ME: No weź...
JJ: No dobra. Ej, a w ogóle idziesz dziś do tych szpitali, do tych dzieci.
ME: Nom. Idę. A ty?
JJ: Sorki, ale tak za bardzo to nie mogę, wiesz... jest moja daleka kuzynka i matka kazała mi zostać, więc...
ME: Dobra pójdę z Chrisem -.-
Zdenerwowana odkładam telefon. Cholera! Myślałam, ze razem z JJ będę mogła sobie pochodzić, pogadać... ale nie! Ona musiała posłuchać się mamy i zostać z kuzynką...
- Jane! Christian! - moja mama woła nas z dołu. Czas na świąteczny posiłek. Schodząc na dół prawie wywalam się na schodach przez te szpile, a na szczęście Chris łapie mnie w ostatnim momencie.
- Dzięki.
- Wiesz co? Mógłbym Cię wyśmiać, ale pamiętam Cię jako taką... chłopczycę. Teraz jest lepiej.
- Dzięki. - uśmiecham się.
- To przez seks z Ross'em? - chcę już walnąć Chrisa, ale w drzwiach pojawia się moja ciotka
- Jaki seks z Ross'em? - pyta oparta o ścianę, mając na sobie ten poczciwy uśmieszek.
- Co? Powiedziałem SER. Mam ochotę na sernik z ROZMARYNEM. - uśmiecha się zmieszany.
- No oczywiście! Tylko, ze rozmarynu nie używa się do ciast, więc...
- Chodźcie! - dzięki mamo!
Idziemy do salonu, Szybko dzielimy się opłatkiem i zasiadamy do stołu. Zostałam posadzona między babcią, a wujkiem. Świetny zestaw! Babcia zacznie się pytać o szkołę, a wujek stroić jakieś śmieszne żarty.
- I jak tam, wnusio? Opowiadaj! Jak w szkole? - mówiłam? Mówiłam!
- W porządku. oceny dobre, ludzie też fajni.
- A masz jakiegoś kawalera? - Ulubione pytanie babć! Kawaler... Kawaler...
I tu się pojawia pytanie czy mam trzech, czy nie mam żadnego...
Brandon.
Nadal mam z nim świetny kontakt, ale... boli mnie to, ze nie taki jak kiedyś. Czasami dzwoni do mnie, pyta się o wszystko, ale od kiedy Jessica mu wybaczyła i jest z nią szczęśliwy - to boli. Obserwowanie kogoś kogo kochałaś z kimś kogo nienawidziłaś jest łamiącym serce widokiem.
Jason.
Jedyny chłopak, który Cię zawsze w pełni szanował, a ty go zwyczajnie olałaś Jane. Idiotka!
Tleniony bałwan.
Tak naprawdę to... teraz jesteśmy dobrymi kolegami. On nadal jest jakimś zacofanym i napuszonym neandertalczykiem, ale przynajmniej mnie AŻ TAK nie obraża.
- Nie, babciu, nie mam. mam dobrego kolegę, ale...
- Jak am na imię? Ten twój Brandon?
- Nie Brandon teraz ma... wyjechał. - jakby babcia dowiedziała się, ze ma wpadkowe dziecko, to bym do jutra jej wszystkiego nie opowiedziała, a do tego musiałabym uwzględnić mnie i Ross'a w dość erotycznej sytuacji.
- To szkoda; miły chłopak. Więc?
- Co?
- Jane! Musisz wychodzić! - Jezus mama dziś drugi raz ratuje mi życie.
- Pa babciu!
Szybko nakładam na siebie kurtkę i ciągnę za sobą Chrisa, który wcina jeszcze pierożka.
- Hej!
- Idziemy! - krzyczę i podaję mu kurtkę.
- Gdzie? - pyta się, kiedy juz znajdujemy się na ulicy.
- JJ nie może iść ze mną do szpitala, to biorę ciebie.
- A po co tam idziemy?
- Do chorych dzieci. Wiesz, one też obchodzą święta. - upominam go, a on wytyka język.
Do szpitala docieramy 20 minut po wyjściu. W recepcji meldujemy się i razem z grupką innych osób ruszamy do pierwszej sali. Zanim wejdziemy słyszę jednak piosenkę, którą na pewno znam. Nie!
