wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 66

Chciałam biec, ale tylko jak przypomniałam sobie o słowach blondyna, moje nogi wrosły w ziemię. Może po prostu się jemu nie spodobałaś, głupia! Może i tak.
Wyglądam teraz jak jakaś obłąkana lala w ruchomych piaskach, ponieważ moje ciało chce się ruszyć, ale nogi... już niekoniecznie.
- Idź do niego. - mówi JJ nalewając sobie do kubka schłodzonej wody. - Co Ci szkodzi? Może Ross będzie zazdrosny? - puszcza mi oczko. Tak. To jest bardzo dobry argument.
Niestety argument przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy do domku wparowuje Gwen.
- Wiecie co ten blondyn zrobił?!
- Ross? - pyta znudzona JJ.
- TAK. - odpowiada wkurzona, ściągając przepoconą koszulę i wrzucając ją do przedwojennej pralki. - Prowadzę sobie spokojnie biolę. Te dzieciary jakimś cudem się ogarnęły i wzięły się do nauki. A on wparowuje mi do sali z mikrofonem i się pyta czy gdzieś z nim nie wyskoczę! - siada oburzona na łóżku. - Kaput!
Aż tak Ross'owi zależy na Gwen? Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wszedł do mnie do domu i mnie o to prosił. No, ale nie chcę się porównywać z Gwen. On jej nawet nie zna, a mnie? Mnie, aż za dobrze.
Chciałam już nie myśleć o tym co powiedziała Gwen i pójść za ciemnowłosym, ale... on znów gdzieś zniknął. Ugrh! I jak zwykle wina Ross'a. Nawet gdy go nie ma, jest jego wina!
Kurde! Znów o nim myślę. Muszę wybić go sobie z głowy i skupić się tylko na niebieskookim.
- Idziemy na obiad? - Gwen łapie za klamkę i wychodzi z domku, kierując się do stołówki.
- Jas... - chce już pójść za blondynką, kiedy JJ łapie mnie za rękę. - Co chcesz?
- Nie zapomniałaś o czymś?
- Mam na sobie ciuchy. Zmyłam rozmazany przez wodę makijaż. Chyba wszystko na miejscu.
- No dobrze, a wiesz jaki dziś dzień?
- 30 czerwiec...? Matko Święta moje urodziny!
- No brawo! - JJ klepie mnie po głowie i idzie w stronę stołówki.
Ja pierdziele. Przez Ross'a, ciemnowłosego, Pamelę,  Gwen i w ogóle przez ten obóz zapomniałam o własnych urodzinach. Nie wierzę.
Zamyślając się nad własną głupotą, nie zauważyłam, ze JJ już dawno poszła do stołówki. Zamknęłam za sobą drzwi i pomknęłam na obiad.

W stołówce było strasznie głośno, ale jakoś dałam radę usłyszeć JJ, która woła mnie do stolika dla opiekunów.
Kiedy siadam i już mam zamiar coś zjeść, wszyscy wstają. Nie wiem co się dzieje. Też chce wstać, ale JJ przytrzymuje mnie ręką.
- STO LAT! STO LAT! NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!!! - rozbrzmiewa wielki hałas na sali. Najpierw śpiewają tylko opiekunowie, ale z czasem dołącza się cała stołówka. Matko! Jak ja nie lubię tej chwili, kiedy nie wiem co zrobić.
- NAJLEPSZEGO JANE! - wrzeszczy JJ na cały głos, a po chwili powtarza to po niej cała stołówka.
Spoglądam się w prawo i widzę... czarnowłosego. Uśmiecha się do mnie. Wszyscy podnoszą kubki i wypijają za mnie toast, ale mnie nie obchodzi nikt poza czarnowłosym. Uśmiecha się do mnie. Puszcza mi oczko. Matko boska...

- Jane? - Gwen patrzy się na mnie z przerażeniem.
- Tak? - jakim cudem jestem już w domku? Nawet nie zauważyłam, że tu weszłam i położyłam się na łóżku. Chyba zbyt dużo myślę o ciemnowłosym.
- Ja spadam na biologię, a JJ na chemię. Zostaniesz sama?
- A mam jakiś inny wybór? Zresztą ja mam matmę za jakieś 20 minut.
- To świetnie.
Padam na łóżko. Nadal nie znam twojego imienia chłopaka enigmy. Cały czas mi gdzieś unikasz...
- Łap to! Nick! - słyszę jakieś wrzaski za oknem. O mój boże! To czarnowłosy i jego durnowaci koledzy. Walczą na balony z woda.
Na chwilę przestaje zwracać uwagę na enigme, bo w tle widzę Ross;a, który zaczepia Gwen przy wejściu do głównego budynku. Na szczęście nie muszę się martwić, bo widzę tylko jak blondynka krzyczy na blondyna, a potem zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Nie wiem jakim cudem, ale nagle Ross patrzy się w moje okno wkurzony. Idealna okazja!
Prostym gestem pokazuje chyba nasze ulubione zdanie dzisiejszego dnia. 2:1 przystojniaczku!
Ross wchodzi do budynku, a mój wzrok znów przenosi się na ciemnowłosego.
Jak masz na imię?

