niedziela, 23 listopada 2014

One Shot

Na podstawie "50 twarzy Grey'a"

Budzę się. Kurczę. Znów siedzę na tej nudnej konferencji na temat obrony praw zwierząt wodnych w zakażonej części oceanu indyjskiego. Uwielbiam zwierzęta, ale wciąż twierdzę, że głupie, zbyt długo trwające debaty nic im nie dają. Spoglądam na zegarek. Piętnasta... cudownie! Muszę iść na zakupy do "Flekua", a gość specjalny dzisiejszego spotkania jeszcze się nie pojawił. Spoglądam na Antoniego, który jest tak samo zadowolony jak ja. W przeciwieństwie do mnie on ma już rodzinę, dziecko i o wiele wyższą posadę ode mnie jednak nadal jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi.
- I co o tym myślisz? - pyta się mnie kobieta siedząca po mojej lewej stronie.
- Na temat? - chyba się trochę pogubiłam o czym mówi profesor Jan Krasko.
- Jest pani dziennikarką, a nie słucha pani konferencji? Kto panią zatrudnił?
- Mój szef. - syczę zdezaprobowana, a kobieta widząc moją nienawiść w oczach odwraca się do swojej koleżanki.
- Dzisiejsze dziennikarstwo kuleje. Nie chcę wiedzieć co będzie za kilka lat... - chcę już jej odpowiedzieć, ale przerywa mi prowadzący posiedzenie.
- Panie i panowie. Nasza konferencja niedługo dobiegnie końca i zostaną podjęte decyzje na temat oczyszczenia morza indyjskiego, ale najpierw chciałbym usłyszeć ostatnią opinię na ten temat. Gorąco przedstawiam prezesa i założyciela firmy Lynch Holdings Enterprise Company - Ross Lynch!
W sali rozbrzmiewają oklaski. Nie wiedziałam, że gościem specjalnym jest prezes jednej z największych korporacji na świecie. Co on robi na zwykłej pogadance o zwierzętach?
Widzę go. Wchodzi tym swoim nonszalanckim krokiem na scenę olśniewając ją swoim uśmiechem. ma na sobie czarny garnitur, który przyzdobił szarym krawatem. No, nieźle panie Lynch. Umie się pan zaprezentować, ale co dalej. Z tego co wiem ma on około 25 lat i dokładnie na tyle wygląda. Choć nie... ten jego uśmiech jest uśmiechem siedemnastolatka. ale w jego mimice twarzy da się wyczytać tą nieprzyjemną surowość. Lynch delikatnie macha ramionami i spogląda na publiczność. Jego wzrok pada na mnie Na tą nic nieznaczącą dziennikarkę, która rozwaliła się na krześle, jakby nic jej nie obchodziło. ale kiedy tylko brąz jego oczu zaczyna wwiercać się we mnie, poprawiam się skruszona, jak uczennica złapana na paleniu nielegalnie za szkołą.
Podaje rękę prowadzącemu i staje za mównicą.
- Tak, szczerze mówiąc to nie chciałem dziś tu przychodzić. - śmieje się, a po chwili cała publiczność jak zahipnotyzowana odpowiada mu tym samym. - Ale teraz myślę, że błędem byłoby tu nie przychodzić - wypowiada te słowa patrząc się na mnie. Na jego twarzy pojawia się szelmowski uśmiech, a w ciemnych oczach, zbyt jasny błysk.

Konferencja kończy się szybko. Prezes Lynch wypowiedział tylko kilka słów na temat zwierząt morskich. A może wydawało mi się tylko, ze było ich kilka?
Teraz wiem tylko, ze jestem zdenerwowana, ponieważ deszcz leje niesamowicie, a ci wszyscy debile wychodzący z konferencji ukradli mi z przed nosa wszystkie taksówki. A mieszkając w nowym Jorku można być pewnym, ze następna będzie dopiero za godzinę.
- Lena! - krzyczę do przyjaciółki przez telefon. - Dasz radę po mnie przyjechać?
- Przykro mi, ale własnie zostałam wezwana, więc nie mogę! - i po chwili słyszę już tylko głuchy sygnał. UGRH! Jest mi zimno, jestem zła i znudzona! A to tego mam już całe mokre włosy.
- Uch! Przepraszam... - zirytowana wpadam na jakiegoś mężczyznę, który właśnie wsiada do sportowego Lamborghini.
- Nic się nie stało. - o mój Boże! To Lynch. Z tym swoim cudnym uśmiechem. - Widziałem panią na konferencji. Pani jest...
- Nikim ważnym...