- "Give me one more chance". - słyszę wchodząc do sali. Przy łóżku widzę Ross'a i resztę jego rodzeństwa. Blondyn się odwraca i widząc mnie lekko się uśmiecha.
- Cześć jesteśmy ze specjalnej organizacji i mamy dla was prezenty! - krzyczy członek naszej ekipy i z wielkiego worka wyciąga prezenty dla każdego z dzieci. Po chwili rozchodzimy się po szpitalu do różnych sal, by tam pospędzać, choć trochę czasu z dziećmi.
- Hej! - Ross łapie mnie za rękę, a ja ponownie tracę równowagę na obcasach i ląduję mu w ramionach.
- Cholera! Czemu zawsze ty?!
- Taki już nas los, taka nasza chwila.
- To brzmi jak słowa jakieś piosenki.
- Bo chyba są, ale nie jestem pewien... - i robi tą swoją "zamyśloną" minę, której tak rzadko używa.
- Ej, ja już skończyłam, swój obchód. Idziesz? - pytam się i wskazuję na drzwi.
- Dobra...? - chłopak mruży oczy. Jest to chyba pierwszy raz kiedy mu coś zaproponowałam.
Na dworze jest strasznie chłodno, ale da się wytrzymać. Idziemy koło siebie w ciszy. Ja nie mam ochoty się odzywać, ale on:
- Jak święta? Co dostałaś?
- Jeszcze nic. Uciekłam po tym jak babcia spytała się czy mam jakiegoś "kawalera".
- I co powiedziałaś?
- Że nie mam. - uśmiecham się.
- A ty coś dostałeś?
- Nową gitarę, skarpety od Rockiego i słodycze i w ogóle pełno, ale wiesz co? - uśmiecha się do mnie zatrzymując się. - Ode mnie możesz dostać pierwszy prezent!
Co on do cholery znów sobie upodobał? Wyjmuje coś malutkiego z kieszeni i powoli zawiesza mi nad głowa uśmiechając się przy tym. JEMIOŁA! O mój Boże! I co ja mam zrobić? No tak całowałam się z nim nie raz, inne rzeczy też robiłam NIE RAZ.
- No chodź. - mówi. No nie! Ma na sobie ten amerykański uśmiech, po którym chyba każdy mdleje.
Zbliżam się do niego i... lekko cmokam go w policzek, po czym szybko uciekam kilka kroków od niego.
- Na razie, wesołych świąt! - macham mu na pożegnanie i odwracam się w swoją stronę. - Tleniony pajacu. - dodaję sama do siebie uśmiechając się.
_________________________________________________________________________________
Łeb mnie boli. Żal. W ogóle nie znoszę świata. Teraz w końcu mam zawody, a ja leże z bolącym uchem i głową :/ życie jest niesprawiedliwe. Az mi się nie chciało sprawdzać błędów ze złosci wiec PRZEPRASZAM.
PS. Ogladnijcie sobie bajkę "sklep dla samobójców" :D
Polecam 4 godziny nimfomanki dla każdego kto lubi filmy "dramat" "filozofia" "poezja", ale jest trudny i dla wielu nudny... :?
:)
- A po co tam idziemy?
- Do chorych dzieci. Wiesz, one też obchodzą święta. - upominam go, a on wytyka język.
Do szpitala docieramy 20 minut po wyjściu. W recepcji meldujemy się i razem z grupką innych osób ruszamy do pierwszej sali. Zanim wejdziemy słyszę jednak piosenkę, którą na pewno znam. Nie!
- "Give me one more chance". - słyszę wchodząc do sali. Przy łóżku widzę Ross'a i resztę jego rodzeństwa. Blondyn się odwraca i widząc mnie lekko się uśmiecha.
- Cześć jesteśmy ze specjalnej organizacji i mamy dla was prezenty! - krzyczy członek naszej ekipy i z wielkiego worka wyciąga prezenty dla każdego z dzieci. Po chwili rozchodzimy się po szpitalu do różnych sal, by tam pospędzać, choć trochę czasu z dziećmi.