Cholera! Spóźnię się na matmę! Jakim cudem stałam 20 minut w oknie, a on mnie nawet nie zauważył? Złośliwość losu.

Stoję przed budynkiem głównym, ubrana w tą spoconą koszulę, kiedy nagle z rąk wypadają mi podręczniki. Chcę je podnieść, kiedy nagle stykam się ręką z jakimś chłopakiem. Podnoszę wzrok. To on.
Och, jakże to filmowe. Jakby całe moje życie napisała jakaś przewrażliwiona nastolatka z nutką erotyzmu. Tak dokładnie taka osoba.
Jednak teraz się tym nie przejmuje, bo moja cała uwaga skupia się na NIM. Podaje mi książki.
- Najlepszego Jane. - uśmiecha się do mnie i wchodzi do budynku. Co prawda nie przytrzymał mi drzwi, ale... to nie miało znaczenia, bo znów zatrzymałam się w miejscu. Otrząsnęłam się po jakiś 5 minutach. Matma! Ci ludzie tam czekają! A ja znów skończę później. Jestem ciekawa czego uczy enigma.

- A wiec bryły obrotowe. - jak ma na imię? Albo ile ma lat? - To bryły, która jest ograniczona - Co lubi jeść? W którym domku mieszka? - powierzchnią powstałą w wyniku - A co jeśli on ma dziewczynę? W końcu jest tak przystojny... - obrotu jakiejś figury. Rozumiecie?
- EEE...
- No dobra... - dajesz Jane zbierz się w sobie i wytłumacz im to. Po jakiejś pół godzinie zdołaliśmy ogarnąć wszystkie wzory do trzech brył. - Dobra. ja dam wam 2 zadania i rozwiążcie je teraz, a ja pójdę na chwilę do toalety.
Musze się ogarnąć. Wystarczy, ze się trochę poznasz z człowiekiem enigmą, a znów powrócisz do normalnego stylu życia.
- Hej, hej, poczekaj! - no nie. Ross. Ale on nie woła mnie. Woła Gwen. Chowam się za filarem i patrzę jak Ross przytwierdza Gwen do ściany.
- Odwal się. - mówi do niego, ale on nie daje za wygraną.
- Niby czemu?
- Bo nie jestem tobą zainteresowana przystojniaczku.
- No weź... jestem ciacho jak powiedziałaś, głupi tez nie jestem.
- Z tym drugim pozwól, ze się nie zgodzę, ale... Jane z tobą była, wiec trochę od niej o tobie wiem.
- Ja z Jane? Proszę Cię... Byłem z nią, bo akurat nikogo innego nie było. Musiała sobie nawymyślać, kiedy z nią zerwałem. - Co? Co?! CO?! Co za ... płytki idiota. Do tego kłamca. No ja po prostu... UGRH.
Wściekłam się tak bardzo, że wyszłam zza filaru, ale żeby nie musieć teraz oglądać tego tlenionego pajaca to poszłam z innej strony.
- AUĆ! - jestem tak wściekła, ze nawet nie patrze przed siebie. Na kogo wpadłam...? O nie. ENIGMA.
- No i znowu się spotykamy. - czarnowłosy uśmiecha się do mnie, a je odwdzięczam uśmiech.
- No rzeczywiście. Wybacz, ze na Ciebie wpadłam, ale ktoś... mnie wkurzył.
- Czyżby ten blondas?
- Tak. Skąd wiedziałeś?
- Powiedzmy, ze mnie też on nieźle denerwuje.
- No to jesteśmy w tym razem. - uśmiecham się.
- Dobra. Wybacz, ale ja muszę spadać.
- Czekaj! - chłopak zatrzymuje się. - Jak masz w ogóle na imię?
- Olivier. - odchodzi.
Olivier. To słowo brzęczy mi w głowie przez cały dzień.
Olivier.


Powiedzcie "HEJ" Olivierowi :) <3

_________________________________________________________________________________

A więc:

20 kom = nowy rozdział

Wiec macie tutaj nom... kolejny rozdział serii 4.
Za to ja mam do was prośbę: Wejdźcie w tego bloga USSPOM jest to mój blog.
Proszę was wchodźcie na niego jak najczęściej i komentujcie, a ja w zamian postaram się pisać szybciej i więcej.
czyli w sumie

koment+wejścia na USSPOM = "szybsze" i dłuższe rozdziały
i od razu zaobserwujcie, bo to chyba nic nie kosztuje :D

