niedziela, 7 września 2014

Rozdział 50

- Jane! Cholera, odsuń się! - Ross popycha jakąś dziewczynę, a ona niefortunnie wpada na szafki. - Jane! - zrezygnowana odwracam się przeczesując palcami moje niesforne włosy.
- Co jest? - pytam się krzyżują nogi i ręce wbijając wzrok w podłogę.
- Ja się pytam: co jest!? O co Ci chodzi?
- O co Ci chodzi? - po prostu życzę sobie, żebyś się ode mnie odczepił.
- Ale ja już nie jestem z Larą.
- Lara! Lara! - zrezygnowana przewracam oczami i unoszę ręce w górę. - A co ona do tego ma! Wróciłeś do niej na jeden dzień, przeleciałeś ją, a potem kazałeś mi grać w tą głupią grę!
- Nie kazałem. Sama się wkręciłaś.
- Jeny! - cmokam. - Nie o to tu chodzi!
- To o co? - wygląda na zdezorientowanego.
Kładę sobie ręce na twarzy głośno wypuszczając powietrze.
- O to, ze wiecznie krążymy i... nieważne! Mam biologię. - chcę odejść, ale blondyn łapie mnie za rękę.
- Powiedz.
- To nie jest rozmowa na szkołę. Wybacz. - odchodzę szybkim krokiem i dziękuję Bogu, ze biologi nie mam z Ross'em. Niestety mam z Szarym. Pamiętam ten jego wzrok kiedy urządzałam sobie podtekstową rozmowę z Ross'em na angielskim. Chciało mi się płakać, kiedy widziałam jak bardzo jest zawiedziony. Myślałam, ze jest taki jak Ross, ale chyba się pomyliłam. Co prawda kumpluje się z nim, ale oni są jak ogień i woda. Nie widzę żadnego podobieństwa.
Lekko spóźniona wchodzę do klasy, ale nie zważam na pouczania pani profesor. Mój wzrok pada na Jason'a, który zły kręci ołówkiem w dłoniach próbując zakryć wyraz twarz swoimi niesfornymi włosami. Niestety marnie mu to idzie.
Kiedy nauczycielka odwraca się do tablicy by kontynuować swoją notatkę o genetyce, ja w czasie drogi do ławki, łapie Jasona za rękę.
- Pogadajmy po szkole. - szepczę i szybko siadam na swoim miejscu.
W ogóle nie mogę skupić się na tej genetyce. Chociaż ona trochę przypomina moje życie. Dziedziczę wady i zalety po osobach, które są dla mnie ważne, ale i tak po tych najważniejszych odziedziczam coś w rodzaju choroby, która potem mnie niszczy. Chore to stwierdzenie, ale niestety prawdziwe.
Upragniony dzwonek nastaje dość szybko. Chcę iść do szafki po Wf, ale na korytarzu łapie mnie Jason.
- Hej, co ty robisz?
- Dziś rada pedagogiczna.
- No i? - jakoś nie rozumiem.
- Nie mamy WF, bo trenerzy są na zawodach, a po lekcji jest rada, więc teoretycznie jesteśmy już zwolnieni.
- Czyli mam rozumieć, że przyszłam do szkoły na 2 lekcje? - i w dodatku w ciągu niespełna 2 godzin wpakowałam się w kolejne bagno z udziałem tlenionego bałwana.
- Tak. Dwie ciężkie lekcje. - uśmiecha się do mnie, ale po chwili mina mu rzednie.
- Chodźmy. - wiem o co mu chodzi, ale mam nadzieję, ze rozmowa nie będzie trudna.
Wychodzimy ze szkoły, ale wyglądamy dziwnie wśród reszty uczniów, którzy też zostali zwolnieni z Wf- u. Oni są roześmiani i odprężeni, za to my wyglądamy jak dwoje ludzi, których nagle opuściło szczęście.
Idziemy w stronę mojego ulubionego parku i tam przysiadamy na ławce.
- Więc... - zaczynam, ale jakoś nic nie chce przejść mi przez gardło.
- Dobra, ja będę mówił. Chcę żebyś była moja.
- Ale jestem! - bronię się.
- TYLKO moja. A nie moja, ale czasami Ross'a, bo tak chcesz ty i on.
- Whohohoho. - unoszę ręce w geście obrony. - Ani ja, ani on tego nie chcemy!
- Aha. No dobrze skoro tak twierdzisz...
- Daj mi te ostatnią szansę!
- No okej, ale nie musisz tak naskakiwać! - Jason się śmieje, więc to chyba dobrze. - Dam.
Mocno mnie całuje, a potem idziemy w stronę mojego domu.

- Mieszkasz sama?
- Nie, czemu? - pytam się kiedy odwieszam kurtkę na wieszak w korytarzu.
- Nigdy nie widziałem twoich rodziców.
- Wiesz, pracują od 6.00 do 23.00, więc przez cały czas mam wolną chatę. mi to pasuje, ale czasami jestem trochę samotna... - Jason łapie mnie od tyłu i delikatnie bierze na ramiona. Dobrze, ze jestem szczupła, bo dziwnie bym się czuła jakby  musiał się męczyć, żeby wziąć mnie na górę po schodach.
Kładzie mnie na łóżku i szybko pozbywa się mojej koszulki. Znów bierze mnie pod tyłek i całuje po moim dekolcie chodząc po pokoju. Nieoczekiwanie i to chyba pod wpływem emocji Jason przywala moja głową w kaloryfer.
- Ach!

