wtorek, 30 września 2014

Rozdział 53

Uwiel­bia szar­pać go za koszulkę, wkładać zmarznięte dłonie pod kap­tur.. widzieć ten je­go seksowny uśmiech, gdy ba­wiła się sznurkami od je­go ulu­bionej blu­zy. Była nap­rawdę szczęśli­wa. Te­raz wie, że to wszys­tko było jej chorą wyob­raźnią.. Że gdy od­szedł bez pożeg­na­nia, w kie­sze­ni tej wyima­gino­wanej blu­zy zos­ta­wiła swo­je serce...

Kładę się na łóżku, ściągając z siebie katownicze obcasy oraz bardzo opinającą sukienkę. Na moich ramionach ląduje luźna koszulka, a na biodrach dresy.Co się właśnie stało? Nie wiem...Tak naprawdę z tej całej rozmowy można wysunąć jeden wniosek: "Może przyszedł czas pogodzić się z faktem, ze nawzajem robimy sobie w głowie burdel i po prostu się pożegnać?"Tak. To zdecydowanie to. Nie chcę płakać. Nie ma z czego... Nadal będziemy się w jakiś sposób znać, ale sądzę, ze w tej "znajomości" korepetycje odpadają. Z nich zawsze tworzy się jakiś problem, po którym zawsze się kłócimy, a ja mam takich rzeczy dosyć.Kładę się na poduszce i od razu pochłania mnie sen.Trudno jednak o spokojny sen, kiedy myśli kotłują się w głowie.Stoję na urwisku. Moja ciało oplata wiatr. Nie mam na sobie ubrań. Wszędzie widzę śnieg, ale ja odczuwam ciepło. jest, aż za gorąco... duszę się! Pomocy!- Pomocy! - krzyczę zrywając się z łóżka. Co to było? Zazwyczaj po dość smutnych chwilach, śni ci się ważna osoba lub odczuwasz chłód. Ale urwisko i gorąco? Nieważne. To tylko głupi sen.

Na zegarku widnieje godzina 7.00. Niedziela.Wyciągam z szafy getry oraz jakąś bluzę. Jest dziś chłodny dzień, więc ciepłe skarpety też nie zaszkodzą.Na dworze jest taki ziąb, ze widzę własna parę wylatującą z ust.
Wchodząc do domu JJ omal nie upadam o górę śmieci na podłodze. Nie widzę w domu żadnych większych strat. Pomijając kilka kałuż wymiocin to nic złego się nie stało. Zgrabnie niczym baletnica pomykam do pokoju JJ. Już mam zamiar wpaść do jej pokoju z krzykiem, kiedy przypominam sobie, że mogą leżeć tam goli, wtuleni w siebie. Słodkie...Delikatnie uchylam drzwi i wślizguję się przez nie. Na szczęście pokój JJ jest cały czysty. Jest tak jak mówiłam JJ leży wtulona w Drake'a i oboje oddychją w tym samym rytmie. Ale jest jedna różnica. Są ubrani. Kurcze...Widzę jak Drake powoli otwiera oczy. Chyba nie wie, że tu jestem, bo powoli wkłada nos pomiędzy piersi JJ. Lekko odchrząkuję.- JANE! - Drake spada z łózka, a ja pochłaniam się w salwie gromkiego śmiechu. JJ również wypada z łózka, a potem z nutką dezaprobaty w głosie krzyczy na mnie.- Głupia jesteś! - burczy i krzyżuje ręce na piersi.- Przyszłam pomóc Ci posprzątać, ale skoro nie...- Ja też mogę...- Nie. Drake, ty idź. - mówię do niego i wskazuję na drzwi. Drake szybko żegna się JJ, a mnie przybija piątkę.Zaczynamy od dołu, ponieważ góra jest trochę mniej zniszczona.- Jak było? - pytam się wrzucając kolejną butelkę po piwie do worka.- Bosko... - JJ oddycha pełna aprobaty i szczęścia dziecka w głosie. - Był taki delikatny i po prostu... kocham go. - JJ zaczyna płakać ze szczęścia. To dobrze. Ważne są urodziny, które zostaną w naszej pamięci. - Ale teraz mało obchodzi mnie moje szczęście. Mów. - W ogóle przepraszam, ze wyszłam wczoraj tak szybko z imprezy.- Nie masz za co. Widziałam, ze źle się poczułaś. Ale to nieważne. Wyszłaś z Ross'em. Czemu?- Musieliśmy pogadać.- Jane!- Co?- Zrobiłaś to. Z nim. W moim pokoju. Wczoraj. - Cholera. Siadam na podłodze, oddychając ciężko. Zbiera mi się na płacz.- N-n-nie chciałam tego, okej? Myślałam, ze to Szary. No, wiesz Jason, który mnie lubi, szanuje i w ogóle. - szlocham. - Przeklęty alkohol - szepczę bardziej do siebie niż do JJ. - Ja nie chciałam... - w domu JJ rozlega się okrutny szloch. Dziewczyna mocno mnie przytula. Czuję się jakby kazano mi skakać z jakiegoś wysokiego klifu, ale JJ tak mocno mnie ściska, że się duszę. Sen...- Nic złego nie zrobiłaś. Nie ważne, nie myśl o tym co działo się tutaj, tylko o tym co działo się potem.Próbuję jakoś złapać oddech, ale słabo mi to wychodzi.- Usiedliśmy w ogrodzie. Pogadaliśmy. Spytałam się o to czy warto coś jeszcze z nami zrobić czy dać sobie spokój. No... i daliśmy sobie spokój.- On tak postanowił?- Nie. Zanim on coś powiedział, to ja... podsumowałam to. Że... koniec.- Rozumiem. - JJ wygląda na bardziej zmartwioną niż można byłoby przypuszczać. - Ale wiesz... zaprosiłam go po to byście się pogodzili... ale nie w ten sposób.- Co masz na myśli?- Pogodziliście się. Ale w stronę "nie znam Cię", a nie w stronę "zróbmy coś z sobą". Dałaś mu chociaż się namyśleć nad odpowiedzią?- N-nie.- A jak myślisz co by odpowiedział?- Nie wiem. - nie wiem. JJ patrzy się na mnie z politowaniem. Kolejna godzina mija bez słowa. W spokoju sprzątamy dom. Okazuje się, że jest tak zasyfiony, ze zanim się obejrzę mija godzina 17.00. Sprzątałyśmy dom 10 godzin! Co prawda bardzo opornie, bo zjadłyśmy obiad i oglądnęłyśmy nasz ukochany program "Dom snobizmu". W domu zostaje zamkniętych 10 osób i jedna z nich wybierana jest przez producentów jako "kłamca". Kłamie domownikom na ich temat, ale tak naprawdę reszta z nich jest tak snobistyczna, ze również posuwa się do kłamstw. Zadaniem domowników jest odgadniecie kto jest "kłamcą", a w zamian dostają 10.000 dolarów - każdy z nich. Program trochę bezsensu, ale miło się go ogląda. Bezsensu... - Ja będę lecieć! Do jutra! - wychodzę zanim JJ otworzy usta.

W domu jestem około godziny 19.00, ponieważ poszłam jeszcze na zakupy razem z koleżanką, którą spotkałam po drodze.Szybko odrabiam lekcje i kładę się spać.