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 65

-  O mój Boże! Hhahahaha! - stoję na pomoście zanosząc się śmiechem. Co za uczucie! Po raz pierwszy widziałam jak ktoś odrzucił tego tlenionego pajaca.
- Oj przepraszam! - zostają popchnięta przez jakiegoś chłopaka sądząc po głosie. Przez niego prawie wpadłabym do wody, ale szybko złapał mnie za nadgarstek. Uff! Całe szczęście, ze mnie złapał, bo inaczej wylądowałabym w wodzie jak Gwen, a tego nie chciałam.
- Spoko. - uśmiecham się, strzepując włosy z oczu. Spojrzałam na niego i zamarłam. Był... idealny. Miał takie piękne, lśniące czarne włosy, mleczną cerę i błękitne oczy. Wyglądał na tak oziębłego, co jeszcze bardziej dodawało mu tego mrocznego uroku. - Spoko. - o cholera! Powtarzasz się... - Tak, w ogóle to... - chciałam coś powiedzieć, ale zauważyłam, ze nie ma już go koło mnie. Zobaczyłam jak parę metrów dalej wskakuje do wody i podpływa do swoich mniej urodziwych kumpli. Nie wiem czemu, ale coś zmusiło mnie by spojrzeć w stronę Ross'a. I to był błąd. Słowa, które padały z jego ust były tak wyraźne jakby ktoś wykrzyknął mi je wprost do ucha. Otrząsnęłam się, posyłając mu złowieszczy grymas i zawróciłam w stronę domków.

- O widzę, ze ty też sobie nieźle popływałaś! - krzyknęła JJ unosząc wzrok znad "Ambicji". - Dlaczego jesteś sucha?
- No bo wkurzyłam się na Ross'a!
- OMG! NA SERIO? - JJ powiedziała to z takim sarkazmem, ze przez moje ciało przepłynęły niewyobrażalne dreszcze.
- O co chodzi? - spytała zdezorientowana Gwen, spoglądając to na mnie to na JJ. No tak. W końcu ona była jedyną osobą z tego domku, która jeszcze nic nie wiedziała o mnie i o Ross'ie i o naszym trudnym życiu.
- No właśnie JJ! O co ci chodzi? - zapytałam wkurzona rzucając ręcznik na łóżko.
- Chodzi mi o to, ze czy byś nie mogła choć w te jedne wakacje zapomnieć o Ross'ie i dobrze się bawić? Wiecznie słysze tylko jak bardzo jest on okropny, a potem i tak do niego lecisz! No ja nie mogę! - chciałam już coś odkrzyknąć, ale... ona miała rację. Chcę zeby przynajmniej te wakacje były super i on nie moze mi tego zepsuć.
- Dobra JJ. Masz rację.
- Co? - zdziwiona znów unosi swój wzrok znad książki. Tak, tak, tak... nigdy w życiu nie przyznałam jej racji. Musi być ten pierwszy raz.
- Ummm... Jane?
- Tak? - spytałam Gwen, która uporczywie przyglądała się mojemu planowi zajęć.
- Jakieś 5 minut temu zaczęła Ci się matematyka z drugą grupą.
- O cholera! A ile ja mam grup?
- Tutaj masz napisane, ze cztery.
- Dobra, dzięki Gwen! Ja lecę. - krzyknęłam przez drzwi domku.

