Leżę obok
Jane. Leżę obok dziewczyny, która przez cały rok była moim celem. Nie w geście
rzeczowym, oczywiście! Odkąd tylko przyszła do naszej szkoły, chodziłem jak
zaczarowany. Nie jak jakiś Romeo za Julią, ale na pewno jak w transie. Podobał
mi się ten jej zadziorny humorek, charakter i to, że była taka ludzka.
Teraz patrzę
na jej powieki, ponieważ zasnęła. Już dawno ściągnąłem jej bandanę z oczu. Jej
oddech jest już spokojny, nie tak jak przed chwilą. Pełen pożądania, wdech-wydech,
wdech-wydech. O tak! Spajały się w sobie. Równocześnie jak nasze usta, kiedy
płuca walczyły o każdy wdech. Pragnę jej. Od zawsze. Cóż od roku. Oczywiście,
nie chce być jakimś Romeo. Co jak co, ale zdanie moich znajomych liczy się dla
mnie nadal. Ona też się liczy. Wszyscy się liczą. Jedni mniej, drudzy bardziej.
Zależy co mają do zaoferowania w zamian.
Jane zaczyna
coś szeptać przez sen. Powieki jej drgają i już po chwili widzę jej zielone,
kocie oczy, które przeszywają mnie na wylot. To spojrzenie zawsze jest
frustrujące.
- Cześć. –
szepczę, ale widzę, że jeszcze nie do końca się ogarnęła co się z nią dzieje. –
I?
- I co? –
pyta sennie.
- Jak się
czujesz?
-
Zrelaksowana i wyspana, dziękuję. – odpowiada.
Nie wiem o
czym z nią rozmawiać. Zwykle nasze rozmowy zaczynały się powtórzeń z lekcji, a
kończyły na kłótniach, w których w wyniku, albo ja – albo ona – opuszczaliśmy
dom, trzaskając drzwiami.
- Chodź,
może się gdzieś przejdziemy? – proponuję, ale Jane wygląda jakby przyrosła do
mojego łóżka. Mruczy coś nie wyraźnie jakby miała laskę w ryju. Kurde! Czemu ja
o niej zaczynam myśleć tak jak o wszystkich. Nie chce myśleć tak o niej! Ona ma
coś we łbie, kurde no! – Chodź! Jane!
- Ross.
Jestem wykończona. Doprowadziłeś mnie do takiego stanu, że każdy skrawek mojego
ciała jest obolały. – żali się. Cóż… lubię jak jesteś obolała. Wtedy jesteś
taka bezbronna. Mogę sprawować nad tobą kontrolę w każdym calu. Każdy centymetr
twojego ciała jest zdany na moją łaskę.
- Spróbuję
zrobić do jeszcze raz. – mruczę i podnoszę się z łóżka. Podchodzę od jej strony
i delikatnie próbuję ściągnąć kołdrę z jej nagich cycków. Reaguje jak
poparzona. Siłuje się ze mną. Kiedy ja ściągam kołdrę niżej, ona ponownie
próbuje się zakryć. – Skąd ta nagła nieśmiałość? – pytam z rozbawieniem. No
właśnie skąd? W końcu widziałem ją – przed chwilą – całą nagą. Byłem w niej, do
jasnej cholery! A teraz? Najchętniej weszłaby pod kołdrę i spod niej nie
wychodziła.
- Jestem
naga! – burczy z dezaprobatą.
- No i?
Chyba niedawno nie miałaś z tym problemów. – denerwuję się.
Obraca się w
moją stronę i patrzy na mnie pytająco. O co jej chodzi? Wygląda jakby nawet nie
wiedziała gdzie się znajduję.
- Ross… -
zaczyna, ale chyba nie bardzo wie co chce powiedzieć.
- Chodźmy
się wykąpać. – decyduję, a ona powoli wstaje, nadal badając mnie wzrokiem. Czemu
ona tak dziwnie na mnie patrzy? Ale sam uzyskuję odpowiedź, kiedy spoglądam na
siebie. Jestem nagi! Nagi! Chyba się zorientowała, że się domyśliłem, ze jestem
nagi, bo wybucha głośnym śmiechem dwunastolatki. Uwielbiam ten dźwięk.
