18+ scene!
...
- Więc… - jesteśmy
w salonie państwa Lynch. Przyszłam tu by się przekonać, ale myślałam, że będzie
romantyczniej. Czuję się skrępowana i widzę, że Ross ma podobnie. Siedzimy w
milczeniu. Na szczęście w domu Ross’a nie ma nikogo, więc i tak mamy
swobodniej. A jednak tego nie czuję. Swoboda uciekła gdzieś daleko stąd
zostawiając nas w całkowitej frustracji. O Mój Boże! Tleniony! Zrób coś. Rzuć
się na mnie! Zrób cokolwiek.
- Wiesz,
kiedy pierwszy raz chciałeś mnie przelecieć wziąłeś mnie przez ramię i
zaniosłeś na górę. – To sugestia baranie! Zrób tak!
- Dobry
pomysł! – podchodzi do mnie. Bierze mnie przez ramię. Zaczynam krzyczeć, ale
jestem podekscytowana.
- ROSS!
Zostaw mnie! – śmieję się.
- Cicho! –
klepie mnie w tyłek. – Widzę, ze jesteś nienasycona?
- Skąd ta
pewność?
- Ja to
czuję.
Ross kopie w
drzwi. Perfidnie z ogromną siłą rzuca mnie na łóżko, tak, że wyrzuca mi płuca w
powietrze i nie mogę złapać oddechu. A może to przez niego. Siada koło mnie.
Jest skrępowany. Nie chce się spieszyć? Co jest panie „dasz się przelecieć”?
Gdzie pańska odwaga?
-
Denerwujesz się? – pytam ze śmiechem sama czując się jakby wisiało nade mną sto
fortepianów.
- Trochę.
Przytulam
się do jego piersi. Zapach ma cudowny. Czuję jego perfumy, które czułam jak
przytulałam go kiedy wykopał Brandona z mojego domu jak dostał szału. Wtedy
pierwszy raz poczułam, że jest człowiekiem.
- Słuchaj.
Poznałam Cię jako Naughty Boy’a, więc do jasnej cholery bądź tym Złym
Chłopczykiem i dalej!
- Zadziorna
dziś jesteś.
- Może
trzeba mnie przytemperować?
- Dobry
pomysł. Ostatnio lubisz się rządzić.
- Kiedy na
przykład.
- Dziś
powiedziałem, ze masz 5 minut, a ty powiedziałaś, ze masz tyle czasu ile
chcesz.
- Bo tak
jest.
- Nie lubię
jak ktoś podważa moje zdanie.
- Nie lubię
twojej apodyktyczności.
- Hę?
- Nie ważne.
– mówię. Czuję się nienasycona. Podniecona. Taka… pewna.
Odwraca się
w moją stronę. Podciąga mi moja sukienkę w górę. Widzę jaką sprawia mu to
radość, ponieważ pierwszy raz się nie opieram. Czarny kawałek materiału ląduje
na ziemi. Czuję się taka… obnażona, bezbronna…
- Bądź
spokojna. – mruczy, a jego słowa rozpalają moje serce oraz resztę ciała. –
Ćśśś… - jak to możliwe, że ta sylaba oplata jego język tak, ze wywołuje we mnie
takie erotyczne doznania. Lekko popycha moje ramiona, ale ja na skutek silnych
doznań opadam na łóżko jak zabita. Zamykam oczy i pozwalam mu się prowadzić.
Jakie mam szczęście, że założyłam dziś moją najlepszą bieliznę. Nagle czuję
usta Ross’a przy mojej kostce. Całuje ją przyprawiając mnie o co najmniej zawał.
Jego usta są gorące. A może tylko mi się tak zdaje? Językiem prowadzi taniec
wokół moich nóg. Jest taki pewny i szybki. Nagle przestaje. Chce na niego
spojrzeć, ale nie mogę. To jest zbyt erotyczne. Powinno być zakazane!
Jego usta
docierają do moich obojczyków. Delikatnie całuje każdy cal kości nie
opuszczając ani milimetra. Masuje mi ramiona. Czuję jego suche, ale pewne ręce.
Takie męskie takie silne, takie… moje. Powoli wsuwa je pod moje plecy. Rozpina
mi stanik. Skóra mi cierpnie.
- Masz taką
piękną skórę. Zawsze chciałem jej dotknąć, ale mi uciekałaś. – Jego słowa
zalewają mnie lawiną doznań. Powoli pozbywa się mojego stanika. Nie mogę! Skóra
mi cierpnie. Dotyka moich piersi zataczając kółka wokoło brodawek. Lekko je
pociąga, a one natychmiast twardnieją pod jego dotykiem. Całuje mój brzuch, a
ja powoli wspinam się do nieba. Ross zabiera mnie tam gdzie Brandon nigdy nie
dosięgał.