Szybko skoczyłam do recepcji po kluczyk do jednej z sal. Dano mi również białą koszulkę z krawatem. Na serio? Będę musiała to nosić na każdą lekcję?
Prędko pobiegłam do dużego budynku, w którym mieściły się wszystkie sale. Zobaczyłam grupkę strasznie wymalowanych dziewczyn i chłopców, którzy pożerali je wzrokiem. Byli oni ode mnie przynajmniej dwa lata młodsi, a zachowywali się co najmniej jakby byli po dość ostrej trzydziestce. Weszłam do toalety i założyłam na siebie bluzkę, Postanowiłam nie zakładać krawatu, bo było tak gorąco, ze bym utonęła we własnym pocie.
Bardzo ostrożnie podeszłam do klasy i otworzyłam salę. Wszyscy wpadli do niej jakby naprawdę chcieli pouczyć się tej matematyki. Boże, co się dzieje?
Spojrzałam na klasę. W pierwszych ławkach siedziały osoby, które wyglądały na swój wiek, ale im dalej patrzyłam tym bardziej wyłaniały się dziewczyny z taką tapetą, którą mogłyby odmalować co najmniej tą salę.
- Część! - machnęłam do klasy, która kompletnie mnie zignorowała. Dobra Jane. Radziłaś sobie z Ross'em, to poradzisz sobie z nimi. - Jestem Jane. Ja nie znam was, wy nie znacie mnie, ale przysięgam wam, że jeśli wszystko będzie szło sprawnie to będę wypuszczać was szybciej niż przewiduje na to dyrektor, okej? - te słowa podziałały jak czary. Wszyscy usiedli prosto na swoich miejscach i wyciągnęli zeszyty.
- Zaczniemy może od geometrii. Komu nie szło z geometrii? - ponad połowa osób podniosła rękę. - No dobra. No to może... mam tutaj napisane, ze dziś macie mieć bryły obrotowe. Jakie znacie bryły obrotowe?
- Walec, stożek i kula - mruknęła dziewczyna, o którą w życiu nie podejrzewałabym, że to wie. Jednak racją jest to, ze nie należy oceniać bo wyglądzie.
- Dokła... - ale nie zdążam dokończyć, ponieważ nagle poczułam, ze wszyscy w klasie się zdekoncentrowali. Patrzę w stronę drzwi i widzę jak do sali wchodzi Ross. Po co on mi tutaj? Po co? Cholera jasna!
- Hej Ross! - słyszę jak jakaś małolata macha do niego i wypina cycki tak, jakby to były jej życiowe trofea. Ross tylko się uśmiecha i lekko odmachuje, a dziewczyna od razu mdleje w ławce. Mam ochotę wydrapać oczy blondynowi za to całe przedstawienie.
- Hej Jane! - mówi do mnie z udawaną niewinnością. I tak wiem, ze gdyby mógł rozebrałby mnie na środku tej klasy i przeleciał na jednej z ławek. - Tamta babka na dole mówiła, ze masz mój klucz.
- Nie. - odpowiadam wkurzona. Przez każde takie przerwanie lekcji oni się dekoncentrują, a ja muszę tu spędzić kolejną minutę dłużej. - A nie... czekaj! - krzyczę, bo nagle przypominam sobie, ze przy breloczku były dwa klucze. - Proszę. - mówię zaciskając zęby i podajac mu kluczyk do dłoni. Moje palce lekko muskaja jego nadgarstek i od razu czuję te przyjemne dreszcze na plecach.
- Dzięki! - krzyczy zakręcając breloczkiem na palcu i trzaskając drzwiami. Nie mogłeś ich po prostu zamknąć!?!? W mojej głowie toczy się wojna i nawet nie zauważam, gdy jedna z dziewczyn podnosi rękę i trzyma ją od dłuższego czasu. Już chcę jej udzielić głosu, ale nagle odzywa się jakaś blondynka z ostatniej ławki.
- Chodziłaś z Ross'em. - to było stwierdzenie. W żadnym stopniu nie pytanie! Skąd ona to wie?
- Skąd te podejrzenia? - pytam spuszczając wzrok i przygryzając nerwowo wargę.
- Widać jak się na ciebie spojrzał kiedy tu wszedł. A potem te iskry kiedy dotknęliście się dłońmi! - krzyczy podekscytowana, a jej radosć udziela się prawie całej grupce dziewczyn. I co ja mam im powiedzieć? Tak byłam z nim, kilka razy mnie przeleciał, a potem się pokłóciliśmy?
- No tak. Byłam z nim chwilę, ale uznaliśmy, że to nie dla nas, więc... no. Zajmijmy się matmą.
- Dlaczego zerwaliście? - No nie!
- Słuchajcie! Chcecie stąd wyjść czy siedzieć tu cały dzień?

Chęć uwolnienia się ze szkolnej ławki w jeden z cieplejszych dni zagórowała nad chęcią poznania mojego życia uczuciowego. Do końca lekcji żadna z tych typiar nie męczyła mnie, ani mojej głowy.

Wróciłam do domku i od razu poszłam pod prysznic. Nieźle się spociłam udzielając korków tym idiotom, ale większość osób nawet nieźle sobie radziła. W środku nikogo nie było, ale spojrzałam na tablicę i zauważyłam, ze JJ za dwadzieścia minut kończy chemię, a Gwen dopiero ruszyła na biologię. Nie obchodziło mnie kompletnie gdzie jest Pamela, bo już po paru minutach jej dzisiejszego gadania miałam jej dosyć.
Użyłam waniliowego żelu, a do włosów rumiankowego szamponu, który zawsze dodawał mi jakieś wewnętrznej energii.
Wychodząc z łązienki dostrzegłam, ze Pamela kłóci się z JJ, która właśnie wróciła do domku.
- Słuchaj mnie wypacykowana lalo! Weź swoje szanowne rzeczy z mojej szafy. To nie moja wina, ze nie mieścisz się ze swoimi super ciuchami od najlepszych projektantów! Schowaj je do domku swojego tatusia, skoro tak bardzo ci na nich zależy! - krzyknęła wypychając Pamelę za drzwi.
- Haha! - zaśmiałam się wyciągając sukienkę z walizki. Uwielbiam JJ. Niby taka drobna, słodziutka, a posiada tak burzliwy charakter, ze gdyby tylko chciała mogłaby mieć co tylko chce. Ale jest na to zbyt skromna.
Założyłam na siebie sukienkę, a mokre włosy związałam w lekki warkocz. - Jak tam chemia?
- Weź nie pytaj! Mam dosyć tej zgrai debilów. Jeszcze muszę nosić ten durny mundurek! A matma? - zapytała. Nie chciałam jej mówić o tym, że jakieś małolaty pytały mnie o Ross'a, bo po tym co mi dziś powiedziała, stwierdziłam, ze lepiej nie drażnić jej tematem blondyna.
- Całkiem okej. - uśmiechnęłam się i zaczęłam wyciągać ciuchy z walizki. Przerwałam w momencie kiedy zobaczyłam za oknem domku ciemnowłosego Apollo. Musze się dowiedzieć jak ma na imię. On jest perfekcyjny. Ale nagle przypomniałam sobie słowa, które powiedział Ross nad stawem. " Jeden do jednego, skarbie!"

