Wyglądam teraz jak jakaś obłąkana lala w ruchomych piaskach, ponieważ moje ciało chce się ruszyć, ale nogi... już niekoniecznie.
- Idź do niego. - mówi JJ nalewając sobie do kubka schłodzonej wody. - Co Ci szkodzi? Może Ross będzie zazdrosny? - puszcza mi oczko. Tak. To jest bardzo dobry argument.
Niestety argument przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy do domku wparowuje Gwen.
- Wiecie co ten blondyn zrobił?!
- Ross? - pyta znudzona JJ.
- TAK. - odpowiada wkurzona, ściągając przepoconą koszulę i wrzucając ją do przedwojennej pralki. - Prowadzę sobie spokojnie biolę. Te dzieciary jakimś cudem się ogarnęły i wzięły się do nauki. A on wparowuje mi do sali z mikrofonem i się pyta czy gdzieś z nim nie wyskoczę! - siada oburzona na łóżku. - Kaput!
Aż tak Ross'owi zależy na Gwen? Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wszedł do mnie do domu i mnie o to prosił. No, ale nie chcę się porównywać z Gwen. On jej nawet nie zna, a mnie? Mnie, aż za dobrze.
Chciałam już nie myśleć o tym co powiedziała Gwen i pójść za ciemnowłosym, ale... on znów gdzieś zniknął. Ugrh! I jak zwykle wina Ross'a. Nawet gdy go nie ma, jest jego wina!
Kurde! Znów o nim myślę. Muszę wybić go sobie z głowy i skupić się tylko na niebieskookim.
- Idziemy na obiad? - Gwen łapie za klamkę i wychodzi z domku, kierując się do stołówki.
- Jas... - chce już pójść za blondynką, kiedy JJ łapie mnie za rękę. - Co chcesz?
- Nie zapomniałaś o czymś?
- Mam na sobie ciuchy. Zmyłam rozmazany przez wodę makijaż. Chyba wszystko na miejscu.
- No dobrze, a wiesz jaki dziś dzień?
- 30 czerwiec...? Matko Święta moje urodziny!
- No brawo! - JJ klepie mnie po głowie i idzie w stronę stołówki.
Ja pierdziele. Przez Ross'a, ciemnowłosego, Pamelę, Gwen i w ogóle przez ten obóz zapomniałam o własnych urodzinach. Nie wierzę.
Zamyślając się nad własną głupotą, nie zauważyłam, ze JJ już dawno poszła do stołówki. Zamknęłam za sobą drzwi i pomknęłam na obiad.
W stołówce było strasznie głośno, ale jakoś dałam radę usłyszeć JJ, która woła mnie do stolika dla opiekunów.
Kiedy siadam i już mam zamiar coś zjeść, wszyscy wstają. Nie wiem co się dzieje. Też chce wstać, ale JJ przytrzymuje mnie ręką.
- STO LAT! STO LAT! NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM!!! - rozbrzmiewa wielki hałas na sali. Najpierw śpiewają tylko opiekunowie, ale z czasem dołącza się cała stołówka. Matko! Jak ja nie lubię tej chwili, kiedy nie wiem co zrobić.
- NAJLEPSZEGO JANE! - wrzeszczy JJ na cały głos, a po chwili powtarza to po niej cała stołówka.
Spoglądam się w prawo i widzę... czarnowłosego. Uśmiecha się do mnie. Wszyscy podnoszą kubki i wypijają za mnie toast, ale mnie nie obchodzi nikt poza czarnowłosym. Uśmiecha się do mnie. Puszcza mi oczko. Matko boska...
- Jane? - Gwen patrzy się na mnie z przerażeniem.
- Tak? - jakim cudem jestem już w domku? Nawet nie zauważyłam, że tu weszłam i położyłam się na łóżku. Chyba zbyt dużo myślę o ciemnowłosym.
- Ja spadam na biologię, a JJ na chemię. Zostaniesz sama?
- A mam jakiś inny wybór? Zresztą ja mam matmę za jakieś 20 minut.
- To świetnie.
Padam na łóżko. Nadal nie znam twojego imienia chłopaka enigmy. Cały czas mi gdzieś unikasz...
- Łap to! Nick! - słyszę jakieś wrzaski za oknem. O mój boże! To czarnowłosy i jego durnowaci koledzy. Walczą na balony z woda.
Na chwilę przestaje zwracać uwagę na enigme, bo w tle widzę Ross;a, który zaczepia Gwen przy wejściu do głównego budynku. Na szczęście nie muszę się martwić, bo widzę tylko jak blondynka krzyczy na blondyna, a potem zatrzaskuje mu drzwi przed nosem. Nie wiem jakim cudem, ale nagle Ross patrzy się w moje okno wkurzony. Idealna okazja!