Pojawiam się w szkole kompletnie niewyspana. Zaczynamy WDŻ-em. Przynajmniej dobre to, ze od samego rana nie będę musiała zbyt dużo myśleć.- Dziś porozmawiamy sobie o... o temacie tabu. Wiadomo. Seks. - i oczywiście na twarzach wszystkich chłopaków pojawia się głupawy uśmieszek. Nie tylko chłopaków. Ale na mojej nie. Seks jest głupi.- Jestem przekonana, że większość z was odbyła już swój stosunek płciowy. - i "dziwnym trafem" spogląda tu na Ross'a. I znów ten uśmiech lo­su... szko­da tyl­ko, że ty­le w nim ironii.... - Ale ważne jest nie tylko odpowiednie zabezpieczenie się, tylko powód dlaczego to robimy... - zaczyna się. Kolejna pogadanka o życiu. Minuty mijają, a pani Skamander nuci kołysankę o tym co jest ważne w naszym "stosunku płciowym".- Bo, dlaczego to robicie?- Bo chcemy wiedzieć jak to jest? - odpowiada sennie Violet.- Racja. Słyszycie o tym tyle mitów, ale to wcale nie jest tak wspaniałe jak na filmach. - jak to nie? 

 "Ćśśś… - jak to możliwe, że ta sylaba oplata jego język tak, ze wywołuje we mnie takie erotyczne doznania. "

O ile pamiętam to było jak z filmu. Może nawet lepsze. W filmie wcale nie pokazują seksu jako czegoś ulepszonego, tylko pokazują parę, która robi to z odpowiednią osobą.
Dlatego ja czułam się tak dobrze z... O SHIT!
Nie. Z nim koniec. Koniec, no. Znajomi. I tyle. Jest tak jak mówi nauczycielka. W filmie jest pokazane jako coś wielkiego. A w życiu... naturalnie. Nic wielkiego.
_________________________________________________________________________________

Mi się podoba, bo jest takie "cudowne" objawienie na końcu.
Co to tego, ze ludzie mieli stracha, ze kończę bloga.
Teraz jesteśmy w serii 3 - "Klasa Druga"
Jeszcze mam w planach serię 4 - która według mnie będzie fajniejsza niż ta.
I 5 - która będzie ostatnią no i wiadomo, ze bardziej problematyczną, ale i romantyczną, ale nie martwcie się. Na razie nie kończę. Ale powiem wam, ze trudne jest to wieczne ich kłócenie się i godzenie. JA się dziwie, ze wam się to jeszcze nie nudzi.
Seria I - "Cześć, jestem Jane"
Seria II - "Powrót, zmiany, wyjazd"
Seria III - "Klasa Druga"
Seria IV - ???
Seria V - ???
Cóż za tytuły...


czwartek, 25 września 2014

Rozdział 52


Mam prośbę, czy każdy, zanim zacznie czytać, może włączyć sobie tą piosenkę? Time to say Goodbay
_________________________________________________________________________________
- Jane? Gdzie idziesz? - cholera! Czy Jason wszędzie musi mnie zatrzymywać? - Ross?
- Źle się czuję.
- Odprowadzę Cię!
- NIE. Idę z Ross'em. - jestem tak osłabiona, ze nawet nie interesuje mnie co mówię. - Zostań.
Ross nic nie mówiąc wychodzi za mną. Na ulicy ledwo stąpam po ziemi, trzęsąc się na zbyt wysokich obcasach. Ross bierze mnie pod ramię, a ja - choć bardzo chcę - nie mam siły protestować.
- Dzięki... - i po raz kolejny wymiotuję. Nienawidzę, kiedy moi wrogowie mi pomagają, a ja czuję się taka słaba i uniżona.
Choć niby bardzo tego nie chcę, mój dom jest coraz bliżej. Rodzice śpią, więc jeśli bardzo cicho wejdziemy, to nic złego się nie stanie.
- Mam wejść z Tobą? - pyta, kiedy opieram się o płotek na tarasie.
- Pogadajmy. Ale tutaj jest dobre miejsce. - Tak. Taras na tyłach mojego domu. Nigdy go nie lubiłam. Urządzony w stylu doskonałych właścicieli domu. Kiedyś znienawidzony, dziś wydawał się idealnym miejscem by pogadać. Usiadłam w dużym fotelu "muszli", a Ross naprzeciwko mnie. Podkuliłam nogi, a całą twarz zasłoniłam włosami. Denerwuje się...
- Więc... - delikatnie odgarniam szparę miedzy włosami, by lepiej widzieć Ross'a. Kurcze... jego brązowe oczy wbijają się we mnie jak szpilki. Serce mi przyśpiesza.
- Zrobiliśmy to. Znowu. - Jeny, w jego głosie jest tyle ekscytacji małego dziecka, ale i tyle seksapilu dorosłego faceta. To mieszanka wybuchowa.
- Tak. - czemu ja się uśmiecham!? - Ale nie chodzi o to...
- To o co? Już Ci mówiłem! Ja jakoś próbowałem Cię powstrzymać, no ale znasz mnie...
- Znam. - potwierdzam. - I żałuję tego. - dodaje szeptem.
- Co?
- Nic. Chodzi mi o to. - moje ręce zaczynają odtwarzać wielką gestykulację. - Raz jest tak, że: nie nawiedzę Cie i w ogóle wyjdź, a raz pocałuj mnie i  w ogóle. Wiesz...
- Wiem. - i tyle? Wiem? Faceci. - Chodzi o to, ze albo damy sobie spokój, albo nadal będziemy krążyć w tym kole. - Wiec, co robimy? - Nie wiem. Co mam zrobić?Nie chcę dać sobie z nim spokoju. Idźcie własnymi ścieżkami - też mi coś. Ale nie chcę też wiecznie się z nim kłócić i nienawidzić. Kiedyś skończy się to, albo tym, ze się znienawidzimy, albo zakochamy. jest bardzo cienka granica między tym, a tym i bardzo łatwo jest stanąć po złej stronie. Jedno słowo za dużo...
- Nie wiem.
- Powiedz po prostu, ze albo niech będzie jak będzie, albo koniec i się nie znamy, Tak będzie prościej...
Wiesz Ross czasami nie warto iść prostymi ścieżkami! Chce mi się wymiotować, ale teraz jest mi przykro. Wykaż empatię... co by powiedzieli ludzie widząc naszą sytuację... Te 3 lata razem. Pozornie mały czas, ale... ale jednak.
Powiedz coś! Błagam...
- A jak ty chcesz? Wiesz... żeby było jak?
- Po prostu - wzdycha - nie wiem.
Łzy zaczynają mi lecieć ciurkiem. Nie wiem czy to efekt alkoholu czy...
Czy to nie absurdalne, że zazwyczaj dobre wspomnienia doprowadzają nas do łez...
Ross wstaje z fotela i podchodzi do mnie klękając.
- Płaczesz?
- Nie. - tak.
- Nie przykrywaj się włosami.
- Nie mów mi co mam robić.
- Jak się czujesz?
- Ale co...
- Wszystko już okej, po tym alkoholu?
- Tak. Mniej więcej.
- To dobrze.
Wstaję z fotela i jedyne czego teraz chcę to iść spać. Cholera! Drzwi są zamknięte!
- Nie wejdę. - nadal zasłaniam się włosami.
- Nie mieliśmy gadać? 
- Chyba już pogadaliśmy...
- Czyli.
- Czas powiedzieć żegnaj. - Odwracam się w stronę drzwi, by Ross nie zauważył moich łez. Szloch wprawia moje ciało w drganie. Jestem bezsilna...
Ross schodzi z tarasu, nic nie mówiąc.
Po chwili jednak się zatrzymuje i czuję jak się odwraca. Ma łzy w oczach? Nie, w końcu to Ross...
- Będę... tęsknił. - każdy jego krok jest coraz cichszy, aż w końcu nie słyszę już nic.
- Ja też. - mówię sama do siebie i wyjmuję klucze z torebki, o której zapomniałam.