_________________________________________________________________________________

Osobiscie lubie ten rozdział. JEST CAŁKIEM CAŁKIEM.
A na Święta kochnii życzę wam dużo uśmiechu, sarkazmu, dużo seksu i naughty boya w życiu :D
"I tak wiem, ze gdyby mógł rozebrałby mnie na środku tej klasy i przeleciał na jednej z ławek." <--- <3 <3 <3


wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 64

" Dobra ja mam to gdzieś! W życiu już na mnie nie licz"

No i rzeczywiście miał to gdzieś. Mijały miesiące, a on słowem się nie odezwał. Myślę, ze właśnie to miał mi za złe. Cała jego natura niegrzecznego, wolnego macho-mena znikłaby, gdyby tylko jakaś głupia plotka potwierdziłaby że się ze mną spotykał.

- Wszystko rozumiecie? Tak? Świetnie. - stoję na przeciwko dyrektora obozu, który rozdaje kluczyki do naszych domków.
Więc w skrócie: Ross nie odzywał się, aż do końca roku i znów się stał dawnym Ross'em sprzed lat. Hura! Drugi rok zdałam świetnie. Najwyższe świadectwo z klasy, ale w sumie nie obyło się bez dogryzań Ross'a. "Kujonka, idiotka". Trochę mnie te dogryzania znudziły. chciałam trochę zarobić w wakacje, a ten obóz wydawał się IDEALNY. Z dala od jakichkolwiek dogryzań, skupiając się tylko na tym, żeby nauczyć tych wszystkich idiotów podstaw matematyki.
Ale wystarczyło tylko jedno imię by zniszczyc cały ten piękny obrazek. Jedno imię!
Po co właściwie na tym obozie ludziom muzyka. Mają się nauczyć, zdać i wynosić się z tego obozu. Wszystkie te tępe dziunie i tak nie będą mogły się skupić, gdy ta wielka gwiazda będzie klepała je w tyłki całymi dniami.
Najbardziej żałuję tego, ze Jason też się do mnie nie odzywa. Pogodził się z Ross'em i znów jest tai jak on, z taka różnicą jednak, ze Jason mnie nie obraża. Kiedy tylko Ross zaczyna swoją "cudowną gadkę", Jason próbuje unikać mojego wzroku. Tak jakbym tego nie widziała!
- Jane!!! - JJ ciągnie mnie za rękę. Dopiero teraz zauważyłam, ze jedyna zostałam na miejscu, w którym przed chwilą była ustawiona cała grupka. Pięknie się zaczyna...
W domku są cztery łóżka. Ja zajmuję łóżko obok kuchni, a JJ obok okna. Ale nie mamy pojęcia dla kogo są ostatnie dwa łóżka. Nagle do pokoju wpada jakaś jakaś blondynka z... no tak. Pierwsze co wpadło mi w oczy to jej niewyobrażalnie sztuczne cycki. Ale nie powiem... była bardzo ładna. Za nią weszła jakaś małolata o niewiarygodnie smukłej figurze. Wyglądała trochę jak lalka barbie, tylko, ze zamiast blond włosów, miała czarno-krucze pasma. Obie były bardzo ładne. No to już wiem w czyim domku Ross będzie najczęściej urzędował.
- Wszyscy opiekunowie zbiórka! - dyrektor obozu wydziera sie przez megafon. Jak to zbiórka!? Ledwo zdążyłam usiąść na łóżku i odetchnąć, a oni już mnie wołają!
- Cześć jestem Jane, to też jest Jane, ale mówcie na nią JJ. - wyciągam rękę do blondynki, a ona - ku mojemu zdziwieniu - ochoczo mi ją podaje.
- Jestem Gwen. Czego będziecie uczyć tych debili? - zaśmiała się wskazując na podwórko, na którym zebrała się już dość spora gromada. - Ja biologii.
- Nic dziwnego. - szepcze mi JJ na ucho spogladając na miejsce poniżej jej brody. Oboje wybuchamy śmiechem, a dziewczyny patrzą się na nas oniemiałe.
- Ja będę uczyć matmy, a JJ chemii. - uśmiecham się spoglądając niespokojnie, na niektórych nastolatków. Większość wygląda jakby uciekła co najmniej z więzienia, albo z burdelu.
- A ty? - pytam się nieśmiało czarnowłosej, która właśnie poprawiała sobie włosy w lustrze.
- Ja? Ja nic nie będę uczyć, ale mój tata jest dyrektorem tego obozu. W sumie nie miałam nic lepszego do roboty w te wakacje, więc postanowiłam tu przyjechać. - mówi to spoglądając na siebie w lustrze i puszczając oczko do własnej osoby. Razem z JJ i Gwen spoglądamy na nią sparaliżowane.
- A jak w ogóle masz na imię?
- Pamela. Akcent pada u mnie na "la". Zapamiętajcie, bo inaczej nie zareaguje na to imię. A teraz wybaczcie, ale idę obejrzeć innych dorosłych. Słyszałam, ze trzymamy tu gdzieś tego... Ross'a Lynch'a! - krzyknęła wychodząc z domku.
- Chyba nie ma szans. Ross lubi duże cycki. - wzdycha JJ padając na łóżko.
- To może ja mam większe szanse. - Gwen wzrusza ramionami. Nie wiem czemu, ale już ja polubiłam.