"Ross eyes"
Nikt ważny. Co za mało dostojne poczucie humoru. Ale ta blondynka jest ładna. Nawet bardzo. Tylko denerwuje mnie to, że cudowne złote włosy upina w jakiś niepozornie nieudany kok, a zgrabne ciało kryje pod bezkształtnym swetrem.
- Musi być pani kimś ważnym, skoro uczestniczyła pani w takiej konferencji, panno...
- Christina Balla. Jestem z Węgier, ale matka była angielką. Dziennikarka wydawnictwa "Qruell".
- Doskonała firma, jednak nie znajduje się pod moją opieką. - Jeszcze..., ale zważając na Ciebie Christino mógłbym się poważnie nad tym zastanowić. - Dlaczego, nie pojechała pani jeszcze do domu?
- Ukradziono mi wszystkie taksówki, a moja przyjaciółka jest na nocnej zmienia. Do tego zorientowałam się, że zapomniałam wziąć kluczy, bo myślałam, ze zostanie w domu. - och. Zrządzenie losu? czy po prostu zwykła nieuwaga? - Może zaproponuję pani jedną rzecz.
- Słucham uważnie. - blondynka przygryza wargę. czemu jeszcze nie zwróciłem uwagi na jej pełne usta. Są cholernie duże, ale i naturalne. Wyobrażam sobie ją jak leży na stole kuchennym, a czarny bicz pociera się o jej kobiecość. Przestań Lynch! Ile masz lat? 16? O nie! Czasy dzieciństwa się skończyły. Teraz jesteś prezesem, który nie musi sobie o tym wszystkim marzyć... może to mieć.
- Może przenocuję panią u mnie? Mam dość dużo pokoi.
- W to nie wątpię. - zakłada kosmyk blond włosów za ucho, znów przygryzając wargę. Mój kutas reaguje. Cholera!
- Zapraszam! - szybko biorę ją do samochodu, żeby nie zobaczyła mojej "reakcji" - Od jak dawna jesteś dziennikarką?
- Dopiero skończyłam studia, a teraz mnie wysyłają na konferencje dla próby. - Och w to nie wątpię. Żadna porządna i rozchwytywana dziennikarka, nie ubierze się w ten sposób na ważne spotkanie. Kto ja w ogóle zatrudnił?
- Panie Lynch?
- Tak, Worty?
- Jesteśmy na miejscu.
- Dziękuję. - otwieram drzwi i pomagam wyjść pannie Balla. Jest w szoku. Oooo tak! Otwórz bardziej te usteczka. Dobrze, że jest w  szoku. To sprawia, ze mam nad nią jakąś kontrolę. A ja lubię mieć kontrolę.

"Christina eyes"
Jego dom... To mnie trochę przerosło. Trochę? Widzę jak się uśmiecha. Jak wodzi za mną wzrokiem. Czyżbym mu się podobała? Nie... po co siebie okłamuję. Może mieć każda, a wziąłby stażystkę z jakiegoś podrzędnego wydawnictwa?
- Zapraszam panno Balla. Niech się pani czuje jak u siebie.
Wchodzę do jego domu. jest nowocześnie urządzony. Surowy. Nie ma tu nic z prawdziwego rodzinnego domu. Jest tu chłodno.
- Kayla? - pan lynch krzyczy, a po chwili pojawia się w rogu salonu niewiele starsza od nas kobieta. ma przyjazną minę. Chyba tylko ona sprawia, ze ten dom ma jakąś cieplejszą duszę.
- Tak, panie Lynch?
- Przygotuj nam kolację. Panno Bella, lubi pani kurczaka? - pyta się, a ja kiwam głową zapatrzona w obrazy.