_________________________________________________________________________________

Szczerze jest mi przykro. Ten rozdział osobiście nie jest mistrzowski jest krótki w cholerę, ale mnie doprowadził do łez. Szczerze...
Kacełki was, ale to nie koniec 3 serii dla dociekliwych...
To początek

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 51 cz.2

Impreza część II
+ 18 scene
- Co? Czemu? - jak ona mogła mi to zrobić? Jedyne co powstrzymuje mnie od rzucenia się na nią to, to, ze ma dziś urodziny.
- Chcę żebyście się pogodzili. W końcu ogarnęli swoje uczucia.
- Na mózg Ci padło? JJ to nie jest film! - syczę przez zęby. - Wyjaśnione jest wszystko!
- Gdyby było, to byś się teraz nie wściekała! - cholera! Ma rację...
- Najlepszego JJ, skarbie! - Ross przytula JJ ostrożnie, jakby się bał, ze się czymś zarazi, a ona ma minę jakby właśnie się czymś struła. Ross wpycha mi w ręce prezent z taką siłą, która mogłaby powalić małego konia.
Zdenerwowana idę odłożyć go na górę.
- Drake? - wchodząc do pokoju JJ widzę Drake'a, który zdejmuje wszystkie prezenty z łóżka JJ. - Co ty robisz?
- Jane! Przestraszyłaś mnie!
- Co robisz, jeśli mogę wiedzieć...
- Nie oceniaj mnie...
- No, zgoda.
- JJ ma urodziny, wiec chcę, żeby były one niezwykłe, jeśli wiesz co mam na myśli... - O tak! Wiem! "Hej, dziewczyny pokazujcie swe waginy!" I te sprawy... ale JJ i Drake są już dorośli i mają prawo robić rzeczy, które im odpowiadają, a ja nie muszę się do tego mieszać. Szkoda, że JJ zamieszała się do moich.
Mam wielkie oczy i nie mogę wymówić słowa, ale się śmieję.
- Masz moje błogosławieństwo... - ostrożnie zbliżam się do Drake'a, a moja mina groźnieje - Ale jeśli ją skrzywdzisz osobiście zedrę z Ciebie skórę, wyrwę wszystkie narządy i wypiję krew. Zrozumiałeś? - Drake przerażony kiwa głową - To świetnie! - znów wraca słodka i niewinna ja.
Wychodzę z pokoju, w którym Drake szykuje już jaskinię namiętności.

- Jane! - Szary! Cholercia! - Cześć! - podchodzi do mnie i wpaja się w moje usta. Te gorące usta! Nie mogę się od nich odczepić! Przestań!
- Idę się czegoś napić... - przechodzę obok niego i czuję, jak chce mnie złapać za rękę, ale szybko się wyślizguję.

W kuchni lecę kieliszek po kieliszku...
Powoli tracę kontrolę...
Oni tak to widząc, kompletnie nas nie znając, oceniają...

- Przestań - roześmiana od ucha do ucha szarpię się z Szarym
- Jane!!! Uspokój się! Jesteś pijana... Co mi się podoba, ale...
- Zatańczmy! - ciągnę go na parkiet i w rytm dość szybkiej muzyki zaczynam się o niego wulgarnie ocierać. Kilka razy niby "przypadkowo" przejeżdżam ręką po jego kroczu, czując tam narastającą erekcję. Mam tego dosyć! Kocham Szarego! Chce jego teraz!!!
Ciągnąc go za rękę idziemy po schodach prosto do pokoju JJ. Drake w nim nie ma... Dobrze...
Zaczynam ściągać z niego koszulkę i lizać każde jego mięśnie na brzuchu.
- Poczekaj... - przekręcam kluczyk w drzwiach i wróciłam do czynności... - Wymasujesz mi plecy? - pytam. Widzę jak oczy Jasona powiększają się. Swoimi długimi palcami ściąga mi powoli sukienkę, a ja siadam na nim okrakiem, plecami w stronę jego głowy i powoli czuję jego zimne dłonie na mojej delikatnej skórze. Czuję jak jego penis unosi się ku górze, co mnie jeszcze bardziej podnieca. Alkohol w żyłach zaczyna działać. Grzeje moje ciało...
- Nie krępuj się. Dotknij mnie! Dotknij to czego pragniesz... - czuję jak jego ręce delikatnie przedzierają się przez fiszbiny mojego stanika. Szybko mnie przekręcił tak, ze leżałam na łóżku. Pozbył się mojego stanika i zaczął je pieścić, całować i ssać. Powtarzał to kilka razy, aż moje sutki stwardniały do granic możliwości, ale on nie przestawał. Zaczął je delikatnie skubać i podgryzać, a ja nie mogłam przestać mruczeć z rozkoszy, aż w końcu zacząć świdrować językiem w okół brodawek prawie doprowadzając mnie do szczytowania. Powoli staje się mokra, co odczuwam na mojej bieliźnie. Uznałam, ze nie mogę dać sobą kierować i szybko złapałam za jego penisa, doprowadzając go do lekkiego paraliżu. Szary nie mógł już wytrzymać i szybko pozbył się mojej bielizny. Rozsunął mi uda i zaczął delikatnie pieścić ręką moją kobiecość. Każdy jego ruch odwzorowywał się moim uśmiechem na twarzy pełnej pożądania. W końcu jego język dołączył do całej parady. Przy każdym liźnięciu moje ciało odprawiało rytualny taniec. Wiłam się, pojękiwałam i mruczałam coraz intensywniej. Czułam jak jego usta całują mnie tam.