Zatracam się
w tym uczuciu.
- Ross błagam!
– jęczę rozkoszując się każdym jego dotykiem.
- Nie ruszaj
się – mruczy, a ja próbuję nie wić się pod dotykiem jego chłodnych, ale zarazem
gorących ust. – Nie wij się Jane, albo będę zmuszony Cię związać. – Związać?
Matko gdzie podział się ten nieśmiały chłopak, który przed sekundą bał się na
mnie spojrzeć.
Jego dłonie
wędrują coraz niżej, a ja czuje coraz większe spięcie. Nie! Nie mogę!
- Nie ruszaj
się. – mruczy chłodno. Jest wściekły, a ton jego głosu mnie paraliżuje. Jego
ręka delikatnie wsuwa się za część mojej bielizny co przyprawia mnie o kolejny
zawał, ale moja podświadomość wędruje o jeden szczebel wyżej na lawinie doznań.
Jego palce delikatnie zaczynają stymulować mi łechtaczkę. Jęczę.
- Ćśśś… -
uspokaja mnie, ale ja już nie mogę. – Jesteś taka wilgotna… taka piękna… od
zawsze Cie pragnąłem… cały rok nie mogłem wytrzymać. Na szczęście dotyk twojej
skóry za każdym razem kiedy się żegnaliśmy trochę mnie uspokajał. – żali się,
ale ja go nie słucham. Drabina emocji, po których prowadzi mnie tleniony anioł
zaraz się skończy. Otwieram oczy. Patrzę na niego, a on zdążył już zdjąć
koszulkę. Kiedy on to zrobił? Ja chciałam to zrobić! Moja podświadomość
odzyskuje na chwilę zdrowy umysł i burczy z dezaprobatą, ale znowu zatraca się
w doznaniach kiedy na piersiach czuje jego szybki oddech. Delikatnie ściąga mi
resztę mojej bielizny. Moje policzki oblewa szkarłatny rumieniec. Jestem goła!
Uh… tu jest za gorąco. Te doznania plus to, ze jestem obnażona odcinają mi
dopływ tlenu. Ross zdejmuje spodnie. Widzę jego różowe bokserki, które zawsze
mnie śmieszyły. – Jane. Chcę zawiązać ci oczy. – Co? To brzmi… erotycznie.
Magicznie… moje ciało zaczyna się rozpływać przy każdej sylabie padającej z
jego ust. Bierze z biurka swoją fioletową bandanę. Podchodzi do mnie.
Moje oczy
spowija mrok, kiedy zawiązuje chustę na moich oczach. Teraz słyszę tylko nasze
oddechy skąpane w sobie. Ja dyszę ciężko, a on łapie szybkie i płytkie oddechy.
Nie widzę co się dzieje, ale słyszę jak Ross rozrywa foliową paczuszkę. Więc to
się dzieje. Czuję jak łóżko ugina się pod ciężarem dłoni blondyna. Czuje go na
sobie. Lekko mnie całuje. Jego usta są chłodne jakby posmarował je kostką lodu.
Co niesamowitego! Czuję jego erekcję naciskającą na moje biodra. Powoli we mnie
wchodzi.
Uwielbiam to
jak wypełnia mnie od środka. Obejmuję go za szyję, wplatam palce we gładkie i
miękkie włosy upajając się jego obecnością w sobie. Zaczyna się poruszać.
Jęczę. Moja podświadomość jak na początku delikatnie łapała za każdy szczebel
teraz pędzi po drabinie i jest już coraz wyżej i wyżej. – No dalej, mała! Zrób
to! Dojdź dla mnie. – krzyczy. Nasze biodra grają wspólnym rytmem. „Ja je
wysuwam, a on spaja z nich każdy łyk…”. I nagle to się dzieje. Moja
podświadomość dociera do końca drabiny, a ja się rozpływam. Czuję jak moje
ciało rozpływa się i cieknie po pościeli wprost na podłogę. – Jane! – Ross
krzyczy moje imię i opada na moje ciało dysząc ciężko. Zatapiamy się w uczuciu,
które wypełnia nie tylko nasze ciało, ale także duszę. Czuję gorąco i chłód.
Czuję to czego Brandon nie mógł mi dać.
Spełnienie.
_________________________________________________________________________________
Dałam z siebie tyle ile mogłam. TAK DAŁA MU SIĘ TAK SZYBKO! Mogę robić co chcę :D
:)
Ale spokojnie to nie koniec ziomy <3