"Ross eyes"
Cholera! Czy ta blondynka mogłaby się odwrócić i patrzeć się na mnie. Nie lubię lekceważenia, a ona definitywnie to teraz robi.
- Piękne obrazy. - mówi z zachwytem. Tak obrazy są ładne, ale ty pod ostrzałem mojego bicza na pewno jesteś lepsza. Lynch!
- Miejski malarz. Kiedyś przechodziłem ulicą i niezmiernie mi się spodobały.
- Myślałam, ze kupuje pan tylko od wielkich artystów.
- Nie nazwisko czyni  z człowieka wielką istotę, ale czyny, panno Balle.
-  Tacy ludzie zwyczajność zmieniają w nadzwyczajność. - trafne spostrzeżenie. Jak na początkującą dziennikarkę jest bystra. - Przepraszam na chwilę. - wychodzę zirytowany dzwonkiem telefonu. - Rich? Tak, tak zajmę się towarem z Sudanu jutro. Teraz nie mam czasu. - szybko wracam do salonu, ale panny Balle już nie widzę.
- Kayla? Gdzie jest Christiana?
- Przepraszam panie Lynch, ale nie wiem.

"Christiana eyes"
Poszłam poszukać łazienki,a le jego dom a tyle drzwi, ze jestem pewna, ze znajdę ja za jakieś 10 lat. Wchodzę w pierwsze drzwi. Jego sypialnia. Nawet w sypialni kolory są surowe. Nie mogłabym tu żyć. Otwieram jeszcze wiele drzwi, ale żadne nie okazują się łazienką.
Łapię za klamkę następnych drzwi. Ale w przeciwieństwie do tamtych ta klamka jest złota, a pozostałe były w odcieniu piaskowca. Dlaczego?
Lekko uchylam drzwi i powoli wślizguję się do środka.
Pokój jest... czy to  w ogóle pokój? czerwone ściany, przyciemnione światło. Na środku pomieszczenia stoi niebywale wielkie łóżko. Ale nie ma na nim pościeli tylko czerwone atłasowe prześcieradło.
Po lewej stoi jakaś szafka. Podchodzę do niej i otwieram pierwszą szufladę. Opaski na oczy?
Z prawej strony widzę jeden wieszak pełen biczy, pejczy. Wszystkie skórzane.
- Panno Balle? - słyszę jak na korytarzy woła mnie Lynch. No nie. - Christiana? - wchodzi do pokoju. I tak stoimy. Ja i on jesteśmy zszokowani postawą rzeczy, że jestem prawie pewna, ze nawet nie oddychamy.
- Ymmm... szukałam łazienki... - chcę go ominąć, ale jakoś stopy nie chcą się ruszyć z miejsca.
- Pozwól, ze ci wyjaśnię. - dobrze. Siadam na atłasowym pokryciu. I chociaż są to jedyne ciepłe kolory w tym domu i tak czuję się tu jak na Antarktydzie.
- Jestem. To pokój, w którym. - chyba nie umie dobrać słów. - Jestem kimś w rodzaju Pana. Wybieram sobie co jakiś czas Uległe. Nawet mi dobrze z tym, ze to odkryłaś, bo byłabyś świetną uległą. To co? - patrzy się na mnie, zdejmując krawat i zawiązując mi go na oczach. - Chcesz zagrać?


________________________________________________________________________________
Generalnie streściłam wam początek Grey'a, ale trochę pozmieniałam- po prostu chciałam wam zaostrzyć smak przed następnym rozdziałem


6 komentarzy:

  1. Ale cudny <3 Niesamowity ^^
    Tylko co ma do następnego rozdziału?!
    Hmmm... Nie zdradzisz nic, prawda?
    Musimy czekać... Ech...
    W takim razie czeka *-*
    Pozdrawiam ^^
    Katarina xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny ^^
    Osobiście Grey'a nie czytałam, ale mam ostatnio ochotę ^^ xD
    Właśnie... Kiedy rozdział?? Po prostu nie mogę się już doczekać^^
    Życzę weny! (;
    ~Iggy

    OdpowiedzUsuń
  3. Hah świetny :P Myślałam jednak,że skończysz na czymś ostrzejszym xd No nic ;3 Czekm na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaostrzyć smak przed następnym rozdzialem?? Udalo ci sie! Mam nadzieje ze next będzie szybko

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo! Bardzo bym się ucieszyła gdybyś dokończyła tego One Shot'a :D
    Gdy to czytałam byłam strasznie podekscytowana! No i oczywiście czekam na rozdiał <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie opowiadanie <3 Sama czekam na przeczytanie tej książki ale jakaś picza wypożyczyła ją przede mną :_: Kocham takie opowiadanie, ale Ciiii nikt nic nie wie <3 Żucze weny :*

    OdpowiedzUsuń