JEJ SOKI spływają prosto do moich ust pierwszy raz miałem okazje spijać nektar Bogów.
- Wejdź we mnie proszę! - Jane jęczy, a moja erekcja nie mogła już dużej wytrzymać.
- Na pewno? - od kiedy ja mam jakieś wątpliwości?
Wchodzę w nią. Jane syczy z bólu. Wchodzę jeszcze głębiej tym razem bardziej zdecydowanie po czym zaczynam wykonywać w niej rytmiczne ruchy.Nagle zmienia pozycje i teraz ja ląduję pod nią. Jane zaczyna poruszać się coraz szybciej i szybciej, wydając przy tym coraz głośniejsze jęki. Nagle czuję jak wstrząsnęło jej ciałem, położyła się na mnie wijąc się w rokoszy. Ja znowu zaczynam się w niej poruszać aby zakończyć zadanie, po kilku chwilach eksploduję Jane prosto na brzuch ona widząc to przeżywa drugi orgazm.
- Chce to powtórzyć... Teraz!
 Mój penis staje już na baczność. Już po chwili leżymy objęci w romantycznym uścisku, całując się. Spoglądam na nią moimi oczami i ponownie ukazują się najlepsze cycki w szkole.Zaczynam całować jej szyję, z góry do dołu. Ponownie liżę jej sutki . Jęczy jeszcze głośniej niż w przed chwilą. Jednocześnie wkładam jej rękę w waginę. Zaczynam drażnić jej różyczkę moimi palcami. Podoba jej się to. Jej ciało przeszywa dreszcz i pojawia się gęsia skórka. Poczynając od piersi schodzę z całowaniem coraz niżej.Dochodzę wreszcie do jej szparki. Zaczynam lizać i penetrować językiem szczelinę rozkoszy. Wtedy łapie mnie za głowę i przyciąga do swego łona, nadając mi rytm. Ja tymczasem ręką pieszczę jej piersi.Po chwili Jane klęczy przede mną i bierze mojego sterczącego kolegę w usta. Najpierw delikatnie muska językiem koniuszek mojego penisa, a po chwili połyka go w całości. Ruszam miarowo biodrami wpychając jej penisa po same jądra. Kładziemy się na podłodze w pozycji 69.Ona dalej mi obciąga,  a ja liżę jej wilgotną i rozgrzaną szparkę jakiś czas dotykam językiem jej koralika co doprowadza ją do głośnych jęków. Kiedy czuję że Jane długo już nie wytrzyma rozchylam mocniej jej nogi.Wchodzę w nią. Gdy jestem w środku obejmuje mnie nogami i zaczyna miarowo przyciągać do siebie. Kołyszemy się tak chwilę , aż oboje czujemy szczyt rozkoszy.
- Kocham Cię... - szepcze mi do ucha...

Otwieram oczy. W pokoju jest ciemno, a muzyka na dole nadal gra. Głowa mi pęka. Chwila jestem goła? CO SIĘ DO CHOLERY STAŁO?!?!? Drake może tu przyjść z JJ w każdej chwili, a ja leze tu goła z...
ROSS'EM?!!!
- CO?! - siedzę bezradnie przykrywając się kołdrą.
- Hej. - Ross mruczy do mnie masując mnie po udzie.
- ZOSTAW! Co ty tu robisz?
- Wiesz, ja jestem goły, ty też. Leżymy razem w łóżku. Chyba wiesz...
- Nie... - rozklejam się. Naprawdę zaczynam ryczeć. Nie wiem czy to efekt alkoholu, czy tego, ze tak łatwo dałam się podejść jemu.
- Hej, co jest? - odgarnia mi włosy, a ja uderzam jego rękę, płacząc coraz mocniej.
- Czemu to zrobiłeś?!
- Miałem gumę...
- NIE O TO CHODZI! Czemu mnie nie powstrzymałeś?
- Próbowałem. Mówiłem, ze jesteś pijana, ale ty mnie tu wepchnęłaś. Nawet ja zacząłem się ciebie bać.
- Ale to ty we mnie wszedłeś!
- BO JESTEM FACETEM! Kiedy mnie podnieciłaś, to ja musiałeś się gdzieś spuścić...
Ale nie kończy, ponieważ klamka zaczyna się energicznie ruszać. Cholera... Drake i JJ.
- Pogadamy później! Teraz się ubierz i pościelmy to łóżko. - szybko zakładam bieliznę pod kołdrą, a sukienkę już normalnie wstając. Szybko ścielimy łóżko.
- Dobra udawaj jakbyś chciał zniszczyć te prezenty...
- Co?
- Rób co mówię.
Po cichu otwieram drzwi, a Drake w końcu dostaje się do pokoju.
- Yyy... - niezręcznie się zrobiło. - Co wy tu robicie?
- Ross chciał coś z prezentami zrobić, ale go powstrzymałam! no nic, nie przeszkadzajcie sobie. - łapię blondyna za rękę i wychodzimy na korytarz szczelnie zamykając drzwi.
- To co teraz?
- Idę do domu. - rozżalona przeczesuje włosy. - Chodź ze mną. Nie wiem czy dam radę dojść sama. Zresztą musimy wreszcie pogadać...

_________________________________________________________________________________


Miałam tak głupi dzień. Cały spędziłam na odrabianiu lekcji ;___;
Ale miała być hot scena bo dawno nie było

"Oni tak to widzą, kompletnie nas nie znając, oceniają" ~ Sylka Łuczak <3 - podoba mi sie ten cytat. Ależ ze mnie artystka
Kocham was i życzę wam miłęgo dnia i zacznijcie go do uśmiechu
troche mi sie pomyliły czasy, ale to przez cholerny dzien nauki, ale nie jest zle

