- Doktorze!
- Przyj!
Kochanie! Już Prawie!
Słychać
płacz dziecka. Salę zalewa światło jarzeniówek. Nic nie słychać poza płaczem
oraz cichym, ledwo słyszalnym oddechem ulgi pani Casterwill.
- Dziewczynka pani Casterwill. To dziewczynka.
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
- Jane!
Chodź! Idziemy na plac!
- Mama!
Mama! – piszczę. Plac! Plac Zbaw! Kocham Place! Dzieci są tam takie miłe!
Wszyscy się bawimy! Śmiejemy! Ale kolana bolą! Wszędzie mam strupy, które po
prostu kocham zdrapywać!
- Jane! Chodź! – mamusia wyciąga do mnie rękę. Idziemy na
plac!
_______________________________________________________________________________________
_______________________________________________________________________________________
- Jane! To
twój pierwszy dzień w szkole.
- Mamusi! Ja
nie chcę! Tutaj dzieci są inne! Nie są szczęśliwe! Nie są takie jak na dworze,
na placu.
- Spokojnie.
Są tylko trochę przestraszone. O! Spójrz na tą dziewczynkę co do Ciebie
biegnie!
- Ceść!
Jestem Jane. – mówi do mnie dziewczynka. Ojej! Ona ma tak samo na imię jak ja!
- Ja tes jestem Jane! Wiesz… będę Ci mówić JJ. Żeby się nie
myliło!
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
- Jane!
Chodź już! – krzyczy mój tata, ale ja nie mam zamiaru się ruszać. - Wiem, ze
nie chcesz się wyprowadzać, ale musimy. Dostałem stałą pracę, więc chodź!
Biorę torbę,
resztę pudeł, pakuję je do ciężarówki i wyprowadzam się z domu, który był
miejscem mojego dorastania. Z Chicago prosto do jakieś dzielnicy w Los Angeles
– Littleton.
Powoli zwlekłam się z łóżka i na
czworakach podeszłam do szafy. Złapałam się za klamkę, podciągnęłam i już
stałam wyprostowana przed drzwiami. Wybrałam stały zestaw. Mianowicie koszulka,
jeansy i trampki. Ja uważam to za normalny sportowy strój, ale ludzi z mojej
poprzedniej szkoły uznają mnie za babo-chłopa. Cóż, ale nie dlatego z niej
odeszłam. Moi rodzice uznali, ze taka perfidna szkoła nie nadaje się dla kogoś
tak inteligentnego jak ja. I w sumie mieli rację. Nie jestem jakaś wybitnie
uzdolniona, ale denerwują mnie osoby, które myślą, ze nieuctwo to jakaś moda i
ich zaleta. Przenieśli mnie do jakieś prywatnej szkoły. Mam nadzieje, ze ludzie
tam są bardziej ogarnięci niż właściwie wszędzie indziej.
Woda oblewa
mi plecy. Krople spadają coraz niżej i spływają po pośladkach. W powietrzu
unosi się zapach koziego mleka i jaśminu. Powoli otwieram oczy i nie wiem co
się dzieje. Właśnie! Co się do cholery dzieje! Siedzę w brodziku i opieram się
o zaparowaną szybę prysznica. Jak to możliwe, ze zasnęłam pod prysznicem? Jak?
Chwila… to znaczy, że Ross’a tu nie było. Nie zapukał do moich drzwi, nie
przeprosił mnie za Celine, nie powiedział, ze mu na mnie zależy.
Oh!...
Wychodzę
spod prysznica. Wycieram włosy i starannie je rozczesuję. Nakładam na siebie
piżamę, ponieważ Chris nadal nie oddał mi moich rzeczy. Nagle słyszę dzwonek do
drzwi. Ross! Zbiegam na dół. To dziwne, ale czuję motyle w brzuchu!
- Ro…!
Chris? Co ty tu robisz? – w drzwiach stoi mój kuzyn.