- Może się
ubierzesz? – proponuje.
- Nie przed
kąpielą.
- Ross, wiem
co przed chwilą robiliśmy, ale ja nadal mam szesnaście lat!
- A ja mam
wannę, w której chcę Cię zobaczyć! –
niemal krzyczę, co wywołuje w niej szok. Cholera! Nie chcę jej
przestraszyć.
Jane powoli
wstaje, a ja przyglądam się jej. O tak! Jest idealna! Pasuje do mojego
wizerunku, a już na pewno go nie popsuje Kawałek kołdry opada, ale Jane jest w
stanie złapać go w locie. Kiedy już to robi patrzy na mnie ze wściekłością.
- Odwróć
się! – beszta mnie, a ja z uniesionymi rękami, odwracam się, chociaż nie mam na
to najmniejszej ochoty. – Masz jakąś bluzkę?
Podchodzę do
szafki i wyjmuję z niej moją ulubioną koszulkę z Hollister’a. Wdzięcznie kiwa
głową, po czym wkłada koszulkę. Mogę z niechęcią stwierdzić, że sięga jej do
połowy ud. Biorę ją za rękę i ku mojej uciesze ona się nie wyrywa. Wychylam
głowę z pokoju, ale nie słyszę żadnych hałasów. Nikogo nie ma. Dobrze.
Wyśmienicie.
Wchodzę do
łazienki i napuszczam całą wannę wodą dodając do niej jakieś olejki mojej
siostry. Nie wiem co to, ale chyba Jane się podoba, bo z zaciekawieniem
przygląda się mojej pracy.
- Ta Dam!
Zrobione. – jestem z siebie dumny. Chcę powoli wejść do wanny, ale zauważam, że
Jane ma niepewną minę. Cóż za zmienny nastrój! – Co jest?
- Wiesz…
trochę się boję. Seks to jedno, a takie kąpiele… to jeszcze nie mój żywioł.
Mamy tylko 16 lat. – mówi z niepokojem.
- Wiesz… - o
kurde i jak ja mam jej to powiedzieć… - Tak naprawdę jestem od Ciebie starszy.
– właśnie w tym momencie wszystko zmienia się diametralnie.
Jane staje
jak wryta. Patrzy się na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, a ja kule się pod
jej wzrokiem. Jej wzrok powoli zachodzi wściekłością. Widzę ten ogień w
tęczówkach.
- Ile ty
masz lat? – ledwo słyszę jej przerażony szept.
-
Osiemnaście. – odpowiadam pewnie, chociaż w środku wrzeszczę w panice. – Nie
zdałem dwa razy. Myślałem, ze wiesz.
- Co? –
przygląda mi się z zakłopotaniem. Wściekłość powoli z niej uchodzi, ale
zastępuję ją strach. – przecież urodziłeś się w grudni 19...
- 1995. Nie
jestem z waszego rocznika. Chyba widziałaś moje oceny. Ale wolałem mówić, że
jestem w waszym wieku, żeby było mi łatwiej.
- Aha. –
mówi krótko. „Aha” wisi w powietrzu wywołując coraz większe napięcie. Jane
powoli odzyskuje kontrolę. Wychodzi z łazienki.
- Hej! A ty
dokąd!
- Wychodzę!
- Gdzie?!
- Gdzie?!
- Do domu. –
pogarda cieknie z każdej litery w tym zdaniu.
- O co ci
chodzi? – zaczynam się denerwować. – O mój wiek?
- Tak.
- Ten twój
Brandon też tyle miał.
- On nie
jest mój. Poza tym jest teraz z tą twoją ciężarną zdzirą! A poza tym on to co
innego. Ja go kochałam.
- Tak jak i
mnie! – bronię się.
- Nie Ross.
Nie zaczynaj. Jesteś ze mną szczery. Cholernie szczery! Ale nie musisz kłamać z
tym ile masz lat! Wiem, ze to głupota, że wściekam się o to coś, ale…
- Ale co?!
