam się na pięcie i chcę odejść, ale Ross mnie zatrzymuje.
- Kocham Cię!
- Słyszałam to już wiele razy i jakoś zawsze Ci wierzyłam, ale nie tym razem. - przewracam oczami i uciekam do domku.

Wpadam do domku, tak, że Gwen i JJ zrywają się z łóżek. Cała się trzęsę, ale to nie powstrzymuje mnie przed spakowaniem się i wyjechaniem stąd jak najszybciej. Nie wytrzymam ani minuty dłużej w tym wariatkowie. Mam tego dosyć! To koniec.
- Jane! - JJ do mnie krzyczy, ale ja udaję, ze jej nie słyszę - Jane! Uspokój się i spójrz na mnie! Czemu płaczesz?
- Wiesz, ze głupie pytania mają głupie odpowiedzi? - JJ domyśla się, ze chodzi o Ross'a.
- Wiedziałam, ze nie powinnaś się z nim zadawać.
- Ach tak? A kto cały czas mówił żebym sobie wszystko z nim wyjaśniła? Kto w pieprzone Halloween zamknął nas razem w jednym pokoju w strasznym domu? - jestem tak zła, ze nie zwracam uwagi na to czy JJ będzie wściekła czy nie.
- Uspokój się Jane. - mówi Gwen.
- Mówisz do mnie? Niby taka uległa Rossowi, a jednak jak byliście sam na sam to miałaś trochę inne podejście do jego zadufanej osoby. Ja pierdole! Mam dość fałszywców takich jak wy! - trzaskam drzwiami.

Czekam na przystanku na najbliższy autobus. Wiem, że mogę mieć spore kłopoty uciekając z obozu, ale wsi mi to.
- Jane! - no nie. Olivier.
- Co chcesz?
- Nie założyliśmy się o Ciebie z Rossem.
- Oh. Bardzo interesujące. - Wywracam oczami.
- Założyliśmy się o tą blondynę z czerwonym pasemkiem.
- I myślisz, że to go  ratuje z tego wszystkiego co zrobił? - nie do wiary! - Słuchaj, powiedział, że mnie kocham z jakiś milion razy,odważył sie zaśpiewać mi piosenkę przy ludziach. W jakiś sposób w końcu mi to udowodnił. No i spierdolił. Proste. skoro on po wyznaniach miłosci wciąż potrafi zakładać się o zaliczanie innych lasek to ja nie mam pytań. - patrzę się niepewnie na stopy - O mój autobus!
- Nie jedź Jane!
- Sory Olivier, ale nie znamy się na tyle długo, żebyś mógł mnie zatrzymać. - wsiadam do autobusu i zajmuje ostatnie miejsce przy oknie. Nakładam słuchawki i z niezwykłą łatwością zasypiam.

- Przepraszam! Panienko? - kierowca budzi mnie z głębokiego snu. - Koniec trasy. - uśmiecha sie do mnie i podaje mi torbę.
- Dziękuję. - biorę ją i wysiadam. Całe szczęście, że dworzec autobusowy jest niedaleko od mojego domu.
Szybko dochodzę z walizką pod drzwi i je otwieram. Rodzice jak zwykle w pracy. Nic nowego.
Padam na sofę i włączam telewizor. Masters of sex na kanale. Cóż za ironia!
Biorę laptopa i sprawdzam pocztę. Przeceny, zniżki bla bla, chwila... zauważam mail dotyczący pracy w Grecji. Wysłałam podanie o pracę juz miesiąc temu, ale nikt się nie odezwał. A nagle widzę, że mam się znaleźć tam już jutro. No pięknie! Jak mam to zrobić? W sumie... bilety są zarezerwowane przez pracodawce wystarczy pojechać i tyle. Przydadzą mi się takie wakacje z dala od Ross'a...

Wieczorem zaczynam pakować wszystkie rzeczy niezbędne do Grecji. Dostałam maila, ze będę kelnerką w jakimś hotelu. Dla mnie okej.
- Jesteś pewna córciu, ze nie chcesz wrócić na obóz?
- Jestem.
- Właściwie czemu stamtąd wróciłaś?
- Dlatego, że dostałam maila z Grecji, a wiesz, ze Grecja zawsze mi się podobała. Poza tym wolę zbierać brudne talerze niż douczać matmy.
- Rozumiem. - czuje, ze mi nie wierzy, ale nie dbam o to - Idź spać!
- Mamo!
- Tak?
- Gdyby wiesz... ktoś sie pytał gdzie jestem to powiedz, ze odpoczywam u babci w Miami.
- Ale...?
- Po prostu chce mieć spokój,
- Rozumiem.

Następnego dnia ląduje w Grecji. Głowa boli mnie masakrycznie po kilkunastu godzinnym locie. Na całe szczęście hotel jest niedaleko od lotniska.
- Dzień dobry. Moje nazwisko Casterwill. Miałam się tu stawić jako kelnerka.
- Rzeczywiście. Poproszę pani dowód. - podaje dowód szefowej, a on bierze go, ukazując swoje idealne paznokcie. - To pani hotel?
- Oh, nieee - uśmiecha się - To hotel pana Cassellas. A pani, panno Jane, będzie pracować z jego siostrzeńcem. - No swietnie. Będę musiała codziennie słuchać, ze to hotel jego wujka... - O właśnie idzie... Naggelis! To twoja nowa współpracownica.
- Hej!
- Heeeej... - panowie i panie... greccy bogowie wciąż isteniją.

______________________________________________________________________
Myślę, ze krótka notka się nada. Nie mam w ogole weny i czasu, ale bardziej weny. Ross i Jane mi sie powoli nudzą. Jednak nie odkładam pisania. W mojej głowie pojawiła się taka myśl, którą właśnie opracowałam w Grecji. Będzie to zupełnie inne niż Ross i Jane z którymi niedługo pragnę się pożegnać :/ kocham ich wciąż. ale już mnie totalnie nudzą xd na ich miejsce wejdą Ross (wiadomo o nim najlepiej się mi pisze) i Maria - kompletnie inna dziewczyna niż moja ukochana Jane. Wiem, ze wiekszosc by wolała, zebym wstawiała wczesniej, ale po prostu brak weny jest czyms okropnym. Mam nadzieje ze mi wybaczycie i przyszykujecie sie na nową opowiesc kiedy tą oczywiscie postaram sie doprowadzic do konca w troche szybszym czasie. Trzymajcie sie! Nie sprawdziłam błęów, bo jestem leniwa!!!