Dyrektor, lub ojciec PameLI rozdaje nam plany zajęć. Nie jest aż tak źle. Mam dość dużo czasu wolnego.

- Ej laski idziemy popływać? Prawie wszyscy poszli.
- Ja odpadam. Natura. - JJ opiera się o poduszkę z wizerunkiem Orlando Blooma, a do ręki bierze "Ambicję" Julii Burchill. No i super. Czyli tylko ja i Gwen. No i może Pamelcia.

Nad jeziorem jest już masa ludzi, a ja dostrzegam już Ross'a. Znaczy... dostrzegam grupkę jakiś małych idiotek, które już zdążyły się na nim położyć. A on nie protestuje! No jasne!!!
Gwen zdejmuje z siebie swoją niebieską sukienkę i w tym momencie wszystkie osoby na plazy patrzą tylko i widocznie na nią.
- O cho-le-ra! - Ross wstaje rzucając Pamelkę na piasek i sam podbiega do Gwen. - O! Hej Jane! - macha mi na odwal ręką i biegnie w stronę blondynki. Łapie ją w tali, a Gwen przerażona potyka się w wodzie i upada mocząc swoje długie włosy.
- Co ty robisz debilu! No ja pieprze! Wiedziałam, ze jesteś idiotą, ale nie, ze aż tak. - wstaje i zakładając na swoje mokre ciało odchodzi w stronę domków z wdziękiem. A ja zanoszę się takim śmiechem, ze omal sama nie wpadam do wody. 1:0 kochany!



______________________________________________________________________________
Dobra pierwszy rozdział 4 serii jest taki se, no ale musze coś wymyślic. Na poczatku gwen miałą byc pusta lalą, ale to by było zbyt przewidywalne :/
Wpadajcie!!! ----} http://leczzaklinamniechzywinietracanadziei.blogspot.com/

Są błędy, ale nie miałam czasu sprawdzać!!!!!!!!!!!!

czwartek, 11 grudnia 2014

HALO!


Dobra ludzie!!!
Niedługo zbliżają się święta, a moim prezentem (przynajmniej chciałabym) będzie rozpoczęcie czwartej serii w dniu 23.12 (choć to trochę nieprzyzwoite, bo to w końcu Boże Narodzenie, a seria czwarta ma być bardziej erot od pierwszej), ale chciałabym wiedzieć...
*czego oczekujecie w tej serii...?
*jakie są wasze pytanka do niej...?
*czy chcecie, żeby się ktoś pojawił...?
*a jeśli tak to opiszcie jak miałby się zachowywać i wgl...?
*a ja zobaczę co da się z tym zrobić...
* W OGÓLE ZADAWAJCIE WSZELKIE PYTANIA
A JA ODPOWIEM!!!
(no chyba, ze będzie zdradzało zbyt dużo treści :D)

... no bo chciałabym zrobić filmik, bo pełno ludzi do mnie... chciałabym wiedzieć jaki masz głos (serio było takie pytanko :D) jaka w ogóle jesteś... no więc... macie szanse!!! KAŻDE PYTANIE! NAWET DO MNIE!

Macie  czas do 20.12.2014 <3

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 63

- Co? Jak to się wycofała?
- Nie wiem! No po prostu - była - i znikła. Więc? - więc co? Prawda, pomogłam trochę w napisaniu tej piosenki. Ba! Dzięki mnie nie trafiła ona do kosza, no, ale... w sumie... Zagrałabym w teledysku, w dodatku Ross nie będzie mógł mi nic, a nic zrobić przy tej całej ekipie.
- No dobra. - odpowiadam krzyżując ręce na piersi.
- To chodź. - uśmiecha się do mnie, łapiąc moją dłoń. Co on robi? Spoglądam się na niego zdziwiona, ale on chyba się tym nie przejmuje, bo szybko ciągnie mnie do samochodu. Siadom pomiędzy nim, a jego bratem. Przez całą drogę panuje totalna cisza. Nikt się nawet nie rusza, chociaż mogę przysiąc, że Ross czasami na mnie spoglądał.
Wysiadamy po jakiś 20 minutach jazdy. Znajdujemy się w środku miasta, ale w zamkniętej części. Co? To tutaj będzie to kręcone?
- Ym... Ross? A tak właściwie o czym będzie ten teledysk?
- Ty jesteś moją laską i razem okradamy jubilera, a jakieś dwa dryblasy ganiają nas po mieście. I tyle. - AHA. Wiem, że Ross nie jest takim typowym "Austinem Moonem" jednak, większość ludzi kojarzy pod dość słodkimi i typowo zwykłymi teledyskami. A jak im wyskoczy z takim "rebelskim" czynem to... nie wiem. Śmiać mi się chce.
- Ymm... Jane! Chodź ze mną! - mama Ross'a przywołuje mnie ręką, a ja podążam za nią wprost do... garderoby? Matko święta, a jeśli ta dziewczyna co miała grać była o milion razy szczuplejsza niż ja... nie chce wyglądać jak ta szynka w sznurkach.
Jednak ciuchy pasują idealnie, ale nie są w moim stylu. Nie noszę skórzanych kurtek i porwanych rurek. Do tego ten makijaż... Mam tak czerwone usta, jakbym przed chwilą wypiła krew z każdego kto tutaj jest!