25 komentarzy = Next!!! I nie żartuję!
<3


czwartek, 18 września 2014

Rozdział 51 cz.1


Urodziny

Jezus, mam naprawdę tego dosyć. Mogłam właśnie mieć przyjemne chwile z osobą, która naprawdę lubię, ale w mojej głowie znów zagościła platynowa czupryna. Nie mam juz szesnastu lat. Teraz jestem dojrzalsza i powinnam umieć już wybrać, ale nie! Ja zachowuję się jak mała gówniara, która bawi się między trzema facetami jeśli liczymy Brandona.
- Halo? - JJ dzwoni w odpowiedniej chwili. Zawsze mam ochotę przerwać moje dzikie myśli, ale jakoś słabo mi to wychodzi. Ona jednak trafiła w porę.
- Jane? Płaczesz?
- Co? Nie! - muszę pociągać tym nosem?
- Nie kłam. Co się stało?
- JJ, nie teraz. Do rzeczy? Po co dzwoniłaś? - pytam się, a nastawienie JJ diametralnie się zmienia.
- O Mój Boże! Pamiętasz, ze niedługo mam urodziny. Za dwa dni tak by the way. I rodzice pozwolili urządzić mi imprezę w domu!
- To super. - jakoś mało mnie to teraz obchodzi.
- Jane? O co chodzi?
- NIC.
- MÓW. - super! Kolejne przesłuchanie Jane Kijovsky.
- Nie chcę przez telefon.
- To przyjdę do Ciebie na noc. Jutro i tak nie ma szkoły, bo święto, więc...
- Jak chcesz... - rzucam słuchawkę, a sama padam na łóżko. łzy same lecą mi z oczu. Płaczę, bo... bo co? Bo jestem gówniarą, która nie umie zdecydować się pomiędzy, zauroczeniem, dawną miłością, a pożądaniem?
Nie wiem co mam zrobić. Jest mi źle. Naprawdę mam okres, więc nie muszę czuć się winna, ze spławiłam Szarego.
Jedyne co mi przychodzi teraz do głowy to zapomnieć o całym Bożym świecie.
Picie...
Kiedyś nie lubiłam alkoholu, ale teraz nie widzę lepszego wyjścia.
Idę na dół do piwniczki by wyciągnąć z niej alkohol, który tata trzyma pod kluczem. Oczywiście wiem gdzie ejst klucz. Według mnie przerastam inteligencją każdego kogo znam.
Raz, dwa, trzy. Trzyma go w trzeciej książce od prawej na drugiej półce. Niezła kryjówka, gdyby nie to, że ja interesuję się II wojna światowa i dość często sięgam po te książki. Typowe dla ludzi, którzy kompletnie nie znają swoich dzieci.
Kiedy go znalazłam byłam ciekawa od czego on jest, a w domu nie trzymamy zbyt wiele rzeczy pod kluczem, więc szybko poznałam odpowiedź.
Nie lubię schodzić sama do piwnicy, ale trudno. Szerokim łukiem omijam winiarnie, ponieważ wiem, ze brak wina tata akurat zauważy.
Ruszam w kierunku mniejszej piwniczki i z jednego barku wyciągam whiskey.
Lecę szybko na górę, po raz kolejny padam na łóżko.
Pierwszy łyk, drugi łyk... i tak powoli schodzi cała butelka.
Jestem rozbawiona i ożywiona. Oglądam jakieś głupie filmy na komputerze i czuję jak moje ciało buzuje. Jest ciepłe. Rozgrzane.
Po chwili słyszę dzwonek do drzwi i ledwo utrzymując równowagę na schodach puszczam się w głąb holu.
- Siemasz JJ. - wpadam w ramiona koleżance, a ona ostrożnie się odsuwa.
- Jane jedzie od Ciebie alkoholem! Co ty robisz?
- A. Co? Coś? Złego?
- Chodź. - JJ bierze mnie pod ramiona i delikatnie prowadzi na górę, ale nie w stronę mojego pokoju tylko łazienki. - Klękaj!
- JJ!
- Już. - wskazuje palcem na toaletę, a ja posłusznie niczym owieczka klękam przy desce. JJ delikatnie leje mi wodę na kark, a ja wsadzam dwa palce by zwymiotować. Co jak co, ale lepiej to zwymiotować niż później mieć chorobliwego kaca. Kiedy już wiem, że nic ze mnie nie ujdzie odsuwam się od toalety i siadam przytulając się do kolan.
- Co Ci strzeliło? Nigdy nie byłaś fanką promili! - krzyczy na mnie podając mi szklankę wody.
- Wiem, ale uznałam, ze to...
- Dobre wyjście? Alkohol nigdy nie jest dobrym wyjściem, nawet jeśli przez chwilę czujesz euforię to później tylko spadasz w dół. - świetnie. Pouczenia panny Kijovsky nie są moją ulubioną rzeczą na świecie. - Będziesz jeszcze wymiotować? - przeczę głową. - To chodź do pokoju.
JJ podaje mi rękę i, gdy tylko docieramy do pokoju, rzuca mi piżamkę. Przebieram się szybko i wchodzę pod kołdrę, czekając aż szatynka wróci z herbatą.
- Opowiadaj o co chodzi? - pyta podając mi odurzającą herbatę. - Ross? - kiwam. - Boże, co on znowu Ci zrobił... wy jesteście jak małżeństwo. Wieczne kłótnie, ale i tak się .
- Nie kochamy!
- Wiesz taka mała podpowiedź. Gdybyś go nie kochała, nie upiłabyś się w trzy dupy! - prawie na mnie krzyczy, a mi i tak pęka głowa. - Może w końcu porozmawiajcie na poważnie.
- Ale jak ja mam rozmawiać na poważnie z kimś kto przeleci nauczycielkę za dobrą ocenę?
- Każdy popełnia jakieś błędy...
- Ale on jest największym błędem.
- Lubie go, ale to nie jest ktoś kogo kocham.
- A niby kto jest tym kimś? Brandon? Słuchaj ten twój Brandon ma dziecko z Jessicą, pamiętaj! A Jason? No nie wiem, ale wydaje mi się, ze on nie jest dla Ciebie.
- Po czym tak wnioskujesz?
- Po tym, ze tylko przy Ross'ie jesteś taka... nerwowa. Przy Jasonie jakoś za łatwo Ci idzie.
- JJ! Nie chcę słuchać kolejnego przemówienia na temat tego, ze kocham tą męską dziwkę! Nie chce widzieć kogoś takiego na oczy! Rozumiesz? Chcę iść spać. Kładę się i odwracam w stronę drzwi tak, żebym nie mogła patrzeć na JJ. Po chwili światło zostaje zgaszone, a JJ kładzie się obok mnie.

Promienie słoneczne budzą mnie ożywczo. Praktycznie nie czuję bólu głowy i teraz jestem wdzięczna JJ, ze kazała mi wymiotować i dała mi tą całą herbatkę na humorek. Odwracam się w jej stronę.
- Dzień Dobry! dziś ważny dzień!
- Ale twoje urodziny są jutro.
- Tak, to prawda, ale potrzebne jest parę rzeczy, żeby odbyła się impreza. Poczynając od cateringu po mój strój!
- A zaprosiłaś już ludzi?
- Tak. Zajęłam się tym wczoraj.
- I co? Ilu ma ich być?
- Ym... - widać, ze raczej nie chce mi tego zdradzić.
- MÓW.
- Około 80...
- Co?! Dziewczyno to jest mnóstwo osób, a wiesz jak to się kończy. Przyjdą z osobą towarzyszącą i zrobi się z tego Projekt X, a uwierz ja wiem wszystko o tym filmie. - Oglądałam go z 20 razy!
- Spokojnie rodzice wybywają na cały weekend.
- No dobra...  - coś czuję, ze będą kłopoty.
- No dobra, wstawaj, ubieraj się i do galerii. Ale może najpierw ukryj butelkę po whiskey. - No tak!
Szybko chowam butelkę w jednej z szuflad, w której dawno nie widziałam  porzadku. Później ją wyrzucę.
Z szafy wyjmuje sukienkę w kwiaty, po czym zaczynam się malować. Już żaden wypacykowany blondyn nie może powiedzieć, ze jestem babo-chłopem.
JJ wychodzi z łazienki kompletnie odstawiona, zupełnie jak ja. Choć dziś jest święto, to moi rodzice i tak pracują, co dzisiaj jest dla mnie ulgą, poniewaz niekorzystnie by było, gdyby weszli do mojego pokoju, a tam leżałaby butelka od whiskey. Na szczęście JJ wie, ze ja zamykam się na klucz, a wczoraj kompletnie odjechałam, więc raczej nie było mowy o pamiętaniu czegokolwiek.
Kiedy tylko idziemy ulicą, JJ staje się królową miasta... no wsi, a ja lekko stąpając trzymam się z boku.
Ledwo zdążamy na autobus, ale kiedy tylko do niego wsiadamy czuję jak spływa ze mnie pot. Nieprzyjemne uczucie.
Na szczęście kiedy tylko docieramy do sklepu jestem słucha i pachnąca tylko dzięki mgiełce JJ.
- Co chcesz najpierw?
- Zaczęłabym od stroju, bo wiesz, kiedy kupimy to całe jedzenie i w ogóle to nie będziemy chciały latać po sklepach z tymi siatami.
ruszamy w stronę ulubionego butiku JJ. Chociaż nienawidzi swojego białoruskiego pochodzenia, to ten białoruski butik uwielbia.
I nagle 58779 rzeczy ląduje w przymierzalni.
- Jane, ty też coś przymierz!
- Ale ja już mam coś na twoje urodziny!
- Tak?
- Tak. - nie. Kompletnie nie wiem co założę, ale jestem w zbyt podłym nastroju, by o tym myśleć.
- To jest świetne! - JJ wychodzi z przymierzalni w srebrnej sukience, która idealnie opada na jej ciało.
- Będzie zachwycony!
- Kto? - pytam z rozbawieniem.
- Drake. - kto? Aaa...
- Ale on nie chodzi do naszej szkoły.
- No tak, ale często się widzimy. Jesteśmy razem, więc... - JJ trochę się peszy, ale ja chyba bardziej. Tak bardzo skupiam się na tlenionym, że nawet nie wiem o sprawach mojej przyjaciółki. Teraz mi głupio.
- Kupuję!
- Nie chcesz przymierzyć innej?
- Nie. nie lubię zakupów, a widzę, ze i tobie nie chce się tu stać.
- Chodźmy po jedzenie.
Bierzemy ogromny wózek i już po paru minutach jest on wypełniony chipsami, paluszkami, żelkami, napojami i czym tam jeszcze może być wypełniony.
- Ile? - Boże... JJ nie ma tyle kasy? - Tak mało? - no masz. Nowobogacka Amerykanka...
Kiedy tylko rozpakujemy te wszystkie siaty muszę podziękować JJ, ze przyprawiła mnie o ból pleców. Ile mogą ważyć chipsy?
- A co z alkoholem? - pytam kiedy wszystkie torby zostają rzucone na super-miękką kanapę w domu szatynki.
- Od kiedy Cię on tak interesuje?
- Przestań, nie mam już 14 lat...
- Fakt. Zwłaszcza, że ty i tak nigdy nie byłaś święta... mój kuzyn mi załatwia.
- Mark? - kiwa głową. - To nie musimy się martwić. - Padam na kanapę zakładając ręce za głowę.
- Co ty robisz?
- Odpoczywam?
- Idziemy do kosmetyczki! Teraz!
- Co?
- Słuchaj... są to moje jedyne 18 urodziny i chcę wyglądać niezwykle, zjawiskowo... - JJ rozpoczyna swoją "zjawiskową" gestykulację rąk, a ja powoli mam dosyć jej imprezy urodzinowej, która się nawet nie zaczęła.
- Ale impreza jest jutro.
- Nie, jest dzisiaj...
- Mówiłaś, ze jutro!
- Dziś w nocy! Tak około 23.00...
- JJ! Czemu ty zawsze 23.00 traktujesz już jako następny dzień?
- Nie wiem! No, po prostu jestem zdenerwowana tą całą imprezą! - szatynka dostaje drgawek i siada na kanapie poruszając ją jakby podczas jakiegoś ostrego seksu.
- Spokojnie... - wzdycham. - Chodźmy do tej kosmetyczki,a później wpadniemy po mój strój do domu. - dziewczyna tylko kiwa głową i powoli kieruje się do drzwi.