- Na razie
mieszkam. Wszystko okej?
- Tak. –
odpowiadam zawiedziona.
- Wiesz…
kiedy wyszłaś Ross ostro się wkurzył. Na Celine oczywiście.
- Tak? –
jestem zaintrygowana i zadowolona, ze ta idiotka dostała za swoje.
- Próbowała
go jakoś udobruchać, ale on był nieugięty. Zerwał z nią tak głośno, ze cała
restauracja klaskała mu za jego przemowę.
- Tak? Co powiedział?
- No wiesz
coś typu… „Jak mogłaś to zrobić? Co ci strzeliło?”, a zakończył to słowami „
„Szanuje się innych”, po czym z zakłopotaną miną wyszedł i tyle go widziałem… -
ale ja już nie słucham. Zastanawiam się nad słowami Ross’a, które powiedział
Chris. „Szanuje się innych”! Tak… Jak można odzywać się w sprawach, o których
nie ma się bladego pojęcia!? Taki ktoś gada mi o szacunku? Ktoś, kto przeleci
wszystko co się rusza? Ktoś kto obrazi każdego kto tylko przejdzie koło jego
zadartego nosa? Doprawdy…
Nagle słyszę
dzwonek do drzwi. Może to JJ? Sama próbuję siebie oszukać. Wiadomo, ze to Ross.
Nie mylę się.
Kiedy otwieram drzwi widzę w nich zakłopotanego blondyna, który
przystępuje z nogi na nogę. Trochę jak w moim śnie…
- Cześć.
- Cześć. –
odpowiadam oschle. Traktuję go tak jakby to on wylał na mnie pół tubki
ketchupu.
- Możemy
pogadać?
- Wiesz jest
u mnie mój kuzyn, a to niegrzecznie zostawiać gości. Nie pokazałam mu jeszcze
Littleton. – ciągnę swoją dezaprobatę coraz bardziej pesząc blondyna.
- Wiesz, że
mnie to nie obchodzi. – ciągnie mnie za rękę.
- Ross!
Zostaw mnie! Jestem w piżamie! – krzyczę wkurzona. – Dobra! Skoro tak chcesz
iść to daj mi się ubrać! – skutkuje. Puszcza moja rękę.
- Masz 5
minut. – mówi z rękami w kieszeniach.
- Mam tyle
czasu ile tylko będę chciała! – wkurzona wracam do domu. – Chris! Dawaj ciuchy!
– Ale Chris mnie wyprzedził. Na kanapie leży kolejna rzecz, która jest, a
raczej była głęboko skryta w czeluściach mojej szafy. Mała czarna… - Nie znoszę
Cię!
- Też nie
kocham, kuzynko. – uśmiecha się, na co ja wystawiam mu język. Wkładam sukienkę,
a do niej trampki. Oczywiście dlatego, ze Chris jak chował moje rzeczy
zapomniał sobie zapisać gdzie schował moje balerinki. Boże faceci to debile!
Wychodzę z
domu. Ross stoi w tym samym miejscu i wygląda jakby czekał na rozkazy. Na mój
widok w jego oczach pojawiają się wesołe iskierki. Strasznie mnie to frustruje.
- Czego
chcesz? – pytam wiadomo jak okrutnym tonem.
- Zerwałem z
Celine. – mówi od razu. „Sen!” - myśli moja podświadomość.
- No i? Nie
dziwię ci się. Jestem ciekawa czym w Ciebie cisnęła, kiedy byłeś u niej, żeby
ją… no wiesz… - krępuję się. Po co ja o mówiłam?
- Zerżnąć? –
jak to możliwe, że chłopcy są tacy prości w mowie. – Tak po prawdzie nie
zrobiłem tego z nią. – mówi dziwnie uśmiechnięty. Dlaczego on się śmieje?
Myślałam, że dla niego dzień bez sex’u to dzień stracony…
- Dlaczego?