- Czuję się
znów wykorzystana nie rozumiesz. Dwa lata to jest nic, ale chodzi o sam fakt.
Ja chcę kogoś w swoim wieku. Albo starszego, który nie zachowuje się jak
ośmiolatek. Bo ty przez cały rok zachowywałeś się jak dojrzewający bachor, któremu
buzują hormony. Ale chłopie! Ty masz osiemnaście lat i w tym wieku powinieneś
nauczyć się szacunku. Wybaczyłam dojrzewającemu nastolatkowi, a nie dorosłemu
kłamcy!
Jane
wychodzi z domu, a ja… cóż, a ja stoję jak wryty. Nie sądziłem, ze zdoła się
usprawiedliwić tym, ze przeraził ją mój wiek. Myślałem, że wykłóci się o takie
głupstwo, że kłamałem jej z wiekiem. Ale ona po raz kolejny zaskoczyła mnie
swoją błyskotliwością. I po raz, kurde, cholerny raz miała rację! Zachowywałem
się jak osiemnastoletni bachor. Może gorzej. Mogłem kłamać z moim wiekiem, ale
mogłem się zachowywać na tyle lat ile mam. Nie mam teraz odwagi, by pójść do
jej domu. Myślałem, ze wie ile mam lat. Ludzie z mojej szkoły nie zaprzątają
sobie głowy tym, ze jestem sławny i nie patrzą na rok mojego urodzenia. Zapewne
wiele osób i tak wie, że jestem starszy, ale skoro Jane była nowa w naszej
szkole to dla niej byłem szesnastolatkiem. Głupia sytuacja, wiem…
Minęły już
dwa dni. Próbowałem zadzwonić do Jane tyle razy, ale ona zapadła się pod
ziemię. W szkole też jej nie ma, a za dokładnie trzy dni jest koniec roku. Byłem
nawet gotów, zeby spytać się JJ co z nią jest, ale gdy tylko się do niej
zbliżyłem to poskromiła mnie wzrokiem. To znaczy, że gadała z Jane.
Przynajmniej wiem, ze żyje.
Zakończenie
roku. To dziś. Testy poszły mi świetnie w sumie dzięki Jane. Właśnie gdzie jest
Jane? Siedzę sobie z Zackiem na Sali czekając, aż dyrektorka wygłosi swoje
głupie i nudne przemówienie. Wszyscy z naszej klasy już są. Wszyscy oprócz
Jane.
I nagle widzę
ją. Wygląda tak samo, ale minę ma bardziej poważną. Ma na sobie białą koszulę,
jeansowe krótkie spodenki i trampki. Zrobiła coś z włosami! Ścięła włosy. Ma
teraz je o połowę krótsze. Sięgają jej trochę poza ramiona, a nie tak jak
wcześniej poza połowę pasa. Siada trzy rzędy dalej ode mnie. Zaczyna się.
Wychodzi dyrektorka, wszyscy klaszczą, ale ja nie zwracam na to uwagi. Próbuję
wybadać nastój Jane. Zero szans! Nie ma mowy. Minę ma jak kamień i przypatruje
się dyrektorce z najwyższą uwagą. Ale ja nie jestem w stanie oderwać od niej
wzroku. Po około 15 minutach nikt nie słucha już nauczycieli. Wszyscy gadają,
ale próbują spać.
Nagle to się
dzieje. Napotykam wzrok Jane. Trwało to ułamek sekundy, ale zobaczyłem w końcu
jej nastój. Jest przybita. Albo wkurzona? Coś pomiędzy tym, ale minę ma
nieciekawą.
Kiedy
rozchodzimy się do klas próbuję złapać ja na korytarzu. Na nic moje próby.
Ludzie pchają się okropnie, a ona i tak idzie szybciej niż zawsze.
Stoimy w sali. Tam próbuję się na nią nie patrzeć, ale moja głowa aż świerzbi, by nie
spojrzeć w bok. Stoi tam. Przy oknie. Patrzy się w dół jakby kogoś szukała.
- Jane
Casterwill. – mówi nauczyciel, a ona podchodzi po swoje świadectwo w milczeniu.