Nie lubię kosmetyczek. Jakieś wysokie, szczupłe lalunie przez cały czas ględzą jaka to masz niezadbaną cerę, włosy, czy te paznokcie. To chyba twoja sprawa jak one wyglądają.
- Auć! - JJ nie może uwierzyć, ze wyrywanie brwi tak boli. Na szczęście ja nie dałam się zmanipulować tym pstrokatym lalunią i spokojnie siedzę sobie patrząc jak JJ walczy ze swoim ciałem, by nie wykonywało żadnego niechcianego ruchu.
- Chciałaś być piękna to cierp... - zwijam się ze śmiechu kiedy po raz czwarty gromi mnie wzrokiem.

- Dziękuję. - JJ płaci kasjerce ogromną sumę pieniędzy i szczęśliwa wychodzi. Wygląda rzeczywiście fantastycznie. Piękne lśniące włosy, zdrowe paznokcie i te brwi. Trochę przerysowane, ale i tak jest nieźle. Wyglądam przy niej jak szara myszka zresztą jak zwykle.
Wchodzimy do mojego pokoju i nagle zdaje sobie sprawę, ze nie wymyśliłam co mogę ubrać na jej urodziny.
- Weź tę czarną. - JJ wskazuje na krótka sukienkę w rogu szafy. cholera! zawsze wstydziłam się ją założyć. Chris kupił mi ją kiedyś, znaczy ciocia, ale Chris wybierał, a on zawsze wybierze dla mnie ciuch, w którym poczuje się jak zdzira.
- Ale...
- WEŹ. - i po tym spojrzeniu wiesz, ze panna Jane Kijovsky nie odpuści. Z bólem serca biorę sukienkę w jedna rękę i moje zabójcze szpilki w drugą.

- Mark! - szatynka wita kuzyna przyjaznym uściskiem, a ja tylko lekko kiwam głową. Nie za bardzo lubię się z jej kuzynem, ale wiem, ze jak ma coś załatwić to, to zrobi.
- Gdzie rozładować?
- Do kuchni.
Mark zabiera się za swoją robotę, a my za swoją. On rozładowuje alkohol, a my wsypujemy przekąski do misek. Zdziwił mnie fakt, ze JJ zamówiła DJ'a. ona nie lubi takiej muzyki, no ale chyba na imprezę się przełamie.
Ja na szybko robię makijaż i kręcę włosy na lokówkę, za to JJ ostrożnie wszystko przygotowuje. Zbyt ostrożnie...

Nadchodzą... W życiu nie widziałam tylu ludzi w czyimś domu. JJ będzie miała przechlapane.
- Najlepszego! - dziewczyny, których w życiu nie widziałam obdarowują ją prezentami i całusami, chłopcy zresztą tak samo. Każdy podarunek zanoszę do jej pokoju.
- JJ?
- Tak? - pyta odbierając kolejny prezent.
- Co Ross tu robi?! - pytam wściekła kiedy blondyn przechodzi przez furtkę.
Dookoła niego biegają jakieś lasencje, a za nim idzie Szary i Dollary. Wszystko wygląda jak w filmie. Grupka popularsów wchodzi w zwolnionym tempie to domu, a lider grupy olśniewa wszystkich swoim niebanalnym uśmiechem.
- Zaprosiłam go...
_________________________________________________________________________________

Siemka...
Sorki, zę tak długo, ale testy do czegoś zobowiązują :((( :///
W sumie mogłabym dać wam go w poniedziałek, ale byłby tak krótki jak ostatni, a tego nie chciałam

Miłego czytania i zostawcie coś po sobie (czyt. komentarz)
a i w ogóle cieszę sie, ze trud, który wkładam w pisanie opłaca sie tym, ze keidy dodaję rozdział macie banana na buzi
Przynajmniej mam taką nadzieje :)

