- Hej? Wszystko w porządku?
- Tak, jasne. - mruknęłam. To była Maddie - moja współlokatorka. Była miła, ale chyba to wszystko. Była zbyt towarzyska. Próbowała wyciągnąć ze mnie każde informacje na mój temat, podczas gdy ja nie miałam ochoty odpowiadać na żadne z jej pytań.
- Wiesz, pytam, bo odkąd tu jesteś praktycznie się nie odzywasz.
- Nie mam humoru.
- Ale Jane, ty nie odzywasz się przez cały rok, nie licząc lekcji.
- Nie jestem zbyt towarzyska. Proszę, nie naciskaj. - byłam strasznie zmęczona jej nachalnością, ale w sumie się jej nie dziwiłam. W końcu kto by chciał mieć współlokatora, tak cichego, jak ja?
- No dobra, ale na dole jest impreza. Wpadnij jakbyś chciała, chociaż szczerze w to wątpię. - prychnęła z pogardą, ale jakoś miałam to gdzieś. Spojrzałam na kalendarz, który na Oxfordzie stał się najważniejszą rzeczą pod słońcem.
Psycholog godz. 160027.06.2014No tak. Odkąd jestem w Anglii zapisałam się do psychologa. jakoś mi jest lepiej kiedy mogę sama komuś wszystko powiedzieć i nie naciska na mnie jak Maddie. Ale szczerze? Dziś nie mam najmniejszej ochoty żeby gadać z kimkolwiek.
- Hej, mogę wejść? - to był Oliwier. Kolega z klasy. Jedyny chłopak, którego tu polubiłam. był naprawdę bardzo przystojny, ale każde jego zaloty do mnie okazywały się klęską. Wolałam mieć kogoś do pogadania, a nie do przytulania.
- Jasne. - mruknęłam, bardziej do siebie niż do niego, ale chyba usłyszał.
- Nie idziesz na dół?
- Nie, to nie w moim stylu.
- Wiem, ale myślałem, że chociaż na koniec roku dasz się gdzieś porwać.
- Najchętniej porwałabym się na wakacje do Littleton, ale nie mogę. Zapisałam się na kursy językowe.
- Ile tych kursów?
- Cztery.
- Dlaczego tak bardzo chcesz tam jechać?
- Mam tam rodzinę, przyjaciół. Wiesz... ludzi, na których mi zależy.
- A więc jest tam ten szczęściarz?
- Proszę?
- Wiesz, ktoś kto Cię ma. - zmarszczyłam brwi nadal nie rozumiejąc. - No, twój chłopak!
- Oliwier, jest to trochę bardziej skomplikowane. Tak naprawdę to zdaliśmy sobie z tego sprawę tydzień przed moim wyjazdem, a później wybuchła wielka kłótnia. Na sam koniec pojednanie i tyle z naszej romantyczniej historii. - nieprawda. Znacznie więcej. Gdyby przypomnieć sobie te wszystkie momenty. Ochrona przed Brandonem, porwanie mnie na górę, próba rozebrania mnie, podglądanie, korepetycje, przyznanie mi racji. O tak, z tą racją, to definitywnie mój ulubiony moment. Prawdę mówiąc było tego sporo.
- To kiepsko. - macham potwierdzająco głową. Tak, Oliwier, masz rację, kiepsko...
- Nom, trochę...
- Dlatego zawsze odpędzałaś moje zaloty? - pyta ze śmiechem.
- Oliwier! - besztam go. Tak naprawdę odrzucałam je, bo choć byłeś zabójczo przystojny, to byłeś zwykłym bałwanem! Lubiłam go, ale styl pozera był mi tak znany (dzięki Ross!), że miałam go trochę dość.
- No co? Taka prawda, ale nie domyśliłbym się, że twoja cicha aura jest powodem tego, ze jesteś zwyczajnie zakochana. - Zwyczajnie zakochana? Zakochana? Tu można jeszcze się spierać, ale na pewno nie było to zwyczajne. Gdyby nazwać ostatni rok zwyczajnym? O nie, drogi kolego! Zwyczajności tam nie było.
- Może nie tak zwyczajnie...
- Więc?
- Co, więc?
- Kto to?
- Taki jeden...
- No dalej, chociaż imię.
- Ross. Ross Lynch. - rumienię się. Tak naprawdę odkąd byłam na Oxfordzie słowa z nim nie zamieniłam. Właśnie! Ani razu nie rozmawialiśmy. To było dość przygnębiające. Nawet słowem się nie odezwał.