– te słowa same ze mnie wylatują. Ugrh… muszę nauczyć gryźć się w język. –
Byliście razem ponad miesiąc. Miałeś czas… - Jane. Język! Ugryź się w niego!
- Wiesz…
pomyślałam, że zaliczanie dziewczyn jest… głupie.
- Allelujah!
- Tak sobie
myślałem, ze po prostu… mój pierwszy raz był do kitu… wiesz… toaleta i te
sprawy, więc może próbuję sobie wymarzyć mój prawdziwy pierwszy raz z każdą
dziewczyną jaką przelecę i mam nadzieję, ze to z tą będzie najidealniej.
- Żartujesz?
– nie wierzę w żadne słowo.
- Pół na
pół.
- Znaczy?
- Próbuję
czekać na tą jedyną, ale jesteś kimś w rodzaju seksoholika…
- To
chciałeś mi powiedzieć? – pytam, ponieważ nasza rozmowa zmierza do nikąd.
- Chciałem
Ci powiedzieć, że nigdy mi nie zależało na Celine.
- No i?
Naprawdę Ross nie obchodzi mnie na kim Ci zależy, a na kim nie. – Sen się
spełnia!
- Cóż… wiem,
ale… po prostu… sory.
- Sory? – na
serio tylko na tyle go stać. Widzę jak bierze głęboki oddech, zatrzymuję się i
wygląda inaczej. Niewinnie. Nie jak Ross.
-
Przepraszam.
- Za?
- Celine. Za wszystko. – wszystko! Wszystko! Wszystko! Wreszcie ten tleniony pajac wziął się
za siebie i… i co? Stał się mentalnym i dobrodusznym gamoniem. Czemu jestem
taka oschła. I co ja mam powiedzieć? Dobra Jane zdaj się na instynkt i powiedz…
- Wybaczam.
Za wszystko. – uśmiecham się lekko się pesząc. – To wszystko? – mój zgryźliwy
ton wraca.
- Tak
właściwie… nie. – Ross nerwowo przystępuje z nogi na nogę. Moja podświadomość
zaczyna wirować w geście wyczekiwania. Patrzę się w jego oczy wyczekująco. –
Będziesz nadal udzielała mi korepetycji?
Oh! L
Korepetycje…
Korepetycje…
Cholera…
Co…
Się…
Ze…
Mną…
Dzieje…
Nagły
przypływ emocji budzi we mnie bestię. Co się dzieje? Ja pytam się co to ma być?
Co to ma znaczyć? Nawet nie wiem kiedy moje usta oderwały się od jego ust. Moja
pierś drży. Czuję zażenowanie. Co ja ,kurde, odwalam? Moje oczy nie mają siły
by napotkać jego , tak myślę, dość zszokowany wzrok. Czuję aprobatę. Nareszcie.
- Sory… -
oh! Teraz zauważam jaką siłę ma to słowo kiedy to ty je mówisz. Jest takie
proste i kiedy je mówimy czujemy się jakby miało załatwić wszystkie sprawy… a
tak nie jest. – Tak. Mogę je poprowadzić. Korepetycje. – odchrząkuję.
-
Zrozumiałem. – uff… dzięki Bogu on gada! Wygląda na rozbawionego. Moja
podświadomość czuje się jakby weszła do zimnej wody w czasie letniego upału.
Ross odchodzi bez słowa, ale na szczęście jest uśmiechnięty. – Um… Jane? –
szybko się odwracam.
- Tak?
- O której
godzinie?
- Tak jak
zawsze. 18.
- Dzięki. –
odchodzę.
- Jane?
- Tak?
- U mnie czy
u Ciebie?
- U ciebie. –
znów odchodzę, jednak mam lepszy humor. Taki pewniejszy. Nagle czuję
szarpnięcie ręki. To Ross? Co on robi?
- Pieprzyć
ten cały szacunek. Ja. Chcę. Ciebie. TERAZ. – to ostatnie słowo. Teraz. Teraz to
mam mętlik. Co on chce teraz? W końcu mnie kocha czy nie? Chce gdzieś ze mną
iść? Chce mnie pocałować?
- Jaki
szacunek? Ross co ty gadasz? Co chcesz teraz?
- Pieprzyć
wszystko!
- Znaczy?
- Zróbmy to. Teraz.
________________________________________________________________________________
Dałam wam dzisiaj. Trochę dłuższe...ale sama nie wiem , kiedy napiszę kolejne. Spróbuję w tym tygodniu, ale niczego nie obiecuje... po prostu lubię trzymać was w niepewności.
A co do ostatniego zdania w rozdziale... cóż... myślę, że jedna osoba sie wyjątkowo ucieszy i ona dobrze wie, kto to jest :)
Aha, a to kiedy napiszę zależy od waszych komów... nie lubię ich wypraszać, ale... są fajne :)
Boski <3 Ale żeby przerywać w takim momencie ? :D Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńojaaa no w takim momencie!:D mam nadzieje,ze oni w koncu beda razem, wiem,ze koncepcja miala byc taka,ze Ross bedzie bad boyem caly czas ale w sumie mogliby byc razem :D nie moge sie doczekac kolejnego Pozdro :)
OdpowiedzUsuńMyślałam na początku, że to Jane rodzi xd
OdpowiedzUsuńW ciągu rozdziału miałam najpierw 'wtf', potem zdziffko, potem zasko, potem łach z korepetycji, a na końcu mnie wkurzyłaś - przerwać w takim momencie!!! Ale to jest magia bloga - autor wie, co się wydarzy, a czytelnik go opieprza za kończenie rozdzialu w ważnym momencie, próbujac zgadnąć, co dalej xd
Czekam na next!
the-story-of-auslly.blog.pl
Uuu tak bosko *-* ale moment naprawdę wyczułaś xD czekam next
OdpowiedzUsuńNie no...Sen? Serio? I jak mogłaś tak zmienić en sen...było tak pięknie. Z jednej strony cieszę się, że Naughy Boy wrócił na sam koniec, ale z drugiej...Kurwa!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na szybkiego i długiego next :D Chcę go już przeczytać...TERAZ ! xd
W takim momencie serioo hahah czekam na nexta z niecierpliwoscia i mam nadzieje ze szybko się pojawi
OdpowiedzUsuńW tym momencie ;( no ale trudno wiem że warto bedzie czekać na next ;* szacunek hahahha to było dobre ! :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co dalej! ;)
OdpowiedzUsuńPoczątek jakiś taki niefajny xd Czytam i myślę WTF o.O.... Ale to był sen, eh myślałam,że serio jej to powiedział ;/ z deka się rozczarowałam ale tą końcówką nadrobiłaś ;P Czekam na next ;3
OdpowiedzUsuńJejkuuu świetny *-* Jass ;3 Jestem mega ciekawa, co się będzie dalej działo no i co zrobi Jane ^^ Czekam niecierpliwie na next!
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze Jane wkoncu się zgodzi i ze będzie tak magicznie!! Daj szybko next widzisz jest dużo komentarzy a ja zaraz nie wytrzymam musze zaspokoić przez ciebie emocje! dawaj szybko!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaa <333
OdpowiedzUsuńJaka cudna końcówka <333
Na początku takie...
Co???!!!! To był sen???!!! Grrrr...
A potem przy końcówce...
Aaaaaaaaaaaa *O*
Nie no nie mogę! <333
Czekam na nexta <333
Mam nadzieję szybko <333
Jezu jaki boski!!! Ale czemu przerwałaś w takim momencie?! Czekam na nexta!!! :D
OdpowiedzUsuńcuuuuuuuuuuuuuuddddddddddddddddnnnnnnnnnnnnnnnyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy
OdpowiedzUsuńdawaj nexta proszę cię