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 50

- Jane! Cholera, odsuń się! - Ross popycha jakąś dziewczynę, a ona niefortunnie wpada na szafki. - Jane! - zrezygnowana odwracam się przeczesując palcami moje niesforne włosy.
- Co jest? - pytam się krzyżują nogi i ręce wbijając wzrok w podłogę.
- Ja się pytam: co jest!? O co Ci chodzi?
- O co Ci chodzi? - po prostu życzę sobie, żebyś się ode mnie odczepił.
- Ale ja już nie jestem z Larą.
- Lara! Lara! - zrezygnowana przewracam oczami i unoszę ręce w górę. - A co ona do tego ma! Wróciłeś do niej na jeden dzień, przeleciałeś ją, a potem kazałeś mi grać w tą głupią grę!
- Nie kazałem. Sama się wkręciłaś.
- Jeny! - cmokam. - Nie o to tu chodzi!
- To o co? - wygląda na zdezorientowanego.
Kładę sobie ręce na twarzy głośno wypuszczając powietrze.
- O to, ze wiecznie krążymy i... nieważne! Mam biologię. - chcę odejść, ale blondyn łapie mnie za rękę.
- Powiedz.
- To nie jest rozmowa na szkołę. Wybacz. - odchodzę szybkim krokiem i dziękuję Bogu, ze biologi nie mam z Ross'em. Niestety mam z Szarym. Pamiętam ten jego wzrok kiedy urządzałam sobie podtekstową rozmowę z Ross'em na angielskim. Chciało mi się płakać, kiedy widziałam jak bardzo jest zawiedziony. Myślałam, ze jest taki jak Ross, ale chyba się pomyliłam. Co prawda kumpluje się z nim, ale oni są jak ogień i woda. Nie widzę żadnego podobieństwa.
Lekko spóźniona wchodzę do klasy, ale nie zważam na pouczania pani profesor. Mój wzrok pada na Jason'a, który zły kręci ołówkiem w dłoniach próbując zakryć wyraz twarz swoimi niesfornymi włosami. Niestety marnie mu to idzie.
Kiedy nauczycielka odwraca się do tablicy by kontynuować swoją notatkę o genetyce, ja w czasie drogi do ławki, łapie Jasona za rękę.
- Pogadajmy po szkole. - szepczę i szybko siadam na swoim miejscu.
W ogóle nie mogę skupić się na tej genetyce. Chociaż ona trochę przypomina moje życie. Dziedziczę wady i zalety po osobach, które są dla mnie ważne, ale i tak po tych najważniejszych odziedziczam coś w rodzaju choroby, która potem mnie niszczy. Chore to stwierdzenie, ale niestety prawdziwe.
Upragniony dzwonek nastaje dość szybko. Chcę iść do szafki po Wf, ale na korytarzu łapie mnie Jason.
- Hej, co ty robisz?
- Dziś rada pedagogiczna.
- No i? - jakoś nie rozumiem.
- Nie mamy WF, bo trenerzy są na zawodach, a po lekcji jest rada, więc teoretycznie jesteśmy już zwolnieni.
- Czyli mam rozumieć, że przyszłam do szkoły na 2 lekcje? - i w dodatku w ciągu niespełna 2 godzin wpakowałam się w kolejne bagno z udziałem tlenionego bałwana.
- Tak. Dwie ciężkie lekcje. - uśmiecha się do mnie, ale po chwili mina mu rzednie.
- Chodźmy. - wiem o co mu chodzi, ale mam nadzieję, ze rozmowa nie będzie trudna.
Wychodzimy ze szkoły, ale wyglądamy dziwnie wśród reszty uczniów, którzy też zostali zwolnieni z Wf- u. Oni są roześmiani i odprężeni, za to my wyglądamy jak dwoje ludzi, których nagle opuściło szczęście.
Idziemy w stronę mojego ulubionego parku i tam przysiadamy na ławce.
- Więc... - zaczynam, ale jakoś nic nie chce przejść mi przez gardło.
- Dobra, ja będę mówił. Chcę żebyś była moja.
- Ale jestem! - bronię się.
- TYLKO moja. A nie moja, ale czasami Ross'a, bo tak chcesz ty i on.
- Whohohoho. - unoszę ręce w geście obrony. - Ani ja, ani on tego nie chcemy!
- Aha. No dobrze skoro tak twierdzisz...
- Daj mi te ostatnią szansę!
- No okej, ale nie musisz tak naskakiwać! - Jason się śmieje, więc to chyba dobrze. - Dam.
Mocno mnie całuje, a potem idziemy w stronę mojego domu.

- Mieszkasz sama?
- Nie, czemu? - pytam się kiedy odwieszam kurtkę na wieszak w korytarzu.
- Nigdy nie widziałem twoich rodziców.
- Wiesz, pracują od 6.00 do 23.00, więc przez cały czas mam wolną chatę. mi to pasuje, ale czasami jestem trochę samotna... - Jason łapie mnie od tyłu i delikatnie bierze na ramiona. Dobrze, ze jestem szczupła, bo dziwnie bym się czuła jakby  musiał się męczyć, żeby wziąć mnie na górę po schodach.
Kładzie mnie na łóżku i szybko pozbywa się mojej koszulki. Znów bierze mnie pod tyłek i całuje po moim dekolcie chodząc po pokoju. Nieoczekiwanie i to chyba pod wpływem emocji Jason przywala moja głową w kaloryfer.
- Ach!

- I co? Nie mów, ze Cię to nie podnieca?
- Nie, wiesz... ja wolę ten kaloryfer co tam wisi na ścinie. - wskazuję na kaloryfer, który aktualnie przykrywa różowy ręcznik.


- Jane? Nic Ci nie jest?
- Nie. - oczywiście nie zemdlałam, ale trochę gwizdało mi w głowie. Cholera znów Ross. On chyba na zawsze zamieszkał w mojej głowie i nie chce się wynieść.
- Na pewno? Przepraszam. - całuje mnie w czoło. - No to.. - składa pocałunki na moim całym dekolcie i zaczyna rozpinać mi stanik.
- Nie... - odpycham go do siebie.
- Co jest?
- Eee... takie babskie sprawy... - drapię się nerwowo po głowie i mam nadzieję, ze Szary to kupi.
- Emmm i dopiero teraz sobie o tym przypomniałaś? - wygląda na zdezorientowanego.
- Heh. No tak wyszło... - błagam wyjdź stąd!
- Wiesz to może ja pójdę? - proponuje lekko zażenowany.
- Tak. Lepiej tak. - odpowiadam oschle.
Kurczę i znów ta genetyka. Jestem tylko kawałek od bycia doskonałą, ale później dociera do mnie ta choroba. Rosslimia. Czy jakos tak?

_________________________________________________________________________________

No w tym rozdziale mamy mało Ross'a i bardzo problematyczną Jane. Wiem, ze nie do końca chcieliście taki rozdział,a le spokojnie Proszę być spokojnym!!!
A co do pytania kiedy kończę ten blog.
Cóż musze dojechać do końca tej serii czyli 3.
A planuje jeszcze 2...
no chyba ze natchnie mnie na więcęj.