- Ta gwiazdeczka Disney'a? - prycha pogardliwie.
- Tak. Ona. Ta gwiazdeczka, a teraz możesz już opuścić mój pokój?
- No, jasne. Pa.
- Pa. - żegnam pana! No naprawdę. aż tak mu zazdrości, czy raczej mi?
Wkładam kupkę ubrań do torby, a tu rozlega się kolejne pukanie. Wkurzona wstaję i otwieram drzwi. To co widzę jest dla mnie szokiem.
- Mama? - już nawet bardziej spodziewałabym się tlenionego. - Co ty tu robisz?
- Przyjechałam. - mówi zmartwiona i od razu widzę, ze coś z nią jest nie tak.
- Myślałam, że będziesz dopiero za dwa tygodnie? Co jest? - pytam i siadam koło niej.
- Nic takiego.
- Widzę, że jesteś zmartwiona. Coś się dzieje z tatą, albo z pracą?
- Nie, nie. Chodzi o Ciebie.
- O mnie? - co jest ze mną nie tak!? Dziś wszyscy się na mnie uwzięli.
- Jane. Nie dzwonisz. Praktycznie przez cały rok mieliśmy od ciebie 12 telefonów. Jeden na miesiąc i to tylko w sprawie pieniędzy. Nawet nie wiedziałam, że jesteś najlepsza w klasie. Gratuluję córeczko!
- Dziękuję. - odpowiadam, a ona mnie przytula.
- I do tego jeszcze ten psycholog.
- To tak, żeby oswoić się z nowym krajem, mamo. - kłamię, ale próbuję ją pocieszyć.
- Nie, Jane. Próbujesz mnie pocieszyć. Widzę, ze coś jest nie tak. Widzę, ze Ci się tu nie podoba.
- Ale Oxford daje mi tyle możliwości. Zawsze mówiliście, że najważniejsza jest kariera, a teraz mam tutaj szansę. - no, nie. Zaraz się popłaczę!
- Ważniejsze jest teraz twoje szczęście.
- Co masz na myśli?
- Chcę cię mieć przy sobie razem z ojcem. Pod koniec wakacji wracasz do Littletown i tam kończysz liceum. Jeśli oczywiście sama tego chcesz? - nie wiem co powiedzieć. Co z moją mamą? To ona sama przez całe życie próbowała zaciągnąć mnie do Oxfordu, a teraz próbuje mnie wywieźć z niego do jakiegoś liceum w małej dzielnicy?
No, to teraz Jane stoisz przed własnym wyborem. Jechać czy zostać?
- Muszę w wakacje ukończyć kursy językowe. - wspominam. - Wracam do Littleton.
_________________________________________________________________________________
Tu raczej was niczym nie zaskoczyłam.
czekamy na powrót do Littleton i naughty boy'a.
TAK NAUGHTY BOY"A!
Spokojnie nie zamierzam niszczyć tak brutalnej postaci, ale pamiętajmy, ze człowiek ma prawo sie zakochać, więc spróbuję zrobić z niego większego buntownika.
Jest to maj desyżyn. Od początku była.
Więc cierpliwie czekamy.
"Nie trać nigdy cierpliwości; to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi. " ~ Antoine de Saint-Exupéry
Coś czuję, że Ross znów bedzie chamski i że przejdzie mu w sprawie Jane (zaliczyłem-zostawiłem). Że ten rok przerwy spowodował, że on znów jest taki jak na początku...no ale zobaczymy
OdpowiedzUsuńCałuski
~Julia
Ps. Zapraszam do siebie na nowy rozdział. Mam wielką nadzieję, ze wpadniesz R5-my-love-story.blogspot.com
muszę w końcu wpaść, ale jestem uwięziona na pustkowiu ;________;
UsuńNo nie... Zawiodłaś mnie. Takie to było przewidywalne :D
OdpowiedzUsuńAle coś czuję , że nexty już będą mniej spodziewane xD
Ten cytat to pewnie moja wina xd No ale jestem czytelnikiem więc też z deka wymagam ;3 Czytałam (hmm czytam...) ten blog z powodu charakterku blondasa. Nie jest tym słodkim przypudrowanym Austinem gdzie wszyscy myślą,że on i Laura sa parą ;/ To głupie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że ten rok rozłąki z Jane doprowadzi blondasa do zachowania z początku bloga ;3
Fajne :)
OdpowiedzUsuń