Podaje rękę belfrowi, i znów wraca na miejce. I tak dochodzi do mojego
świadectwa, a później do samego końca. Życzą nam miłych wakacji… bla, bla, bla…
Nareszcie! Wychodzimy!
- Jane! –
krzyczę na korytarzu, ale ona nie zwraca na mnie uwagi. – Jane! – i nic. –
Jane! Masz się zatrzymać! – i te słowa skutkują. Jane odwraca się w moją stronę
i czeka, tupiąc lewą nogą niecierpliwie.
- Zawsze
taki apodyktyczny. Czego chcesz? – pyta tak zmęczona jakby nie spała
przynajmniej od tygodnia.
- Słuchaj!
Nie wiem co znaczy to apo… apodyk…
-
Apodyktyczny.
- Właśnie!
Mam to gdzieś…!
- Ty wszystko
masz gdzieś! – burczy. Korytarz powoli się rozluźnia, a po chwili w szkole nie
zostaje praktycznie nikt, oprócz nas.
- Nie mam
Ciebie gdzieś! Myślałem, ze wiesz ile mam lat.
- Słuchaj
mnie Ross. Tu nie chodzi o to ile ty masz lat, tylko o to, że nie zachowujesz
się tak jak powinieneś. O to mi chodzi. Zresztą to nieważne. I tak nie idę tu
do liceum. Od razu do collage’u.
- Gdzie?
- Oxford. –
szepcze.
- Ale to w
Anglii!
- Tak. Więc
zatrzymałam się tylko dlatego, żeby powiedzieć Ci, że cieszę się, ze zdałeś. I
się pożegnać. To tyle. – mówi pewnym siebie tonem jak byśmy dokonywali tylko
jakiś formalności. Patrzę na nią wyczekująco. Wiem, że mnie pragnie, bo ją
kocham… bardzo. Powiedz coś! – Pa! – krzyczy i odchodzi, nawet na mnie nie
patrząc. „Pa” unosi się w powietrzu i zabiera mi cały tlen.
Stoję na
środku korytarza od dobrych paru minut.
- Halo!
Lynch! Wakacje! – wrzeszczy na mnie sprzątaczka, ale ja mam ją gdzieś. Więc to
był jeden dzień. Jeden cudowny dzień z Jane. Nie, no stary! Ja muszę coś zrobić! Nie będę
użalał się nad swoim światem. Nie taka moja natura!
Wychodzę ze
szkoły w pośpiechu. Na szczęście podjechałem do szkoły samochodem, więc dotrę
do domu Jane szybciej niż bym chciał. No dalej! Gazu.
Sunę powoli
ulicą. Powoli? Cóż tak szybko, na ile pozwala prawo. Wychodzę. Zamykam drzwi. I
szybko po schodach.
- Jane!
Otwórz. Masz otworzyć! – krzyczę, waląc w drzwi.
- Nie wal
tak w te drzwi. – słyszę spokojny ton tuż za moimi plecami.
- Jane! –
krzyczę i już chcę ją uścisnąć, ale ona cofa się.
- Nie rób tego!
Dałam Ci jasno do zrozumienia, ze jesteś kłamcą. Nie chcę Cię.
– Ale...
- Nie kocham
Cię, rozumiesz? – te słowa kują mnie w serce. I nagle cała natura Naughty
Boy’a, która trwała we mnie trzy lata – zanika. Nie ma już złego Ross’a. Nie ma
już kłamcy Ross’a. Nie ma już niegrzecznego Ross’a. Jest Ross.
- Naprawdę?
– pytam cicho. Teraz słyszę już tylko szum drzew i narastający dźwięk karetki.
Jane wygląda jakby konsumowała moje słowa i głęboko nad nimi dumała. – Nie? –
pytam i nie wiedzieć czemu uśmiecham się. Lekko, ale się uśmiecham.
-
Oczywiście, że Cię kocham. – zarzuca mi się na ramiona, ale nie śmieje się.
Jest nadal zimna, oschła, a zdanie które powiedziała było strasznie lodowate.
Tak lodowate, że, aż wzdrygnąłem się na jego dźwięk. – Ale to nie ma znaczenia.