środa, 3 września 2014

Rozdział 49

- Czy ty naprawdę sądziłaś, ze nic nie wiedziałem? - zszokowana schodzę mu z kolan, a on ma coraz większy uśmiech. - Ależ nie musisz ze mnie schodzić! Dokończ. Nadal możesz być seksowną Aną, a ja będę udawał, ze nic nie wiem. - patrzę na niego z obrzydzeniem, chociaż to ja zachowałam sie jak idiotka.
- Kiedy się dowiedziałeś?
- Od razu wiedziałem, ze to ty. Miałem nadzieję, ze uwierzysz, w to, że nie wiem kim jesteś. Myślisz, że ja... jak to się mówi? Dałem się złapać? Teraz Ci głupio? - Tak.
- Nie. Bo przynajmniej powiedziałam Ci co o tobie myślę.
- Jako Ana. Jako Jane nadal milczysz, bo się boisz.
- Ciebie?
- No, a jak. - uśmiecha się ale tylko ustami. Oczy pozostają niewzruszone. - Miałem jednak nadzieje, ze sie zabawisz w kogoś innego.
- Niby dlaczego?
- Bo mogłem wyznać Ci, że nie spałem z żadnymi nauczycielkami!
- Wiedziałeś, ze to ja! Mogłeś kłamać!
- Więc jak mam Cię przekonać!?
- Nijak. Nie wierzę Ci... - zaczynam sie śmiać. - A i tak najlepsze było to, ze nie pieprzyłeś się z nikim przez rok!
- To akurat była prawda.
- Ta... jasne... Mów do mnie jeszcze. - prycham, a mina  Ross zmienia się. Na taką jego... Rossową.
- A w sumie co mnie to obchodzi? Nie jesteśmy razem! Przeleciałem Cię raz, więc generalnie powinienem mieć Cię gdzieś. - ale nie masz!.
- No to miej! - krzyczę i wychodzę z jego domu na tyle szybko, na ile pozwalają mi te obcasy. Nie ja już nie mogę! Z każdym dniem żałuję, ze wyjechałam z Oxfordu.
- Jane? - oglądam się za siebie i widzę Jasona, który biegnie w moją stronę. - Czemu mi nie odpowiedziałaś?
- Ale o co ci chodzi?
- W co ty pogrywasz z Lynchem?
- Nic. Już nic. - zakładam ręce na pierś.
- Już?
- Nieważne... - burczę.
- Hej! - podnosi mi brodę i patrzy się w moje oczy. - Co z nim jest? Od JJ słyszałem, ze wiele was łączyło.
- Od JJ?
- Poniekąd. - chłopak spuszcza wzrok.
- Poniekąd? - co to ma znaczyć?
- Wiesz... wiele osób gada i dlatego bałem się do ciebie zagadać.
- Co gadają?!
- Ze się lubicie, kochacie...
- Eyeyeeyeye co? - kochacie?
- To widać.
- Nieprawda! Może kiedyś był taki moment, ale to już skończone! Naprawdę! Uwierz!
- Nie wiem czy mogę?
- Gadasz jak baba... - przewracam teatralnie oczami.
- A ty jesteś skryta jak on.
- Ross jest skryty?
- Tak.
- No to chyba nie przede mną.
- No właśnie. - Jason odchodzi bez słowa.
- Jason! Jason! - ale chłopak idzie zbyt szybko jak na moje obcasy. Zanim jednak zdąrze je zdjąć tracę Jasona z oczu. cholera jasna!
Jason wróć! Jesteś dla mnie ważny. O wiele ważniejszy od tego tlenionego idioty! Nie chce go! Nic mnie z nim nie łączy! Wróć! Szary!
Cholera! Mam w dupie tego całego Ross'a! "Jako Jane jesteś nadal cicha, bo się boisz.." bla, bla, bla... Niech się wali!
Wracam wkurzona do domu jak jeszcze nigdy. Padam na łózko, ale z bólem serca stwierdzam, że mam do zrobienia jeszcze wszystkie lekcje. i przeczytać lekturę, która na szczęście ma tylko 20 stron.
Znużona siadam do biurka. Tylko 3 dni, a oni już zadali górę zadań domowych. jakbyśmy nie mieli ciekawszych rzeczy do robienia.
Kiedy już jestem szczęśliwa i mam ochotę tylko wejść pod prysznic i pójść spać stwierdzam, ze została kochana lektura.
Super!...
"Ciężarne myśli" Thomasa Spellg'a okazują się tak popapraną lekturą, że praktycznie dopiero jak jestem pod prysznicem rozumiem jej całą puentę.

Nazajutrz wstaję do szkoły, ale jestem tak zniechęcona po wczorajszej akcji z Ross'em i jeszcze gorszej "awantury" Jasona. Ross psuje mi relacje z każdym. Muszę przestać się z nim zadawać.
Pierwszą lekcją jest angielski, więc zaczynamy omawianiem lektury.
- Kto przeczytał? - pyta nauczycielka znudzonym głosem. - Lynch? Ty przeczytałeś?
- No, nie była długa, a ja nie miałem nic do roboty. Kiedyś muszę wyjść z tej szkoły.
- Więc kto nam opowie? Jacy są ludzie w "Ciężarnych myślach"? Tak, Jane?
- Zazdrośni. - rzucam niechętnie patrząc na Ross'a, a blondyn nieoczekiwanie się zgłasza.
- Tak, Ross?
- Obrażalscy. - syknął chamsko się uśmiechając.
- Nieufni. - orzekłam mierząc go wzrokiem.
- Zdradliwi. - dopowiada.
- Są skupieni tylko na sobie! - prawie krzyczę próbując odwrócić wzrok od jego głupawego uśmiechu.
- Uparci - arogancko się na mnie patrzy.
- Kłamliwi. - mruknęłam.
- Ale mimo udając, ze mają wszystko gdzieś to naprawdę im zależy. - prycha obojętnie.
- I kochają tych, których nie powinni. - syczę.
- Tęsknią, udając, ze tak nie jest... - kończy, a w klasie nastaje cisza. Patrzę się w jego oczy, a on w moje. nasze miny wykazują niezrozumienie. Jakbyśmy łączyli każdy . Po chwili oboje wzruszamy ramionami i rozglądamy się po klasie. Wszyscy wpatrują sie na nas, ale moje oczy utkwiły wzrok tylko w jednej osobie. Jason.
Patrzy się na mnie z wyrzutem. jest wściekły.
- Emm. - nauczycielka odzyskuje zdolność myślenia. - Bardzo dobrze zrozumieliście puentę lektury i jej treść. Piątki. - nauczycielka wpisuje oceny do dziennika, ale długopis wypada jej z reki dwa razy.
Przez resztę lekcji jestem nieobecna i jedyne na co czekam to dzwonek.

Wychodzę z sali zamyślona i kieruję się do szafek.
- Hej, co to było? - Szary łapie mnie za rękę i odciąga w stronę szafek.
- Co?
- To na angielskim!
- Omawialiśmy lekturę. O co Ci chodzi.
- Wiesz, wyglądaliście jakbyście z Ross'em robili sobie jakieś wyznania.
- Mówiłam treść lektury. I tyle. A jeśli masz jakiś problem to spadaj. - mam już tego dość. Nie jestem z Ross'em. Nie kocham go. Nawet go nie lubię.
- No nieźle. - odwracam się i widzę JJ tupiącą nogą.
- JJ? Co jest?
- Słyszałam o angielskim. Co to miało znaczyć?
- Ale co?
- Ross i ty. Kiedy w końcu się ogarniecie?
- Odwalcie się wszyscy ode mnie! Ty też. - wskazuję na Ross'a, który akurat obok nas przechodził.
- O co jej chodzi? - pyta Ross, którego jeszcze słyszę.
- A sam nie wiesz? - JJ odchodzi w stronę szafek, a ja w jeszcze gorszym humorze udaję się na biologię.

_________________________________________________________________________________

No dobra, może  nie jest zbyt erot, ale przecież tutaj jest tak dużo rozdziałów, ze nie moge przez cały czas wracać do początku, co nie? W końcu minęły już tu 3 lata.
Nawet nie szukajcie takiej lektury bo ją wymyśliłam i autora też xd
W tym roku piszę testy, więc wiecie jak to skutkuje na bloga i rozdziały, ale błagam nie opuszczajcie mnie.