- Okej! Jane! Jane, tak? - kiwam głową - Pierwsza scena jest w barze i kiedy powiem "AKCJA" to z Ross'em macie sobie spojrzeć w oczy i złapać za rękę pod stołem, a później ją puścić. Chyba łatwe, co nie? - chyba dam ciała - DOBRA! Ludzie zaczynamy!
Siadam przy stoliku, na przeciwko Ross'a. NIE! Chłopak zaczyna oblizywać wargi. Czy on próbuje mnie sprowokować? Delikatnie dotykam moją nogą, jego łydkę. Skonfundowany! Jeden do zera tleniony pajacu.
- AKACJA! - dźwięk megafony jest bardziej drażniący niż... niż Ross. Spoglądam mu w oczy. Łał! Jest lepszym aktorem niż człowiekiem, bo w jego oczach nie widzę już tego strasznego podniecenia.
Łapię go za rękę, a kiedy czuję jak palce zaczynają mi się pocić - szybko puszczam.
- OKEJ! Mamy to! Rocky i Riker chodźcie ze mną.
- Niezła gra. - Ross mija mnie szturchając moje ramię. Próbuję mu podłożyć nogę, jednak myśl o tym, ze mógłby ją złamać, a cała praca nad teledyskiem poszłaby w diabli, nie pobudza mnie do działania.
- Jane! Chodź za mną, a Ross idź już do reszty. - reżyser krzyczy na blondyna. Wpadam w dobry nastrój bo wiem, jak bardzo Ross nie lubi gdy się mu rozkazuje. Hihi.


- Teraz tak Jane. Pobiegniesz po schodach wprost za Taylorem, a później rób co Ci będzie kazał, bo i tak podłożymy muzykę, więc... no. To idź! - matko! Ten reżyser tak mnie popchnął, ze omal nie upadłam.
- AKCJA! - wrzeszczy przez swój władczy megafon. Wbiegam za mężczyzną po schodach i wchodzimy, na plan, który ma inicjować sklep jubilerski. Nadal bawi mnie pomysł na ten teledysk.
- Słuchaj Jane... jak wejdziemy, masz się spojrzeć za ścianę i zobaczyć czy jest tam ochroniarz i znów się do mnie odwrócisz. - Taylor daje mi jakieś wskazówki, ale ja chyba... zaczynam się stresować.


Nadchodzi scena, która... w której musimy uciekać. Ja pierdziele, kto to wymyślił?
Ross zbiega za sceny i biegnie w moją stronę. Czuję takie mocne bicie serca jakby to sie działo naprawdę. Jest już przy mnie. Czuję ciepło jego ciała. Łapie mnie za ręce. Spogląda w oczy, jednak chwilę później musi zacząć wypatrywać Taylora.
- I BIEGNIECIE! - reżyser wydziera sie przez megafon, a Ross szarpie mnie za rękę i już po chwili biegnę szybciej niż kiedykolwiek. W scenariuszu mam napisane, ze mam biec wolniej od niego, bo inaczej głupio by to wyglądało.
- I STOP! - zaraz mu wyrwę ten megafon! - Świetnie tutaj się zatrzymujecie i po chwili Jane ty biegniesz w stronę parkingu, a Ross wracasz na plac. Zrozumiano? - kiwam głową i patrzę się na Ross'a, ale on na mnie... nie. Jest już przygotowany to wbiegnięcia na plac. Zasłaniam sobie uszy widząc jak reżyser przykłada mikrofon do ust.
Biegnę... włosy wplątują mi się w usta i motają gdzie popadnie. Te buty są trochę za duże, ale uporczywie biegnę.
Dobra Jane. jesteś na parkingu. Kazano ci znaleźć samochód.
- Jane! Tutaj! - pomocnik reżysera macha mi ręką. Podbiegam do niego, a on daje mi kluczyki i prosi bym udała się na plac główny. Tam mam tylko zabrać Ross'a i odjechać. Chyba dość łatwe zadanko. Wchodzę do samochodu odpalam silnik i czekam na znak reżysera. Ba! Znak? Na ogłuszające dudnienie w moich uszach!
- DOBRA JANE JEDZIESZ! - podjeżdżam autem, a Ross szybko wskakuje nawet nie otwierając drzwi. Popisy... - CIĘCIE! SUPER MAMY TO!
- To już koniec? - pytam się Ross, który teraz majstruje coś przy sznurówce od buta
- Chyba ta...
- ZMIANA PLANÓW!
- O co chodzi? - pyta zdziwiony blondyn, a reżyser wygląda jakby nagle zauważył ducha.
- Cóż... teledysk miał się tutaj skończyć. Waszym odjazdem, ale... no... ekipa pomyślała, ze Jane nagle zatrzyma się na środku drogi, pocałujecie się i ucieknie z łupem. - Matko boska to ostatnie zdanie powiedział tak szybko, że... chwila... POCAŁUNEK?!?!? NIE! N I E. NIE. MA. MOWY.
Nie na wizji, znaczy w teledysku, w którym zobaczą wszyscy.
- No dobra. - Ross potwierdza i po chwili reżyser znika nam z oczu.
- Ross! - krzyczę na chłopaka szturchając jego ramię.
- Nie cykaj się mała. chyba wiesz jak całuje. te usta i ten język były już na wielu innych częciach twojego ciała.
- Jesteś obrzydliwy!
- Zapomniałaś dodać, ze jestem tlenionym pajacem.
- UGRH!
- Złość piękności szkodzi.
- Ty...!
- DOBRA MOI MILI JEDZIEMY!

Parkuję samochodem na pustkowiu.
- Jane?
- Tak? - spoglądam na reżysera, który daje mi kajdanki.
- Masz zakuć nimi Ross'a do kierownicy. - puszcza mi oko. Oh z przyjemnością.

- AKCJA!
Spoglądam się Ross'owi w oczy i po chwili nasze wargi łączą się w pocałunku. Chłopak wkłada mi ręce we włosy,a le ja pamiętam tylko o tym, zęby zakuć go w kajdanki. Jeden ruch, drugi ruch i jego ręka już jest przy kierownicy.
- Co do cholery? - szepcze sam do siebie.
- Suprise. - uśmiecham się do niego zabierając torbę i wychodząc z samochodu.
- CIĘCIE! - tak! Ostatni krzyk w tym dniu!
- Ona miała mnie przypiąć?! - To on nie wiedział? Czy to święta?
- Tak. Nikt Ci nie mówił?
- NIE. - hihi. Coraz lepszy ten dzień.

Ale jednak po powrocie do domu wszystko musi się zepsuć.

Tydzień po nagraniu teledysku siedzę na kanapie jedząc płatki. Teledysk został opublikowany kilka godzin temu, ale mało mnie to obchodzi. Wyświadczyłam mu przysługę. Gdyby tamta laska się nie wycofała być może w ogóle nie byłabym teraz "gwiazdą" teledysku.
Włączam telewizor, nudy, nudy, nudy... chwila! W clever.tv mówią o nowym teledysku R5. Może bym przełączyła, gdyby większość materiału nie była o mnie...
- Wiadomo nam było, ze do teledysku pop-rockowej grupy R5 została zatrudniona modelka Lora Mccasie, a tymczasem zastaliśmy kogoś innego. O ile nam wiadomo dziewczyna nie jest sławna i była wzięta na tak zwane quick-bite, ponieważ Lora w ostatniej chwili się wycofała z niewiadomych powodów. Obecność tej dziewczyny nie zdziwiłaby nas gdyby nie te... zdjęcia. - CHOLERA! Na ekranie pojawia się seria zdjęć, na których jestem ja i Ross. Jak wchodzę do jego domu, jak idziemy przez ulice, a na jednym zdjęciu wyglądamy na pokłóconych. W sumie nic nowego. pamiętam ten moment kiedy w clever.tv raz pojawiło się moje zdjęcie, ale wtedy się tym nie przejęłam. Teraz sprawa jest o wiele poważniejsza. Skąd oni to do cholery mają?
Szybko biorę komórkę w dłoń i dzwonię do Ross'a.
- Ross?
- Widziałem. Jasna Cholera! Przez 3 lata robiłem wszystko, a jeden teledysk psuje wszystko... Musiałaś się zgodzić?
- A więc to moja wina, ze zgodziłam się na TWOJĄ WŁASNĄ propozycję.
- TAK?!
- AHA. To jest chyba najbardziej żałosne co mogłeś powiedzieć. Pieprz się!
- Zaraz Cię będę pieprzył. - o nie! Znów zmienia mu sie to głosu na ten Rossowy ton głosu...
- Dobra mam dość twoich głupich tekstów! MAM CIĘ DOSYĆ, rozumiesz?
- Ja pierdziele! To ja mam Cię dosyć!
- No jasne przed chwilą chciałeś mnie pieprzyć!
- Nadal chce. Ale ty mi niczego nie ułatwiasz... - i znów ma ten swój rossowy głos.
- Dobra, nieważne. Niech TV mówi sobie co chce. Ja mam to gdzieś. W życiu już na mnie nie licz!


_________________________________________________________________________________

Wiem, ze zakończenie z dupy wzięte, ale od 3 dni próbuje to skończyć i nie mogę. Mam w ogóle tak okropny tydzień. W ogóle nic mi się nie chce, nie mam siły na treningach i z każdym dniem jest mi coraz bardziej przykro. Oznaki depresji?
://
Nie sprawdzałąm sory jakby co za błędy, ale naprawde nie miałam siły