- Zawsze
będzie miało znaczenie. Dla mnie.
- Co Naughty
boy’em? – szepcze mi do ucha.
- Nie ma go.
Jest Ross.
- I jest
Jane.
– Kiedy
wyjeżdżasz?
- Jutro.
Dlatego nie było mnie przez ten tydzień. Pakowałam się. – odpowiada i niemal
czuję jej płacz. Głos ma niższy, smutny, i jest na krawędzi załamania.
- Czyli nie
zostajesz na wakacjach.
- Nie.
Żegnałam się z wszystkimi. Teraz żegnam się z tobą. Ale…
- Ale co?
- Nie chcę…
- i zaczyna się. Na moje ramię opada kilka kropel, a Jane pociąga nosem.
- Nie płacz.
Ja też nie chcę. Bo Cię naprawdę kocham. Od początku.
- Ja też,
ale nie od początku. – śmieje się.
I tak stoimy
w uścisku. Nie wiem ile to trwało. Minutę, godzinę, dzień. Oj długo! Ale nie
miałem ochoty jej puszczać. Tylko uścisk. Pamiętam kiedy pierwszy raz się do
mnie przytuliła. Uratowałem ją od tego Brandona. Teraz jak wiem on jest z
Jessicą, czego nie żałuję. Oni są szczęśliwi, a ja nie.
Patrzę się
na Jane, która przygląda mi się przez samolotowe okno. Łzy nadal ciekną jej po
policzkach. I już po chwili widzę jak samolot unosi się w górę, a jej zilone
oczy znikają 10 kilometrów nad ziemią. Wiem, ze na mnie patrzy.
Nie ma Jane.
Ale jest
Ross.
Jest Ross.
Ale nie ma
Jane.
_________________________________________________________________________________
Trochę smutne, nie? Ale pocieszające jest to, że to nie koniec. na razie nie zamierzam tego kończyć. Sprbuję dziś wieczorem napisać zapowiedź 3 część! Ale na razie macie pożegnanie w stylu... jakimś tam, ale jest smutne, według mnie. :''(
;C ;C ;C ;C ;C ;C ;C ;C ;C ;C ;C ;C
OdpowiedzUsuńSMUTNE.
I słodkie.
Nwm czemu, ale mam wrażenie, że ten rozdział wyszedł Ci lepiej, o wiele lepiej niż inne. Jakby bardziej dopracowany, jakbyś pisała go wtedy, gdy samej Ci było smutno.
W sumie to jest dobre zakończenie opowiadania. Nie pozytywne - dobre. Bez zbędnych dopowiedzeń.
Popłakałabym się pewnie, gdyby mama co chwilę czegoś ode mnie nie chciała :'D.
No coż... Poczekamy, zobaczymy. Zobaczymy, czy będzie część III.
http://the-story-of-auslly.blog.pl/chapter-tweny-one-two-sides/
Jest Ross. Nie Naughty boy bez uczuć, zwyczajny frajer i kobieciarz tylko zwyczajny Ross z uczuciami i z sercem. To takie smutne, że teraz oboje się kochają, ale nie mogą być razem... Ale może będzie lepiej? Czekam na next ^^
OdpowiedzUsuńDodaj dzisiaj tą zapowiedź jak możesz. I uwierz mi to był najbardziej wzruszający rozdzial jaki kiedykolwiek czytałam na jakimkolwiek blogu... Kocham ciebie i kocham ten blog! a teraz prawie placze... mam nadzieje ze szybko nie skończysz tego opowiadania
OdpowiedzUsuńO boże to było takie smutne a zarazem słodkie :< . Rozdział wyszedł ci genialnie ! :* Czekam na nexta ! <3
OdpowiedzUsuńO jeju, nie mogę po prostu się wzruszyłam. Piękne to było :") Ale mam nadzieję, że będzie trochę radośniej w następnej części. Kocham to zakończenie!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńSłuchaj, ja wiem, że to fajnie znęcać się nad czytelnikiem. Wielu znanych autorów też to lubi. Niestety.
OdpowiedzUsuńAle proszę, jeżeli masz zapędy by tak to zakończyć, to je uśmierć.