- Hej! - Ross łapie mnie za rękę, a ja ponownie tracę równowagę na obcasach i ląduję mu w ramionach.
- Cholera! Czemu zawsze ty?!
- Taki już nas los, taka nasza chwila.
- To brzmi jak słowa jakieś piosenki.
- Bo chyba są, ale nie jestem pewien... - i robi tą swoją "zamyśloną" minę, której tak rzadko używa.
- Ej, ja już skończyłam, swój obchód. Idziesz? - pytam się i wskazuję na drzwi.
- Dobra...? - chłopak mruży oczy. Jest to chyba pierwszy raz kiedy mu coś zaproponowałam.
Na dworze jest strasznie chłodno, ale da się wytrzymać. Idziemy koło siebie w ciszy. Ja nie mam ochoty się odzywać, ale on:
- Jak święta? Co dostałaś?
- Jeszcze nic. Uciekłam po tym jak babcia spytała się czy mam jakiegoś "kawalera".
- I co powiedziałaś?
- Że nie mam. - uśmiecham się.
- A ty coś dostałeś?
- Nową gitarę, skarpety od Rockiego i słodycze i w ogóle pełno, ale wiesz co? - uśmiecha się do mnie zatrzymując się. - Ode mnie możesz dostać pierwszy prezent!
Co on do cholery znów sobie upodobał? Wyjmuje coś malutkiego z kieszeni i powoli zawiesza mi nad głowa uśmiechając się przy tym. JEMIOŁA! O mój Boże! I co ja mam zrobić? No tak całowałam się z nim nie raz, inne rzeczy też robiłam NIE RAZ.
- No chodź. - mówi. No nie! Ma na sobie ten amerykański uśmiech, po którym chyba każdy mdleje.
Zbliżam się do niego i... lekko cmokam go w policzek, po czym szybko uciekam kilka kroków od niego.
- Na razie, wesołych świąt! - macham mu na pożegnanie i odwracam się w swoją stronę. - Tleniony pajacu. - dodaję sama do siebie uśmiechając się.
_________________________________________________________________________________
Łeb mnie boli. Żal. W ogóle nie znoszę świata. Teraz w końcu mam zawody, a ja leże z bolącym uchem i głową :/ życie jest niesprawiedliwe. Az mi się nie chciało sprawdzać błędów ze złosci wiec PRZEPRASZAM.
PS. Ogladnijcie sobie bajkę "sklep dla samobójców" :D
Polecam 4 godziny nimfomanki dla każdego kto lubi filmy "dramat" "filozofia" "poezja", ale jest trudny i dla wielu nudny... :?
:)
Hah fajny rozdział :P Nieco krótki ale końcówka ci wyszła xd Czerwień taka sobie eh eh xd Zdrowiej i szybko pisz Rossowego nexta :D
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę boski <3 Czekam na nexta !! <3
OdpowiedzUsuńCudny ♥ Genialny ♥ Wspaniały ♥
OdpowiedzUsuńI taki świąteczny rozdział *O*
Jane jest taka dobra <3
I oczywiście Rossa spotkała ^^
Tylko czemu prezentu nie odebrała? ;p
Czekam na nexcika ♥
Buziaki ;*
Katarina xoxo
P.S. CHCĘ ŚWIĘTA! <333
Ah te prezenty... :3 a może w prezencie podarujesz nam jeszcze jeden rossdział? XD czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Rossdział jest perfect *-*
Genialny czekam na next
OdpowiedzUsuńDla mnie prezent po proszę! Może tak next rozdział?
OdpowiedzUsuń+ nowy wygląd bloga! daje 7/10 bo strasznie czerwony chociaż myślę, ze taki właśnie chciałaś XD taki naughty hahah ♥
I zapraszam do siebie na pierwszy rozdział! Komentarz od Ciebie byłby zaszczytem bo uwielbiam twojego bloga, oby tak dalej dziewczyno!! http://forgetaboutyour5.blogspot.com x
Super rozdzial : D mam nadzieje ze szybko dodasz nexta ciekawa jestem jak to dalej bedzie z Jane i Rossem
OdpowiedzUsuń