Prostym gestem pokazuje chyba nasze ulubione zdanie dzisiejszego dnia. 2:1 przystojniaczku!
Ross wchodzi do budynku, a mój wzrok znów przenosi się na ciemnowłosego.
Jak masz na imię?
Cholera! Spóźnię się na matmę! Jakim cudem stałam 20 minut w oknie, a on mnie nawet nie zauważył? Złośliwość losu.
Stoję przed budynkiem głównym, ubrana w tą spoconą koszulę, kiedy nagle z rąk wypadają mi podręczniki. Chcę je podnieść, kiedy nagle stykam się ręką z jakimś chłopakiem. Podnoszę wzrok. To on.
Och, jakże to filmowe. Jakby całe moje życie napisała jakaś przewrażliwiona nastolatka z nutką erotyzmu. Tak dokładnie taka osoba.
Jednak teraz się tym nie przejmuje, bo moja cała uwaga skupia się na NIM. Podaje mi książki.
- Najlepszego Jane. - uśmiecha się do mnie i wchodzi do budynku. Co prawda nie przytrzymał mi drzwi, ale... to nie miało znaczenia, bo znów zatrzymałam się w miejscu. Otrząsnęłam się po jakiś 5 minutach. Matma! Ci ludzie tam czekają! A ja znów skończę później. Jestem ciekawa czego uczy enigma.
- A wiec bryły obrotowe. - jak ma na imię? Albo ile ma lat? - To bryły, która jest ograniczona - Co lubi jeść? W którym domku mieszka? - powierzchnią powstałą w wyniku - A co jeśli on ma dziewczynę? W końcu jest tak przystojny... - obrotu jakiejś figury. Rozumiecie?
- EEE...
- No dobra... - dajesz Jane zbierz się w sobie i wytłumacz im to. Po jakiejś pół godzinie zdołaliśmy ogarnąć wszystkie wzory do trzech brył. - Dobra. ja dam wam 2 zadania i rozwiążcie je teraz, a ja pójdę na chwilę do toalety.
Musze się ogarnąć. Wystarczy, ze się trochę poznasz z człowiekiem enigmą, a znów powrócisz do normalnego stylu życia.
- Hej, hej, poczekaj! - no nie. Ross. Ale on nie woła mnie. Woła Gwen. Chowam się za filarem i patrzę jak Ross przytwierdza Gwen do ściany.
- Odwal się. - mówi do niego, ale on nie daje za wygraną.
- Niby czemu?
- Bo nie jestem tobą zainteresowana przystojniaczku.
- No weź... jestem ciacho jak powiedziałaś, głupi tez nie jestem.
- Z tym drugim pozwól, ze się nie zgodzę, ale... Jane z tobą była, wiec trochę od niej o tobie wiem.
- Ja z Jane? Proszę Cię... Byłem z nią, bo akurat nikogo innego nie było. Musiała sobie nawymyślać, kiedy z nią zerwałem. - Co? Co?! CO?! Co za ... płytki idiota. Do tego kłamca. No ja po prostu... UGRH.
Wściekłam się tak bardzo, że wyszłam zza filaru, ale żeby nie musieć teraz oglądać tego tlenionego pajaca to poszłam z innej strony.
- AUĆ! - jestem tak wściekła, ze nawet nie patrze przed siebie. Na kogo wpadłam...? O nie. ENIGMA.
- No i znowu się spotykamy. - czarnowłosy uśmiecha się do mnie, a je odwdzięczam uśmiech.
- No rzeczywiście. Wybacz, ze na Ciebie wpadłam, ale ktoś... mnie wkurzył.
- Czyżby ten blondas?
- Tak. Skąd wiedziałeś?
- Powiedzmy, ze mnie też on nieźle denerwuje.
- No to jesteśmy w tym razem. - uśmiecham się.
- Dobra. Wybacz, ale ja muszę spadać.
- Czekaj! - chłopak zatrzymuje się. - Jak masz w ogóle na imię?
- Olivier. - odchodzi.
Olivier. To słowo brzęczy mi w głowie przez cały dzień.
Olivier.
Powiedzcie "HEJ" Olivierowi :) <3
_________________________________________________________________________________
A więc:
20 kom = nowy rozdział
Wiec macie tutaj nom... kolejny rozdział serii 4.
Za to ja mam do was prośbę: Wejdźcie w tego bloga USSPOM jest to mój blog.
Proszę was wchodźcie na niego jak najczęściej i komentujcie, a ja w zamian postaram się pisać szybciej i więcej.
czyli w sumie
koment+wejścia na USSPOM = "szybsze" i dłuższe rozdziały
i od razu zaobserwujcie, bo to chyba nic nie kosztuje :D