- I co? Nie mów, ze Cię to nie podnieca?
- Nie, wiesz... ja wolę ten kaloryfer co tam wisi na ścinie. - wskazuję na kaloryfer, który aktualnie przykrywa różowy ręcznik.


- Jane? Nic Ci nie jest?
- Nie. - oczywiście nie zemdlałam, ale trochę gwizdało mi w głowie. Cholera znów Ross. On chyba na zawsze zamieszkał w mojej głowie i nie chce się wynieść.
- Na pewno? Przepraszam. - całuje mnie w czoło. - No to.. - składa pocałunki na moim całym dekolcie i zaczyna rozpinać mi stanik.
- Nie... - odpycham go do siebie.
- Co jest?
- Eee... takie babskie sprawy... - drapię się nerwowo po głowie i mam nadzieję, ze Szary to kupi.
- Emmm i dopiero teraz sobie o tym przypomniałaś? - wygląda na zdezorientowanego.
- Heh. No tak wyszło... - błagam wyjdź stąd!
- Wiesz to może ja pójdę? - proponuje lekko zażenowany.
- Tak. Lepiej tak. - odpowiadam oschle.
Kurczę i znów ta genetyka. Jestem tylko kawałek od bycia doskonałą, ale później dociera do mnie ta choroba. Rosslimia. Czy jakos tak?

_________________________________________________________________________________

No w tym rozdziale mamy mało Ross'a i bardzo problematyczną Jane. Wiem, ze nie do końca chcieliście taki rozdział,a le spokojnie Proszę być spokojnym!!!
A co do pytania kiedy kończę ten blog.
Cóż musze dojechać do końca tej serii czyli 3.
A planuje jeszcze 2...
no chyba ze natchnie mnie na więcęj.

11 komentarzy:

  1. Genialne...jak zawsze :3
    Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie dużo Ross'a i dużo Jane :3
    ~Alex ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. TA BIOLOGIA WSZĘDZIE SIĘ ZA MNĄ CZOŁGA C':

    2. Szybko przeczytane, dwie minuty c:

    Ty to piszesz na akord, right? C: Spokojnie, dziewczyno, wiem, że może lubisz dodawać notki co dwa dni, ale wyluzuj c: pisz sobie na zapas, dodawaj rzadziej, spokoooooojnie xD

    Jane, kurna. COFASZ SIĘ W ROZWOJU? Ić, z babami do ładu nie dojdziesz, no.... No nie dojdziesz...

    Ross, szmato, PRZEPROŚ TĄ DAMĘ, CO NA SZAFKI UPADŁA. COME BACK I.NA KLĘCZKI C:

    TAK, SYLWIO, ODWALA MI.
    Gdyż jest 10.30pm, powinnam spać, a wciąż sunę palcami po tym zasranym ekranie, a sen nie przychodzi :')
    Co zrobisz?

    Yy, ten... Czekam na nexta?

    http://r5-stories-by-sparrow.blogspot.com/2014/09/rozdzia-1.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nexta!! Niech będzie dużo Rossa :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Najlepszy blog na świecie! Czekam na nexta i mam nadzieje że pojawi sie szybko :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie średniawe jak dla mnie ale wiadomo,że odstępy miedzy Rossikiem a Jane muszą być ;P Dobra, mam nadzieję,że blog będzie ciagnął się jeszcze dłuugo bo jest mega i nie wyobrażam sobie jego końca ;P Niech wenisko Cię nie opuszcza ! :D Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny :3 Czekam na next'a ^^ Uwielbiam twojego bloga ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rosslimia?? That's good. Z niecierpliwością czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspanisly jak zwykle kiefy next

    OdpowiedzUsuń
  9. PISZ PISZ, MOZESZ TEGO BLOGA NIGDY NIE KOŃCZYĆ
    Dziewczyno, jest zajebisty. Trochę się zawiodłam, że rozdział taki krótki, ale jako, że wstawiasz często to nie narzekam!
    Kurde... Lubię Szarego, ale nie chcę żeby byli razem. Niech ta Jane się ogarnie. Znaczy, podoba mi się, że w kocu ma jaja, ale okłamuje siebie i Szarego. Ogarnij, cholera!
    A Ross? JEZU CHŁOPIE. ZA CO JA CIĘ TAK UWIELBIAM? No za co... Jesteś taki pojebany...
    Nie potrafię zebrać myśli. Ale budujesz napięcie super i wiesz o tym.
    Czekam na następny rozdział.
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział :) <3 Masz wielki talent !!! Jak będziesz miała chwilę wolnego czasu, to bardzo chciałąbym się dowiedzieć, co sądzisz o moim blogu: story-with-ross-lynch.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń