środa, 28 maja 2014

Rozdział 36

Nie jest długi, bo nie miałam weniska.

Obudziłam się z rana o mojej stałej godzinie. Podeszłam do szafy, ale w porę z niej zrezygnowałam. Uklękłam przy szufladzie i zaczęłam wybierać jakieś dziewczęce ciuszki. Jane? Co ty robisz? Dlaczego się tak stroisz? No tak przez Ross’a. Chwila… przez kogo? Mój boże co ja wygaduję. Znów skierowałam się w stronę szafy i założyłam na siebie spodnie i jakąś czerwona bluzę. Wyglądałam jak ja.
Zeszłam na dół by zjeść śniadanie. Wzięłam płatki i zaczęłam czytać lekturę, która mam na za 2 tygodnie. Szybko się spakowałam i wyszłam z domu.
Do szkoły doszłam jak zwykle w tym samym tempie co zawsze. Podeszłam do szafek i skierowałam się na matematykę. Usiadłam na moim starym miejscu obok krzesła gdzie powinien siedzieć Ross. Na razie go nie było i jak przypuszczałam pewnie znów się spóźni.
- Umm… przepraszam. – powiedział ktoś za moimi plecami. Była to Celine.
- Tak? O co ci chodzi?
- Umm… to moje miejsce. – powiedziała i wskazała na moje krzesło.
- Siedzę tutaj od początku tego roku w gimnazjum, wiec chyba wiem lepiej gdzie jest moje miejsce. – powiedziałam i spojrzałam się prosto w oczy popielatej.
- Tu siedzi Celine! Nie było Cię miesiąc, więc spadaj. – powiedział Ross, który właśnie wszedł do Sali.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! Chyba już kiedyś to przerabialiśmy. – powiedziałam ze wściekłością.
- Siadaj Celine. Nie zwracaj na nią uwagi. – dodał po czym namiętnie pocałował blondynkę. Całemu zdarzeniu przypatrywała się klasa. Nie chciałam być jeszcze większym pośmiewiskiem, więc usiadłam w ławce obok. Blondyn spojrzał się na mnie z satysfakcją na co ja odpowiedziałam mu fucker’sem. On jednak nie dał za wygraną i pocałował Celine ostatni raz. Uznałam, ze jest mi to wszystko obojętne, bo nagle wszedł nauczyciel  zaczęła się lekcja. W ogóle się nie zgłaszałam. Po 3 próbach zrezygnowałam, bo owa Celina była po prostu geniuszem. Lekcje minęły szybko i generalnie na przerwach widziałam tylko całującą się idealną parę. Na szczęście szybko się to skończyło. Wyszłam ze szkoły i postanowiłam wybrać się na spacer. Szłam sobie uliczką w parku, kiedy nagle zauważyłam kogoś kogo w ogóle bym się nie spodziewała. To była Jessica. Minęło parę miesięcy i rzeczywiście była w tej ciąży. Wyglądała jakby przed chwilą płakała i to bardzo mocno. Podeszłam do niej.
- Jessica? Wszystko okej? – zapytałam, chociaż nawet nie wiedziałam czy blondynka mnie rozpozna, chociaż w szkole często ze mnie szydziła.
- Kto ty jesteś?
- Jane. Ze szkoły. Często ze mnie żartowałaś.
- A no tak! Teraz Cie pamiętam. Nie… nie dziwi Cię, ze jestem w ciąży? – zapytała nadal szlochając.
- Nie… - usiadłam koło niej. – Od dawna wszystko wiedziałam.
- Naprawdę?
- Tak, ale to nieważne. O co Ci chodzi?
- Wiesz kiedy okazało się, ze to nie Ross jak zapewne też wiedziałaś miał być moim ojcem znaczy tego dziecka to zaczęłam szukać tego prawdziwego. No znalazłam wśród moich chłopaków, bo na imprezach to ja się nie puszczam. Na początku ze mną był, ale… chlip… mnie zostawił… - powiedziała i znów się rozryczała.
- A… masz może jego zdjęcie czy coś? Może będę w stanie coś poradzić?
- Jasne, że mam. – powiedziała i wyciągnęła telefon. Włączyła galerię i wyszukała zdjęcia. Pokazała mi je. Nagle – choć siedziałam na ławce – nogi się pode mną ugięły.

- Przepraszam cię na moment. – powiedziałam i szybko uciekłam z parku. Biegłam przez całe miasto i w ogóle nie zważałam na to, ze brak mi oddechu. – OTWIERAJ!!! – zaczęłam walić w drzwi domu do którego biegłam. Nie był to dom nikogo innego jak Brandona.
- Jane…?
- JAK MOGŁEŚ!? JAK? Wracasz do mnie, bo nie chce Ci się już zajmować Jessicą!
- Jane nie wiem o czym mówisz?
- O twoim dziecku! Twoim i Jessicy! Jak mogłeś ją zostawić?!
- Nie kocham jej tylko Ciebie!
- Ale ona Cię kochała, więc nie możesz jej zostawiać zwłaszcza z dzieckiem. – dodałam kiedy byłam już bliska płaczu.
- Ale…
- Nie, słuchaj mnie teraz. Wrócisz do niej i się nią zajmiesz do końca. Ja wiem, że ją kochasz… tylko… musisz to poczuć. W głębi serca. Błagam Cię wróć do niej. A ja. O mnie najlepiej zapomnij. – powiedziałam i spojrzałam mu się w oczy.
- Ale Jane… ja Ciebie kocham.

- Skoro tak bardzo mnie kochasz, to zrób to co powiedziałam jasne? – zapytałam, a Brandon pokiwał głową. Wyszłam z jego mieszkania. Szłam ścieżką coraz bardziej płacząc. Po chwili usiadłam przy jakim płocie i się totalnie rozkleiłam. Moja pierś drżała , a ja się cała trzęsłam. Dlaczego? Cholera! Dlaczego wszyscy, którzy byli ważni będą teraz tak obcy, ponieważ znaleźli w życiu to co chcieli, a ja zostałam z niczym!

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 35



Lekcje minęły spokojnie. Zbyt spokojnie. Ross nikomu nie pyskował. Co więcej – kujonów, których zwykle męczył podczas długiej przerwy – teraz zostawił ich w spokoju i nawet na nich nie patrzył. Może rzeczywiście się zmienił? Widocznie znalazł prawdziwą miłość skoro udało jej się odciągnąć go od starych nawyków. W sumie co ja mam do tej dziewczyny, ze od tak jej nienawidzę? W sumie nie jest taka zła. Poza tym wzięła na mnie obowiązek korepetycji i już nie muszę douczać tego półgłówka, czyli właściwie mam wolne do końca roku. Mam czas dla siebie! Tak… tylko co ja mam robić? Wrócić do tego co robiłam czyli… do niczego. Wracam, do domu, odrabiam lekcje, idę się myć i spać. Ale zawsze mogę sobie znaleźć jakieś hobby.
Wyciągnęłam wszystkie potrzebne rzeczy z szafki i udałam się w stronę wyjścia. Szłam ulicą prosto do domu zastanawiając się co zrobić ze swoim życiem. Tak w sumie dzięki Ross’owi ono było takie jakby ciekawsze, a teraz w sumie nie ma co.
Nagle na drodze zauważyłam kogoś, kto był chyba ostatnią osobą jaką chciałabym zobaczyć. Brandon! Szedł w moją stronę. Był rozluźniony i wyglądał jakby mnie szukał od dłuższego czasu.
- Jane! – krzyknął i pomachał do mnie. Co zrobić? Uciec. Zostać. Cholera jak w jakimś filmie. Postanowiłam jednak zostać z racji tego, ze byłam obojętna temu wszystkiemu.
- Czego chcesz?
- Pogadać z tobą. – powiedział pełen nadziei.
- No tak. Ale o czym? – zapytałam z irytacją.
- Daj mi tę ostatnią szansę.
- Wiesz co. Dlaczego niby ja miałabym… - ale urwałam, bo zobaczyłam jak Ross i ta Norweżka idą ulicą przytuleni do siebie cały czas się śmiejąc. Nagle Ross spojrzał na mnie chyba po raz pierwszy odkąd wróciłam. Chciałam żeby poczuł to co ja w szkole. Mimowolnie pod wpływem chwili stanęłam na palcach, złapałam Brandona za koszulę i wpoiłam się w jego usta. Lekko na tyle ile mogłam spojrzałam na Ross’a. Stanął jak wryty. Był zszokowany.
- Ross stało się coś? – zapytała Norweżka. Ross jeszcze chwilę na nas patrzył po czym się ocknął.
- Nie, nie Celine. Odprowadzę Cię do domu. – powiedział, po czym zabrał Norweżkę- ową Celine do domu, nadal nie odrywając ode mnie wzroku. Kiedy już straciłam go z oczu oderwałam się od Brandona.
- Czyli my?
- Tak.  – szybko odpowiedziałam. – Ale to jest ostatnia szansa. A teraz musisz iść do domu, bo… bo nam dużo zadali. – skłamałam. Tak naprawdę to nic nam nie zadali, ale nie chciałam teraz odbywać jakiś poważniejszych rozmów, kiedy byłam w stanie euforii. Ross mnie widział.
Wróciłam do domu, usiadłam na kanapie z paczką kwaśnych żelek i zaczęłam oglądać jakiś serial. Nie był zbyt ciekawy, ale dla mnie w sam raz. Nagle usłyszałam walenie w drzwi. Zaciekawiona poszłam otworzyć.
- Ross?!...
- Co Ci do cholery odwala? Co ty ze sobą robisz?
- Cześć Ciebie też miło widzieć po miesiącu… - powiedziałam z sarkazmem.
- Co ty odwalasz? Czemu znowu jesteś z nim? – blondyn krzyczał w niebo głosy.
- Wiesz… to moje życie i nie wchodź mi do niego z butami! Dałam mu ostatnią szansę!
- Po raz kolejny!
- Nieprawda! Zresztą co ty tu robisz? Nie musisz przypadkowo się zająć swoją nowa dziewczyną Celine? – krzyknęłam z niepohamowaną złością.
- Ona mi udziela korepetycji!... Zresztą… Co ty do niej masz?! Chwila…
- Co? – zapytałam, bo nie miałam pojęcia o czym blondyn myśli.
- Czy ty jesteś zazdrosna? – zapytał blondyn z uśmiechem.
- Nie…!
- Doprawdy? A tak wyglądasz. A wiesz co? Celine jest nie dość, ze seksowna to jeszcze mądra. Tego szukałem. Jesteśmy razem to prawda od jakiś 2 tygodni. Nie ma potrzeby żebyś dawała mi te korki. – powiedział z irytującą satysfakcją w głosie. Nienawidziłam tego tonu. Taki ton zawsze podpuszczał do zrobienia czegoś głupiego. I tak się stało. Cała rozwścieczona podeszłam do Ross’a. Blondyn wyglądał na zszokowanego kiedy złapałam go za koszulkę i rzuciłam na kanapę. Patrzył się na mnie jak na opętaną.
- Taka cudowna, tak? A „TAK” potrafi? – powiedziałam i delikatnie zbliżyłam się do blondyna, po czym go pocałowałam. Co ja robię? Właśnie mu udowadniam, że jestem zazdrosna. Ugrh! To wszystko przez ten ton. Kiedy skończyłam go całować blondyn miał na sobie ten sam uśmieszek co przed chwilą. – Czego się tak szczerzysz?
- Bo właśnie pokazałaś jak bardzo jesteś zazdrosna.
- To nieprawda. – broniłam się.
- Ah tak? Właśnie podeszłaś do mnie i rzuciłaś mnie na kanapę po czym zrobiłaś „tak”- powiedział i tym razem on mnie pocałował. Nie chciał przestać za to tym razem ja bardzo chciałam przerwać już tą scenkę. W końcu się ode mnie oderwał. Zaśmiałam się.
- Co my robimy? – zapytałam.
- Nie wiem. Całujemy się ze sobą, kiedy ja ma dziewczynę, a ty chłopaka. – stwierdził. – To wiesz co ja już pójdę. – powiedział skrępowany po czym wstał i wyszedł.

Co to było? Co my właśnie zrobiliśmy? Całowaliśmy się po raz pierwszy nie z nienawiści. Tym razem z zazdrości. Ale całowanie się z zazdrości jest skutkiem tylko jednego powodu. My się… nie… nie… nie…

_________________________________________________________________________________

Jezu... taki słaby, ale serio nie lubię tego rozdziału.
Pamiętajmy o dniu matki Jutro!!!!!!!!!!!!!

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 34


Powróciłam. Zmieniłam się i to bardzo. Seminarium to nie było coś czym miało być, ale było całkiem w porządku. Całkiem… No nieważne. Minął miesiąc, a ja teraz boję się wejść do własnej szkoły. Dlaczego? Cóż tam gdzie byłam nie miałam za grosz zasięgu, więc z JJ  gadałam może ze 2 razy? Nie mam pojęcia czy wciąż jest taka sama czy może znowu dała ulec swoim starym nawykom. A co do mojej zmiany. Cóż mieszkanie ze 4 pustymi dziewczynami daje dużo do myślenia, ale i ma niestety ogromny wpływ. Wiec może ucieszy to wielu chłopaków, ale zmieniłam podejście co do ubioru. Tak, tak proszę państwa. Nie ma już babo-chłopa, którym byłam nazywana. Nie przesadzajmy również. Nie ubieram się jak jakaś zdzira. Jestem czymś w rodzaju hipstera? Mój boże, jak ja nienawidziłam hipsterów, a teraz co? Jestem taka jak oni. Cholera!
No nieważne Jane. Teraz stoisz przed drzwiami swojej szkoły. Kiedyś w końcu musisz otworzyć te drzwi!
Nacisnęłam na klamkę i weszłam na korytarz. Pozornie nic się nie zmieniło, ale kto to może wiedzieć? Próbowałam znaleźć wzrokiem JJ. Po chwili jednak podeszła mnie od tyłu tak jak to zrobiła pierwszego dnia kiedy tu przyszłam.
- Jane! Wróciłaś! No nie wierzę, że to ty! Co to za ciuchy?
- Wiesz…
- Dobra nieważne. Nareszcie! – powiedziała i mocno się do mnie przytuliła. Było to trochę jak w zakończeniach tych wszystkich filmów. Takie przesłodzone i mało prawdziwe. No, ale co miałam zrobić? Powiedzieć jej, ze ma się nie zachowywać jak jakaś przesłodzona lala. Co jak co, ale do mnie o nie pasowało.
- Opowiadaj. Co właściwie się działo, bo w sumie nic szczególnego nie widać na tym przeklętym korytarzu. Gdzie Lara?
- Wiesz… odeszła.
- Co? Dlaczego?
- Nie mogła znieść dogryzań Ross’a. – powiedziała. Ross. No tak Ross! Zapomniałam o nim. Kiedy byłam w seminarium miałam nadzieje, ze się zmieni, że to co było między nami… chwila… co ja do cholery jasnej gadam? Nic nie było poza obrażaniem, dogryzaniem, wkurzaniem, rozbieraniem, całowaniem, wyznaniami… cholera. Jednak coś się u nas zadziało. Ale czego ja oczekiwałam? Że on się zmieni? Myślałam, że on tylko udaje Naughty Boy’a, a tak naprawdę nim był. Zbyt dużo oczekuję od życia.
- Ross. No tak. Ale co on jej robił?
- Zaczął ją wyzywać od szmat, dziwek i wiesz przesadzał jak zwykle.
- Palant.
- Lara nie mogła tego znieść, wiec odeszła, ale z godnością. – powiedziała JJ i lekko się do siebie uśmiechnęła.
-  Z jaka godnością?
- Cóż… kiedy na stołówce Ross znowu przesadził ona sprzedała mu dość mocnego kopa w jaja. Upadł na ziemie i wił się z bólu, no a ona dostała i owacje na stojąco i fale hejtów od tanich wielbicielek tego palanta.
- Hahahah, no nie wierzę!
- To uwierz, bo kiedy… - ale nie dokończyła, ponieważ nagle koło nas jakby w zwolnionym tempie przeszła fala dziewczyn z jakąś kolejną „rozebraną” blondynką. Chociaż rzec biorąc i tak była bardziej zakryta niż większość dziewczyn ze szkoły. Szła z zadartym nosem, patrząc z góry na wszystkich łącznie ze mną. Coś mi się w niej nie podobało.
- JJ? Kto to?
- Ugh nawet mi nie mów. Jakaś nowa ze Norwegii czy czegoś tam. Patrzy na wszystkich spode łba, ale jest ideałem. Seksowna i mądra.
- Mądra? Jakoś tak nie wygląda.
- Uwierz. Ma same najlepsze stopnie dostała 2 ordery za pomoc gdzieś tam i do tego ma nienaganne zachowanie.
- Za ten strój? Powinna od razu… - ale jakoś nie mogłam znaleźć słów, bo blondynka - cóż może ni blondynka ni szatynka, ale coś pomiędzy – naprawdę nie była ubrana źle. To mnie jeszcze bardziej wkurzało. Nic nie można było jej zarzucić. Nic! Po chwili spojrzałam się w prawo i zobaczyłam Ross’a. Nic się nie zmienił. No najwyżej trochę przypakował. Norweżka podeszła do niego i mocno go pocałowała. Całowała go dość długo. Zbyt długo. Zaczęłam się… denerwować? Ale o co? Ten frajer nic dla mnie nie znaczy.

- Jane. Nie wiem czy się ucieszysz, ale… ona zaczęła mu udzielać tych korepetycji podczas twojej nieobecności i Ross wiesz on… chyba łapie tą matmę bardziej niż no wiesz… kiedy ty mu tłumaczyłaś. – powiedziała niepewnym tonem po czym spuściła ze mnie wzrok. I dobrze, ze tak zrobiła. Gotowała się we mnie złość. Jakim cudem znalazł kogoś kto tłumaczy lepiej ode mnie. Przecież mówił, że… że… przy nikim nie skupi się tak jak przy mnie! Miałam tego dosyć. Wracam, a tutaj zastaje kompletnie inny świat. To nie jest szkoła, którą zostawiłam. To nie to samo miejsce. To nie ta sama cholerna ja. Dziś dowiedziałam się 2 rzeczy. Nie wiedziałam, że mogę znienawidzić kogoś bardziej niż Ross’a. Po drugie nie wiedziałam, że mogę być o niego… o niego… zazdrosna. Z oczu nieoczekiwanie pociekły mi łzy. Ale nie były to łzy smutku. Były to łzy zazdrości. Byłam wściekła. Wściekła i zazdrosna... o Ross'a. Poczułam się uniżona. 

_________________________________________________________________________________


Nic nie napiszę poza tym, że przeprosiłam i robię swoje cholera nikt mnie nie zastraszy! Ale życie nie jest sprawiedliwe. Sorka :)

poniedziałek, 19 maja 2014

Zapowiedź 2 sezonu


Jane powraca z seminarium.
Zmieniła się.
Wraca do szkoły, w której dowiaduje się kilku nowości.
Ktoś wydał okrutną prawdę. Ktoś odszedł. 
Przyszedł też ktoś kogo Jane nie będzie mogła znieść.
A Ross?
Czy się zmienił? Czy nie? Cóż sami stwierdzicie.
ROZDZIAŁ W CZWARTEK OKOŁO 23.00.
Jeśli macie jakieś pytania to chętnie odpowiem, chyba że będą dotyczyły czegoś czego na razie nie zamierzam zdradzić.
Dziękuję za to, ze czytacie to... coś.
Wiem, ze nie jest najgorsze, ale mistrzostwem tego nie nazwę.
Wyczekujcie kolejnych, bo zamierzam wam sprzedać coś gdzie:
* spotkacie się z nową, ale nie aż tak nową Jane
* spotkacie się z kimś kogo Jane nie zniesie
*więcej zazdrości
*więcej tego czego lubicie czyli erotycznych scen
*więcej Naughty Boy'a
* Ale też więcej co z pewnością nie wszystkich ucieszy czyli więcej miłości!!! 

OCZYWIŚCIE NIE ZROBIĘ Z TEGO BLOGA MIŁOSNEJ HISTORII, BO JAK TO MÓWIĘ
NAUGHTY JEST NAUGHTY!


niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 33


Wróciłem do domu wściekły.
- Ross, ja… - zaczęła Rydel.
- Odczep się! Czemu wszystkie dziewczyny się na mnie uwzięły?
- Co się stało?
- Lola ze mną zerwała!
- Ale przecież ty jesteś z nią od…
- 3 dni!
- Dlaczego z tobą zerwała?
- Bo kiedy ta kujonka obok nas przechodziła, to się za nią obejrzałem i po tym jednym spojrzeniu stwierdziła, że ją kocham! – krzyknąłem wściekły.
- OOO… czyli była bystrzejsza niż myślałam…
- Co masz na myśli?
- Ze nie tylko ja to zauważyłam. – powiedziała i szeroko się do mnie uśmiechnęła.
- Jak mogłaś coś zauważyć skoro nic nie ma!
- Ale dlaczego nie chcesz się to tego przyznać?
-Bo…bo nie! Nie istnieje miłość pomiędzy mną, a Jane! A teraz przepraszam, ale muszę do niej iść w sprawie moich korepetycji. – powiedziałem zażenowany, bo wiedziałem, że nie zdam do następnej klasy bez jej pomocy. Udałem się to mojego pokoju i opadłem na łóżko, zakrywając sobie twarz dłońmi. Dlaczego jestem taki bezradny kiedy ktoś wspomina o Jane przy mnie. Przecież jest taka sama jak inne laski, które znam. No może jest mądrzejsza, nie ma tylko seksu w głowie i do tego umie wyrazić własną opinię. Na domiar kiedy zrobiłem coś nie tak, te laski się na mnie wściekały, a ona? Jakoś zawsze mnie znosiła.
Spojrzałem się w prawo i na szafce nocnej zauważyłem czarny notesik. Nawet nie zastanowiłem się co to jest i po prostu go otworzyłem. No tak. Ten notes. Co ja sobie myślałem, żeby robić takie coś? W ogóle czym ja się stałem? No tak. Naughty Boy. W sumie skoro nim jestem to czemu mam jakiś dziwne skurcze w żołądku. Z tego co wiem to są wyrzuty sumienia, których ja chyba nigdy nie miałem. Kiedyś musiał przyjść ten dzień.
Przyszedł też dzień kiedy raz na zawsze muszę zakończyć sprawę korepetycji. Po prostu nie będę wchodził Jane w drogę. Godzina korepetycji i tyle będę widział jej śliczną buźkę. Chwila pomyślałem śliczną? Chodziło mi o nudziarską!
Wyszedłem z pokoju.
- Gdzie idziesz? – zapytała Rydel.
- Do Jane.
- Zmądrzałeś czy dojrzałeś?
- Zgłupiałem. – powiedziałem obojętnym tonem i opuściłem dom. Szedłem powoli ulicą wymyślając dialogi na podstawie, których ma się odbyć moja rozmowa z Jane. Mam nadzieję, ze już wróciła do domu. Nie chce mi się na nią czekać pod drzwiami, a potem wysłuchiwać tego, ze ona nie ma zamiaru mnie słuchać. Zanim się obejrzałem stałem pod jej drzwiami. Zadzwoniłem jednak nikt nie schodził. Zadzwoniłem pełen nadziei po raz drugi.
- Już chwila! – krzyknęła Jane od wewnątrz. Po chwili otworzyła drzwi i kiedy mnie ujrzała mina jej zrzedła. – A ty tu czego?
- A wiesz kręcę się po okolicy.
- Przestań gadać i powiedz czego chcesz.
- Wiesz jeśli przestanę gadać to Ci tego nie powiem. – stwierdziłem, na co dziewczyna przewróciła wymownie oczami i zaczęła zamykać drzwi. Jak to zwykle ja przytrzymałem je nogą i nachalnie wszedłem do środka. Dziewczyna potknęła się o własne nogi i z przerażeniem w oczach spojrzała się na mnie. – Chciałaś zamknąć drzwi? Ile razy próbowałaś, ale bez skutku… hej co to? – zapytałem, ponieważ zauważyłem na kanapie walizkę a naokoło niej porozrzucane ubrania. – Wyjeżdżasz?
- Tak. Na miesiąc do seminarium.
- Co ty zakonnica.
- Nie. – powiedziała wściekła. – To nie seminarium duchowe. Będę pomagać tam ludziom, wiesz jako wolontariusz.
- I możesz sobie tak wyjechać w środku roku?
- Wiesz… mam świetne oceny, a poza tym tam też muszę się uczyć. Ale teraz ja mam pytanie. Po co przyszedłeś? Gdzie Lola?
- Na które mam Ci odpowiedzieć najpierw? – zapytałem, a dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. – Więc, zarwałem z Lolą.
- Wow. – wyłupiła  oczy dziewczyna w geście sarkazmu. – Całe trzy dni. To chyba rekord. Pewnie nawet nie zdążyłeś jej przelecieć. – powiedziała i podeszła do kanapy, by schować resztę rzeczy.
- I tu się mylisz sweety. Ja zawsze mam na to czas.
- Brzydzę się tobą.
- JA i tak wiem, że Cie pociągam. – stwierdziłem na co dziewczyna spojrzała na mnie z ironią. – No nie ważne. Przyszedłem po to by po raz ostatni błagać Cie o korepetycje.
- Dlaczego myślisz, że się zgodzę?
- Przeczuwam.
- A co Ci to da jak teraz na miesiąc wyjeżdżam?
- Ten miesiąc przepracuję z kimś innym.
- Ross słuchaj… może bym się zgodziła nie zważając na to, z obrażasz mnie na każdym kroku i do tego nie szanujesz dziewczyn, bo jakoś przez cały czas to znosiłam jak jakaś desperatka. Ale muszę Ci dziś odmówić.
- Niby dlaczego? – zapytałem wściekły.
- Ross udajesz debila czy na serio nim jesteś? Mam 2 powody. Po pierwsze jakoś zapomniałam o tej sytuacji, ale teraz Ci ją przypomnę. Próbowałeś mnie zgwałcić we moim własnym domu, chociaż i tak wątpiłam, ze to nastąpi, wiec to mało istotne.
- A to drugie?
- Uderzyłeś mnie. Co jak co nie patrząc na to, ze jestem dziewczyną…
- Imitacją dziewczyny. – dodałem bezmyślnie, co było dzisiejszym największym błędem, bo...

- MOŻESZ PRZESTAĆ! Bądź sobie już tym pieprzonym Bad boy’em! Ale ja wiem kim jestem! – krzyknęła i po wpływem emocji ściągnęła z siebie koszulkę, co było do niej niepodobne i z lekka dziwne, ale słyszałem co dziewczyna może zrobić, kiedy jest naprawdę wściekła. I to była ta chwila. Jane była naprawdę wściekła. Stałem jak osłupiały, ponieważ zrobiła to o czym zawsze marzyłem. Rozebrała się dla mnie. No może tylko ściągnęła bluzkę, ale zawsze coś. – Widzisz to?! WIDZISZ? Chyba nie powiesz mi, ze nie jestem dziewczyną? Powiem Ci jeszcze jedno! Żadna z twoich lasek JJ, Lara, kuzynka Lary, Jessica, Lola, Casandra, Monica, Laura, Lena, Rose, Lea, i bóg wie jaka jeszcze z twojego notesu nie miały takich cycków. Więc jako Naughty Boy nie możesz czuć się spełniony, bo została ostatnia kartka, która nie jest zapełniona. Moja kartka. Możesz ją wyrwać. Nigdy, przenigdy nie będzie zapisana. I wiesz co? Dam Tobie te korepetycje żebyś musiał patrzeć na to co nigdy nie będzie twoje! Czy wyraziłem się jasno? – krzyknęła, a ja przerażony pokiwałem głową. Jane wzięła mnie za koszulkę i pociągnęła za drzwi. – Do zobaczenia za miesiąc! Pieprzony Naughty Boy’u! – wrzasnęła i zatrzasnęła z hukiem drzwi frontowe.

Koniec części I


_________________________________________________________________________________

I jak tam wam się podoba I część? Niedługo zacznę część II to znaczy napisze tak krótko o czym będzie, ale nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Znacie mnie i na pewno szybko, ale najszybciej liczyłabym na piątek góra czwartek. Więc macie dużo czasu  by sobie wszystko przypomnieć co się po kolei działo.

Komentujcie!!!

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 32



Po nocy, którą przegadałem z Jane, nic więcej się między nami nie wydarzyło, co macie rozumieć poprzez to, że od tamtego czasu, ani razu z nią nie gadałem. Nawet na siebie nie patrzeliśmy. Unikała mojego spojrzenia jak ognia. Ale ja miałem to gdzieś. Kiedy już skończyłem z tą natrętną Lara, znów powróciłem do gry. Znalazłem sobie nową laskę. Byłą z naszej szkoły, i z równoległej klasy, która razem z nami jechała na wycieczkę. Podobno jest nowa, więc bez obaw mogę się nią zabawiać. Ma świetny tyłek i jeszcze lepsze cycki. Zauważyłem ją dopiero, kiedy trzeciego dnia poszliśmy na plażę, podszedłem, a ona od razu rzuciła mi się w ramiona. Typowe! Bo kto by nie chciał takiego ciacha jak ja? I nie… Jane się nie liczy, chociaż i tak wiem, ze ona mnie pragnie, tak jak każda. Jedyne co mnie dziwiło we mnie, to, to, ze od razu zapamiętałem jej imię. Lola. Lola. Stosunkowo głupie imię, ale odzwierciedla jej osobowość. Jest głupia jak but. Czyli takie jakie lubię… oczywiście zaliczać.
W końcu wróciliśmy z tej przeklętej wycieczki. Jane razem z Larą i JJ usiadły jak najdalej od nas, co mnie jakoś nie obchodziło. Miałem dużo czasu by trochę poznać Lolę. Oczywiście nie chodziło mi o to czym się interesuję, bo czy mi to potrzebne? Wolałem poznać jej język w środku jej buzi.
W końcu wyszliśmy z tego okropnego autobusu. Wróciłem do domu, gdzie przywitał mnie Riker razem z Rydel. Z blondynem przybiłem piątkę.
- Co tam księżniczko? – zapytałem Rydel i dałem jej buziaka w policzek.
- A dobrze… słuchaj Ross?
- Tak?
- Ostatnio przechodziła tędy Jessica i kiedy się z nią przywitałam zaczęła ostro na Ciebie przeklinać. – powiedziała zmartwiona.
- Nie przejmuj się nią. Po prostu z nią zerwałem, bo nie lubię takich mało inteligentnych dziewczyn.
- No tak, ale… ona mówiła coś, że pewnie ty mnie też już przeleciałeś i…
- Rydel nie słuchaj jej! Jest zazdrosna, bo znalazłem sobie wspaniałą i mądrą dziewczynę. – powiedziałem z udawaną słodyczą, której tak nienawidziłem.
- Tą Jane? – zapytała. Spojrzałem się na nią ze zdziwieniem i szeroko otwartymi oczami.
- Niby dlaczego ona? – zapytałem z ironią.
- Bo jest jedyną mądrą dziewczyną z jaką Cię w ogóle widziałam.
- No to zobaczysz mnie z kolejną, bo to nie Jane tylko Lola.
- Lola?
- Tak. Lola. A teraz właśnie idę się z nią spotkać, więc żegnam. – powiedziałem i wściekły wyszedłem z domu. Nie na Rydel, choć w pewnym sensie można tak przypuszczać. Denerwowało mnie to, ze ona ma rację, ponieważ Jane rzeczywiście byłą jedyną dziewczyną, która miała rozum w głowie. Szkoda, ze była tylko imitacją dziewczyny. Zadzwoniłem po Lolę, która w mgnieniu oka była pod moim domem.
- Rossiu! – krzyknęła i ucałowała mnie lekko w policzek.
- Błagam Cię! Nie lubię jak ktoś zmiękcza moje imię. Jestem Ross. R-O-S-S. – warknąłem, na co dziewczyna, lekko się speszyła, ale ja założyłem rękę na jej ramię, na co momentalnie znowu się we mnie rozkochała. Szliśmy sobie wolno ulicą. Lola cały czas mi opowiadała, o swojej starej szkole, ale jakoś mało mnie to obchodziło. W ogóle jak paplała tym swoim przesłodzonym głosikiem to miałem ochotę ją zostawić właśnie tu i teraz. Jedyne co mnie przy niej trzymało to jej bluzka z głębokim dekoltem.
- Rossy? Ross, przepraszam.
- No? – zapytałem lekko zirytowany, ponieważ dziewczyna znów użyła tego okropnego zdrobnienia.
- Masz może ochotę. – zapytała z uśmieszkiem.
Moje źrenice natychmiastowo się rozszerzyły. Trochę dziwnie się poczułem, ze dziewczyna pyta się tak wprost, bo zwykle to ja byłem mistrzem całej akcji, ale co to za różnica? Dziewczyna szła teraz z przodu kierując mnie do swojego domu. Kiedy byliśmy na miejscu, aż zaniemówiłem. Była to dość bogata rezydencja. Weszliśmy do środka. Już chciałem się do niej dobierać kiedy zauważyłem jej mamę.
- Ymmm Lola? – zapytałem szepcząc. – Jak mamy TO zrobić kiedy twoja mam tu jest?
- Oh, nie martw się. Ona jest głuchoniema, a ja zwykle zamykam się w pokoju, więc nic nam nie grozi. – powiedziała po czym pokazała dłońmi kilka ruchów do swojej mamy i zaciągnęła mnie na górę.
- Co jej powiedziałaś?
- Że muszę Cię pouczyć na jutrzejszy sprawdzian zaliczeniowy, który musisz zdać, bo inaczej nie przejdziesz do następnej klasy i ma nam nie przeszkadzać. Powiedziałam jej też, że się zamykam w pokoju.
- I ona Ci się pozwala tak zamykać? – zapytałem z niedowierzeniem na co dziewczyna tylko pokiwała głową.
Weszliśmy do jej sypialni. Co prawda, chociaż dziewczyna miała to co lubię, jakoś byłem mało pobudzony. Ale dlaczego? Przecież ja zawsze jestem gotowy do działania. No właśnie Ross, więc może tak pokażesz jej co mają najlepszego w Littletown?
Wziąłem dziewczyną pod tyłek i zacząłem całować jej dekolt potem usta. Po chwili nie miała na sobie bluzki jak i stanika. Widok jej "koleżanek" od razu mnie pobudził. Przez chwilę myślałem, żeby zrobić to jakoś romantycznie, ale się rozmyśliłem z 2 powodów. Po pierwsze W końcu Ross the Boss nie jest żadnym romantykiem, żeby robić coś delikatnie i bez konkretu. Po drugie: ja jej nie kocham, więc jeśli mamy gadać tu o romantyczności, to najwyżej kupię jej różę i tyle. Zdjąłem dziewczynie spodenki. Po chwili sam byłem w bokserkach. Na szczęście, albo i nie, byłem pobudzony, więc dziewczyn a nie musiała mi pomagać. Kiedy już tylko się zabezpieczyliśmy, powoli w nią wszedłem. Zacząłem lekko się w niej poruszać i jakoś nie chciało mi się przyspieszać. Może to dlatego, że ta dziewczyna wydawała się jakąś kolejną, jakby była tylko pocieszeniem. Nie uzyskiwałem żadnej satysfakcji z tego stosunku. Próbowałem zacząć poruszać się szybciej. Udało się. Dziewczyna zaczęła powoli stękać i pojękiwać. Ale chwili jeszcze pomyślałem nad tym co mi przed chwilą przyszło do głowy. Lola była tylko pocieszeniem. Ale po kim? Po Larze? Przecież z nią obchodziłem się tak samo. Jessica? Puszczała się z innymi kiedy byłem z nią. Może tu trzeba wejść głębiej? I nie chodzi mi o stosunek, tylko o moje myśli. Halo! Ziemia do Ross’a. Zajmij się porządnie tą laską, bo zaraz kolejna Ci umknie! Zacząłem przyspieszać tempa. Po chwili zmieniłem pozycję i wszedłem od tyłu. Co jak co, ale tą pozycję lubiłem. Po kilku minutach zacząłem odczuwać satysfakcję, więc wyszedłem z niej. Położyłem się obok na łóżku. Dziewczyna uśmiechnięta głęboko oddychała, ale ja byłem zupełnie w innym nastroju. Jakby zupełnie nic się nie stało.
- Ross, może się przejdziemy jeszcze? Trochę mi teraz duszno. – zapytała, a ja tylko pokiwałem głową. Szybko się ubraliśmy i zeszliśmy na dół. Lola oznajmiła mamie, ze już mnie nauczyła i teraz idzie mnie odprowadzić. Szliśmy sobie spokojnie ulicą, a Lola znów opowiadała coś o swojej starej szkole. Wszystko szło gładko do czasu. Po chwili w moim kierunku zaczęła iść Jane. Co ona tu robi? Ross to jest małe miasteczko, więc ma prawo się po nim poruszać. Uhh, ale dlaczego akurat musiałem trafić na tą nudziarę. Powoli się do siebie zbliżaliśmy, aż nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciliśmy od siebie wzrok, ale jakimś dziwnym trafem, musiałem się za nią obejrzeć.
- Ross! – krzyknęła nagle Lola.
Zamyślony spojrzałem się na nią.
- Hmm?
- Ross dlaczego patrzysz się na tę dziewczynę i mnie nie słuchasz.
- Znajoma ze szkoły, więc się tylko tak, wiesz… spojrzałem.
- Ross wiem, że jestem lekko przygłupia, ale nie patrzyłeś się na nią jak na znajomą.
- A niby jak na kogo? – zapytałem z ironią.
- Wiesz… może powiem Ci to tak. Nie myśl sobie, ze nie słyszałam o tobie historyjek. Nie wiem czy im wierzyć czy nie, ale wiem jedno. Kochasz tę dziewczynę! – krzyknęła. Zamarłem. Po raz pierwszy ktoś to powiedział. I była to osoba, która zna mnie od 2 dni? Zazwyczaj jest tak, ze ludzie, których nie znasz - znają Cie najlepiej.
- Nie kocham jej! – krzyknąłem. – Kogoś takiego? JA jestem zbyt przystojny, zbyt boski, zbyt… - ale nie dokończyłem, ponieważ dziewczyna zasłoniła mi usta dłonią.
- Powiem Ci to wprost. Nie mam zamiaru być twoim pocieszeniem. I wiem co mówię. Kochasz ją i to od dłuższego czasu. Więc dlaczego jej tego nie powiesz?
- Bo ja jej nie kocham. Zwykła dziwka i tyle. – broniłem się.
- Wiesz nawet Bad Boy, jest zdolny do miłości.
- Ja wiem, ale wiem też, ze tą miłością na pewno nie jest ONA!

- Dobra Ross rób jak chcesz, ale sam znasz prawdę. Ja spadam. Dzięki, ze do mnie wpadłeś. Cześć. – powiedziała dziewczyna i odeszła. – Jesteś niegrzeczny. Ale i zakochany. – dodała uszczypliwym tonem, po czym zobaczyłem jak odchodzi. Powiem jedno. To było dziwne. Teraz jednak w mojej głowie kłębiło się jedno zdanie. Bad Boy też jest zdolny do miłości? Co prawda nie lubiłem tych życiowych tekstów, bo nie miały za grosz sensu. Ale ten miał sens i do tego był prawdą. Oczywiście, że kocham… ALE SIEBIE.

_________________________________________________________________________________



Komentujcie!!!

środa, 14 maja 2014

Rozdział 31


Przez chwilę, nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Jak on mógł to zrobić? Jak? Uderzyć dziewczynę? Wiem, że ja też przesadziłam, ale to nie powód żeby walić mnie  z liścia. Jednak jest taki jaki mówi. Ta chwila delikatności z tym rozczesywaniem włosów? To kłamstwo. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze przed paroma godzinami dałam mu się całować i to bez bluzki. Frajer, dupek i do tego wszystkiego cholerny kłamca!
JJ jeszcze chwilę przy mnie stała, po czym była ostatnią osobą, której puściły nerwy. Nagle wstała i ruszyła w stronę gdzie przed chwilą stał Ross. Po chwili usłyszałam łomotanie w drzwi i krzyki JJ.
- Jak mogłeś popieprzony palancie. Wiedziałam, że jesteś zdolny do wielu rzeczy, ale żeby bić dziewczynę, która w dodatku ci pomagała tyle razy!
- Spadaj dziwko! Dostała to na co zasłużyła. Nie ma prawa nikogo obrażać!
- Czy ty jesteś normalny? A ty co robisz przez całe życie? Nic tylko każdego obrażasz! Uważasz się za lepszego, bo co? Bo pieprzysz każdą dziewczynę, kiedy jesteś z Larą?
- Ross? O czym ona mówi? – zapytała blondynka.
- To ty jeszcze nie wiesz? Ross sypiał chyba z 7 laskami odkąd rzekomo jest z toną. Ty byłaś po prostu jego stałą zabawką.
- Ross! To prawda? – zapytała zapłakana blondynka.
- Oczywiście, że tak idiotko. Co ty myślałaś? Że cię kocham? Ty jesteś płytka, pusta i nie wiem co jeszcze, a w dupie to w ogóle Ci się poprzewracało! Sory, ale tak w ogóle o jesteś słaba. Twoja kuzynka jest o niebo lepsza!
- Spałeś z Jane?
- Jane to twoja kuzynka? – zapytała JJ.
- Nie ta Jane, durna. Moja kuzynka.
- No jasne, a co ty myślałaś, że plotkowaliśmy o ciuchach. Od razu przeszliśmy do rzeczy! Ona wiedziała co robić. A ty jesteś dziwką, która daje dupy, kiedy tego chce! Zero szacunku do siebie. – krzyczał na cały korytarz. W końcu usłyszałam plask, który musiał oznaczać, ze Ross dostał dość mocno po twarzy. Potem plask się powtórzył. Musiał należeć do JJ, ponieważ po chwili dziewczyna wróciła do pokoju wściekła. Ściągnęła z siebie sukienkę i od razu poszła spać. Nagle do naszego pokoju weszła Lara. Byłą cała zaryczana.
- Dzie..www… - zaczęła, ale skróciłam jej cierpienia i pozwoliłam jej u nas zostać. Dziewczyna położyła się obok JJ i po chwili obie zasnęły. Tylko ja jedna nie mogłam spać. Była już 2.00 w nocy, a moje oczy wciąż się nie kleiły. W pokoju było mi duszno. Zbyt duszno. Musiałam wyjść na świeże powietrze. Ubrałam buty i wyszłam na korytarz.
- Ross? Co ty tu robisz? – zapytałam, ponieważ zobaczyłam blondyna, który siedzi na korytarzu oparty o ścianę.
- Miałaś rację.
- Co? – zapytałam kompletnie oszołomiona.
- Z Larą! Kiedy się wydzierałem zrozumiałem, że naprawdę jest zwykłą szmatą i nikim więcej.
- Hej! – powiedziałam zbyt miłym głosem. – Nie mów tak o niej. Jest wspaniała.
- Ta… a ty gdzie idziesz?
- Idę się przejść. – powiedziałam stanowczo.
- Idę z tobą.
- Nie! Ty tu zostajesz.
- Nie będziesz mi mówiła co mam robić!
Wyszłam z hotelu i nawet nie zważałam już na słowa blondyna, który sapał mi nad uchem. Szłam przez chwilę, aż w końcu wybrałam sobie drzewo pod, którym usiadłam i zaczęłam patrzyć się w księżyc. Nagle zobaczyłam, że Ross siada koło mnie.
- Jeszcze Ci mało?
- Słuchaj! Przepraszam! Przepraszam! PRZEPRASZAM! – wykrzyczał blondyn błagalnym tonem.
- Wiesz… zwykłe przepraszam nie wystarczy. To chodzi o to, że ty nie zdajesz sobie sprawy z tego kim jesteś i co robisz. Raz jesteś delikatny chłopakiem, który czesze mi włosy, a po chwili mnie policzkuję! Wiec, żądam odpowiedzi tu i teraz!
- Jakiej odpowiedzi?
- Kim ty jesteś? – zapytałam i spojrzałam się na niego bez mrugnięcia.
- Jestem Ross. Ross Lynch.
- I o to mi chodziło. – powiedziałam zadowolona.
- Ale ja nic Ci nie powiedziałem.
- Powiedziałeś, ze jesteś Ross. Ross jest tylko jeden. Albo jesteś delikatnym blondynem, albo Naughty Boy’em. Wybieraj. – nadal nie odrywałam wzroku od blondyna.
- Jestem Ross’em.
- Bądź sobie kim chcesz. – powiedziałam rozdrażniona. – JA wiem, ze jesteś tym kim jesteś. – powiedziałam i skierowałam się w stronę pensjonatu.
- Hej! Gdzie idziesz! Kim jestem?
- Sorka, ale to powinieneś wiedzieć sam! A teraz żegnam! Naughty Boy’u! – dodałam i ukłoniłam się. Posżłam w stronę hotelu, nie zważając na Ross’a. Nagle blondyn złapał mnie za rękę. – Hej zostaw mnie!
- Nie!
- Dalczego?
- Bo naughty Boy wykonuje tylko swoje polecenia!
- Więc, jakie jest następne polecenie Naughty Boy’a? – zapytała wściekła.
- Francuski pocałunek z Jane! – krzyknął po czym wpoił się moje usta. Powoli kręcił językiem w moich ustach. Nie podobało mi się to! Chciałam żeby przestał!
- Przestań!  - krzyknęłam i odepchnęłam chłopaka.
- Nie! Jestem Naughty zapomniałaś? Sama o tym zadecydowałaś!
- O niczym nie decydowałam.
- Wybrałaś Bad boy’a wiec robię co do niego należy sweety. – powiedział i ponownie wepchnął mi język do ust. – Dobra to koniec na dzisiaj. Teraz wracasz grzecznie do pokoju i nic nikomu nie mówisz. Nie chce żeby ucierpiał mój wizerunek na całowaniu się z kujonką. Co by ludzie pomyśleli?

Nie wierzę, że ten farbowany blondyn znów wraca do początku. Myślałam, że chociaż się nienawidzimy to łączy nas coś więcej. Przeliczyłam się. Nadal był zwykłą maszyną do ruchania dziewczyn.

_________________________________________________________________________________

Uwielbiam moja kuzynkę Julię po tym co do mnie napisała :D

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 30


W karty graliśmy jeszcze długo. Doll wpadł na pomysł by zagrać w rozbieranego pokera, ale każdy odmówił. Nawet Ross. Myślę, ze nasza rozmowa dała mu dużo do myślenia. Dała nam dużo do myślenia. Cały czas po głowie chodziły mi jego słowa i jak sądzę on też cały czas o tym myślał, bo jakoś oboje nie mogliśmy skupić się na grze. Najgorsza w tej całej sytuacji była Lara. Tak naprawdę nie wiedziała co działo się w pokoju, więc mogła nawet podejrzewać go o zdradę, chociaż on naprawdę nie traktował jej poważnie. Nie wiem czy próbowała zrobić mi na złość czy nie, ale przez cały ten czas kiedy wróciliśmy do pokoju siedziała okrakiem na Rossie i przy każdym pocałunku składanym na jego ustach patrzyła na mnie. Było to z lekka irytujące, ale mnie jakaś zdzirowata blondynka tak łatwo nie wyprowadzi z równowagi. Chłopacy zapalili z sziszy na balkonie około 1.00 w nocy, żeby nic nie było czuć z pokoju. Lara również do nich dołączyła, ale ja i JJ byłyśmy przeciwko paleniu. No do czasu. Kiedy tylko Drake złapał ją w biodrach i przysunął do siebie, stała się taka bezbronna, ze była na każde jego skinienie, więc bez żadnych sprzeciwień zaciągnęła się powoli. Z powodu tego, że nie była przyzwyczajona do dymu zaczęła kaszleć, ale potem zaciągnęła się drugi raz. Lecz nie zdziwiło mnie to, że JJ pali tylko to, że Ross został w środku razem ze mną, bo nie chciał zapalić.
- A ty co? Nie palisz? – zdziwiłam się.
- Jestem artystą. Mój głos jest niczym tlen. Bez niego nic nie będzie.
- Mądre słowa. – powiedziałam i się zaśmiałam, na co chłopak tylko lekko wzruszył ramionami. – Wiesz co… ja chyba wracam do pokoju. Nie zamierzam patrzeć jak JJ ulega wpływom i pali. – wstałam i skierowałam się w stronę drzwi, mówiąc sobie w głowie „zawiodła mnie”.
- Zawiodła Cie, prawda? – zapytał Ross jakby czytał mi w myślach.
- A jak myślisz? Nie myślałam, ze jakiś tam chłopak, którego dobrze poznała tak naprawdę dziś może nią manipulować.
- Wiesz, znam ją krócej niż ty, ale nie zauważyłaś, ze jest zwykłą idiotką, która pragnie być u boku popularnych? – zapytał Ross nadal patrząc się na balkon.
- Przecież była popularna, ale z tego jakby zrezygnowała!
- No w sumie racja, ale dlaczego teraz tak postępuje?
- Ty na serio? Nie widzisz, ze się w nim zabujała! Ma takie oczy, jak ja kiedy patrzę na… ym… czekoladę. – powiedziałam po chwili zmieszania. Pod wpływem emocji chciałam powiedzieć, ze mam takie oczy kiedy patrzę na niego, ale to nie byłoby prawdą, ponieważ byłam pijana. Tak. Jestem teraz pijana!
- Skąd mogłem to wiedzieć? Na nikogo nigdy nie patrzyłem takim wzrokiem.
- Nigdy? – zapytałam, ponieważ blondyn mnie zaintrygował. On tylko pokręcił głową, a kiedy się spytałam dlaczego, on odpowiedział:
- Nigdy nie trafiłem na kogoś komu mogę poświęcić jakąś szczególną uwagę. Kręcą mnie dobre dupy, ale szkoda, ze nic więcej w głowach nie mają. Lubię mądre dziewczyny, ale takie mi się nie dają, więc muszę się zadowalać tym czym mam.
Otwarta księga?!?! Otwarta księga?!?! Widocznie powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce? Jest najprawdziwszym, ze wszystkich. Mówi o sobie, że jest otwartą księgą, a to jest już chyba 4 raz kiedy ten człowiek mnie zaskakuje. W co on pogrywa. Mówi, ze lubi mądre, po czym znów obraca jakąś laskę na boku. A może on jest seksoholikiem? Może nie może żyć bez tego, więc nie zważa na to co dziewczyna ma w głowie?
- Dobra ja spadam. Chcę spać. – powiedziałam, ale blondyn zadał kolejne zaskakujące pytanie:
- Mogę iść z tobą? Nie chce siedzieć tutaj z nimi, bo to co ma Drake jest mocne, więc będą mieli ostre jazdy… nie chce mi się czekać aż się uspokoją. – powiedział spokojnym głosem jakby mówił o czymś oczywistym. Na początku się wahałam, ale wiedziałam, że Ross jest choć trochę inny kiedy nie ma z nim Lary oraz jego kumpli, więc okazjonalnie się zgodziłam. Weszliśmy do mojego pokoju. Wzięłam ręcznik, piżamę…
- Hej co ty robisz? – zapytał.
- Idę się myć? – zapytałam, ponieważ nie wiedziałam o co chodzi blondynowi. Weszłam do łazienki i na wszelki wypadek zakluczyłam drzwi, bo nie wiadomo kiedy blondyna dopadnie popęd. Zdjęłam z siebie przepocone ubranie i weszłam pod gorący prysznic. Byłam ciekawa co blondyn robił w pokoju, ale jeśli nie dobijał mi się o drzwi to było dobrze. Umyłam włosy, przebrałam się w piżamę i wyszłam z łazienki.
- Hej zostaw to! – krzyknęłam, ponieważ blondyn przeszukiwał mój telefon. – Jeżeli przyszedłeś tu tylko po to, to lepiej żebyś wyszedł…
- Dobra, dobra już to zostawiam. Chciałem zobaczyć czy nie masz jakiś gorących fot, ale się rozczarowałem.
- Pff trzeba było zerknąć do ukrytego folderu. – powiedziałam szeptem, ale niestety blondyn mnie usłyszał.
- Jaki ukryty folder?
- A nic, nic – powiedziałam ze zdenerwowanym uśmiechem.
- Pokaż mi!
- Nigdy! – krzyknęłam i zaczęliśmy ganiać się po całym pokoju. W końcu wbiegłam do łazienki i szybko zmieniłam pin do telefonu. Wyszłam z niej uśmiechnięta. – No i proszę! Pin zmieniony, a tajny folder nie dla Ciebie!
- Nie wiem czego się wstydzisz. Widziałem już wiele dziewczyn, byłabyś jedną z wielu.
- Tylko, ze ja nie chcę być jedną z wielu!!! – warknęłam i usiadłam urażona na krześle.
- Mogę Ci rozczesać włosy? – zapytał blondyn, a ja spojrzałam na niego z czymś pomiędzy przerażeniem, a zdziwieniem.
- Że… co? – wydukałam.
- Wiesz w domu moja siostra zawsze mnie o to prosiła, więc się przyzwyczaiłem a nawet to polubiłem. – powiedział z prośbą w głosie. Zgodziłam się z nadzieją, ze poradzi sobie lepiej z kołtunami niż ja. Usiadłam na łóżku i dałam mu szczotkę do ręki. Delikatnie zaczął je przepuszczać w palcach, a potem masować, aż w końcu zabrał się za czesanie. Nie mogłam uwierzyć, ze chłopak, który tak delikatnie rozczesuje dziewczęce włosy, umie walić laskę szybciej niż działa piła mechaniczna. Czesał mi włosy około 20 minut, ale żadnych nie wyrwał. Nie to co ja, która na rozczesanie moich kudłów poświęcam 3 minuty, a potem z włosów w szczotce mogę zrobić perukę.
- Dzięki. – powiedziałam i wyrwałam mu szczotkę z ręki.
- Dobra to ja spadam do Lary.
- Czemu do niej?
- Bo jest moją dziewczyną. – powiedział blondyn lekko sarkastycznym tonem.
- Mówiłeś, ze nie lubisz pustych i głupich?
- Hej nie waż się tak o niej mówić! – krzyknął.
- A jak mam mówić. Zdzira? Dziwka? Suka? Puszczalska szmata? Jest tylko tym i nikim więcej. – poniosło mnie. Zdecydowanie przegięłam. Jednak blondyn był następny w kolejności. On również dał się ponieść emocją.
 Podszedł do mnie i mocno przywalił mi z liścia. W tym samym momencie do pokoju weszła JJ.
- Zostaw ją! – krzyknęła i odepchnęła Ross’a i podeszła do mnie. Leżałam na podłodze, ponieważ podczas uderzenia upadłam. Wściekła spojrzałam na blondyna. Żeby zakończyć to przedstawienie do pokoju wszedł nauczyciel.
- Panie Lynch? Co pan tu robi? Proszę do swojego pokoju.

- Już idę! – warknął. – Nie mam ochoty spędzić to minuty więcej! Dobranoc! – krzyknął pełen złości.

_________________________________________________________________________________

Dziękuję za ostatnie komentarze szkoda tylko, ze w pewnym sensie musiałam o nie błagać. Nie jestem osobą, która gdy publikuje post to wyprasza o komentarze, ale nawet nie wiecie jaką one daję siłę. i nie komentarze typu "świetne, next itp. tylko takie gdzie dajecie swoje przemyślenia na temat rozdziału. Ja też nie zawsze komentuję, ale jeśli czyta mnie PODOBNO tak wiele osób to mając 2 komentarze, jest to trochę nikłe stwierdzenie.

Nie zmuszam nikogo do komentowania, ale dzięki nim powiem życiowo Dajecie mi siłę!!! i wenę

KOMENTUJCIE :)

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 29

Może zabrzmi to trochę pusto, ale za liczbę ostatnich komentarzy nie powinnam nic dawać, bo to wyglądało tak jakby nikt mnie nie czytał. Ale z tego, ze mam dobre serduszko daje wam ten oto rozdział.

Nie wiem co we mnie wstąpiło, ze się zgodziłam. Może przez ten pocałunek? Może przez to, ze mnie nie obmacywał przy tym jak się całowaliśmy. No, ale mam mu teraz powiedzieć „nie”? Wiem jaki on jest i jeśli mu odmówię to znowu coś wypapla albo gorzej. Zgodziłam się. Zgodziłam się. Ponownie uległam. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Jak ja mogę być taka głupia? Pewnie tylko dlatego tu przyszedł!
- No to super. Widzimy się o 18.00 po wycieczce. – powiedział i wstał. – Hej Jane?
- Co?
- Nie chcesz iść ze mną?
- Gdzie…?
- No do Drake’a Johna’a Doll’ego. Jest tam też Lara i JJ, więc.
- Nie sory, ale nie interesuje mnie tam ten wasz pornograficzny kącik.
- No chodź! Jakby nam odwaliło to ktoś nas ogarnie.
- Ale ja… - chciałam coś powiedzieć, ale  blondyn pociągnął mnie do pokoju Drake’a.
Kiedy tylko tam weszliśmy dopadł mnie zapach alkoholu oraz różnych owocowych smaków. No tak nauczyciele wyczują papierosy, ale elektryki już nie. Oczywiście stała tam też Szisza, ale przypuszczam, że była odłożona na późniejszą porę. Wszyscy siedzieli na ziemi i grali w karty. JJ siedziała Drake’owi na kolanach, a Lara szeptała coś Dollemu na ucho i oboje potem patrzyli na Johna i zaczynali się śmiać. Biedny John. Tak po prawdzie z tego całego stada był najnormalniejszy.
- O Ross. Wreszcie! Jane? – zapytał lekko zdziwiony Drake.
- Tak. Wiecie zawsze taka osoba nas trochę ogarnie. – powiedział z udawanym szeptem Ross. – Ej co wy robicie? Karty serio? Dawaj to! – powiedział i wyrwał Dollemu piwo. Dopił je do końca po czym powiedział, ze ma ochotę zagrać w butelkę. Co prawda nie miałam ochoty zagrać, ale Ross popchnął mnie na podłogę, po czym wszyscy zaczęli mnie namawiać, aż się zgodziłam. W sumie u Ross’a raz grałam w butelkę. Tylko, ze teraz mam 4 napalonych facetów oraz dwie zdziry. Tak mówię tak o JJ, chociaż jest moją przyjaciółką. Teraz jednak widzę, ze wpadła po uszy i Drake chyba to samo. Pierwszy kręcił Dollary. Wypadło na Larę.
- Oj Lara, Lara, więc skoro tak ładnie mi się przed chwilą spowiadałaś to teraz powiedz wszystkim co mówiłaś o Johnie! – powiedział z satysfakcją na co Lara się przestraszyła. Szczerze byłam ciekawa.
- Więc... mówiłam, że jesteś debilem, bo jeszcze nie przeleciałeś żadnej laski, bo pewnie nic nie masz w spodniach. – powiedziała na co wszyscy się zaśmiali i nawet John, bo był już nieźle spity i nie rozumiał nic  z tego co się do niego mówiło. Następna kręciła Lara. Wypadło na Ross’a.
- No Rossiu! Ty już wesz co masz zrobić. – powiedziała i usiadła mu okrakiem na kolanach. Po czym on zaczął ją całować od dekoltu, aż po usta. Tak szczerze zrobiło mi się smutno. A dlaczego? Bo po raz kolejny mnie wykorzystał. Wystarczyło, ze mnie pocałował, a ja uległam. Jak zwykła dziwka. Kiedy już przestali i oderwali się od siebie Ross wziął butelkę i zakręcił. Wypadło na JJ.
- Więc Jane ( tak JJ nazywał czasami Ross) skoro mamy tu je dwie o tym samym imieniu to czemu nie…? – powiedział sam do siebie. – JJ pocałuj Jane, ale tak długo i namiętnie. – powiedział, a źrenice mu się rozszerzyły. Co proszę? Nie wiedziałam, ze on ma jakieś lesbijskie fantazje. Nie ja tego nie zrobię.
- Wiem, ze Jane tego nie zrobi… - powiedziała JJ jakby czytała mi w myślach. – Dlatego trzymaj i do dna. – powiedziała i dała mi pół whiskey. Nie chciałam tego pić. Nie mogłam. Ale wszyscy spojrzeli się na mnie wzrokiem typu „luzerka”. Nie wiem czy jestem podatna na wpływy czy nie, ale wiem jedno. Głowę mam słabą i szybko mi odbija, więc po połowie butelki praktycznie nie byłam sobą. Wypiłam ją. Chwilę zaczekali, aż totalnie odpłynę i rzucę się w wir zabawy.
- Już? – zapytał Ross, a ja tylko uśmiechnięta pomachałam głową. Po chwili JJ do mnie podeszła i mnie mocno pocałowała. Co prawda nie była taka dobra, jak Ross, ale dało się wytrzymać. Po chwili skończyła i wzięła butelkę do ręki i zakręciła.  Wypadło na Johna.
- Więc John, skoro Jane się tak rozluźniła to czas na twoją kolej. Pocałuj ją 2 razy mocniej niż Ross Larę. – powiedziała. Jako i ja i John byliśmy pijani totalnie nam odwaliło. John na mnie wpadł i zaczął mnie całować od brzucha, aż po usta i powrotem. Nagle stało się coś czego bym się nie spodziewała. Ktoś zrzucił ze mnie Johna. To był Ross. Wyglądał na wściekłego.
- Stary co ty odwalasz? – krzyczał Doll i razem z nim Drake.
- Ross przestań się z nim bić zostaw go! Co w Ciebie wstąpiło? – krzyczała JJ.
- Rossy kochanie! – tu odezwała się Lara. Jednak żadne z ich krzyków, nawet Johna nie odciągnęły go od niego. Zaczęli się szarpać po ziemi. Ostatnią osobą, która mogła tu coś zrobić byłam ja.
- Ross! ROSS! – wrzasnęłam na całe gardło, tak, ze mnie zabolało. – Zostaw go do jasnej cholery!
Ross nagle wstał i spojrzał się po wszystkich, Każdy patrzył na niego ze zdziwieniem łącznie ze mną. Po chwili odzyskałam zdrowy rozsadek. Wzięłam Ross’a za rękę i wyprowadziłam go z tego pokoju.
- Jane. Hej! Gdzie ty z nim idziesz! Wracaj kotuś! – krzyczała Lara.
- To nie twoja sprawa blondyno! Idę go uspokoić, więc się nie wtrącaj tym piejącym głosikiem. – krzyknęłam będąc już za drzwiami. Wepchnęłam Ross’a do pokoju i zamknęłam go na klucz. Kazałam mu usiąść na łóżku, a sama krążyłam po pokoju jak szalona.
- Co Cię do cholery napadło! Gramy sobie w butelkę, a ty nagle rzucasz się na swojego kumpla!
- Wiesz ja…
- Nie chce na razie Cie słuchać. Ty posłuchaj mnie. Masz zamiar być taki?
- Nie, ja…
- Ross! Ty jesteś błędem! Znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie! – wykrzyknęłam, ale nagle zasłoniłam sobie usta dłonią, ponieważ dotarło do mnie to co powiedziałam. To co właśnie powiedziałam… było gorsze niż to co on zrobił przez te wszystkie lata. – Ross, ja…
- Nie zostaw mnie! Wiem jaki jestem, ale na pewno jestem tu gdzie miałem być! To ja jestem błędem? Cholerna dziwka! Ja mam karierę, dziewczyny, sławę, pieniądze, rodzinę, która się o mnie troszczy! A ty? Suka z byle jakim facetem, któremu daje dupy kiedy chce. Do tego z wiecznie nieobecnymi rodzicami i grosza przy duszy! JA jestem błędem? Jak mogę nim być mając wszystko co powinien mieć człowiek, a nawet więcej! A ty? Nawet nie masz rodziców! – wykrzyczał i teraz to on zasłonił sobie usta dłonią, jednak w jego oczach nadal panował szał. – Jane ja…
Zaśmiałam się. Teraz w końcu zobaczyłam dlaczego mu uległam. To nie przez to, ze mnie całował. Nie przez to, że mnie rozbierał. Jak patrzy na nas obcy człowiek to jesteśmy kompletnie różni. Lecz kiedy my na siebie patrzymy widzimy siebie samych. Jesteśmy do siebie tak podobni, ze to aż niemożliwe. W pewnym, ale nie romantycznym, pod żadnym pozorem NIE ROMANTYCZNYM sensie, nie mogliśmy bez siebie żyć. On rozumiał mnie, a ja go. Oboje.
- Wiesz co? Nic nie mówmy to będzie okej.
- Dobra. To co teraz? Wracamy?
- Ty wracaj. Te zabawy to nie dla mnie.
- No dobra, ale wiesz jako twój ulubiony Naughty Boy powinienem wziąć coś swojego!
- Niby co? – zapytałam zakłopotana.
- Ciebie!!! – krzyknął i zarzucił mnie na plecy.
- Ross nie! To mi przypomina to wtedy kiedy…
- Ta. No i co z tego? Lecimy się dalej bawić. Teraz ja jestem trzeźwy i ty, więc pograjmy z tymi debilami w karty, zamiast znów się bić.
- A właśnie dlaczego się z nim pobiłeś?
- Bo yyy… - wiedziałam jaka jest odpowiedź, ale chciałam usłyszeć to z jego ust. – Zobaczyłem, ze zabrał mi moje gumy, a jeszcze zostało tyle lasek. Jutro planuję zaliczyć ze trzy minimum.
- Zabrałeś swój notes?
- Nigdzie się bez niego nie ruszam.
- A co z Larą?
- Ona nie musi nic wiedzieć.
- Jesteś okropny. – powiedziałam z oburzeniem.
- Ale Cię kręcę. – powiedział z satysfakcją i wróciliśmy do pokoju gdzie przed chwilą toczyła się bójka. Ross przeprosił Johna i zaczęliśmy grać w karty. Oczywiście Ross obściskiwał się z Larą co mnie brzydziło, ale i dołowało. Nie dlatego, ze Ross całuje inną. Tylko to, ze ta dziewczyna jest oszukiwana przez takiego pozera, który skrywa przed nią inne dziewczyny i to kim naprawdę jest.

_________________________________________________________________________________

Nie wiem ile osób mnie czyta, ale z komentarzami jest coraz gorzej. Eh life is brutal... ale mam serduszko i piszę dla was. :D

I tu mój mały edit, który niektórzy widzieli na fejsie, ale ja go kocham





sobota, 10 maja 2014

Rozdział 28



- Hej spokojnie. Nie można grzeczniej?
- Do Ciebie? Nie można! No, ale… po co tu przyszedłeś.
- Pogadać sobie z tobą.
- Wiesz nie mam ochoty gadać z takimi ludźmi jak ty.
- Hej! To moja gadka! A wiesz ja właśnie mam ochotę pogadać sobie z ludźmi takimi jak ty. – powiedział i usiadł na moim łóżku. – Ah czekaj! – powiedział, wstał i poszedł zakluczyć drzwi. Nie ukrywam, ze trochę się przestraszyłam, ale starałam się tego nie okazywać. Blondyn usiadł ponownie koło mnie tylko, ze trochę bliżej. – Spokojnie nic Ci nie zrobię.
- Wiesz… ty masz tupet. Najpierw próbujesz mnie przelecieć, potem wygadujesz sekrety, a teraz przychodzisz sobie tutaj jakby nic się nigdy nie wydarzyło.
- Wiesz muszę chwilę odpocząć. Przed chwilą trochę zabawiłem się z Larą… ale ona nie dorasta do pięt swojej kuzynce. – westchnął
- Spałeś z jej kuzynką? – zapytałam z obrzydzeniem.
- Ahh… a co ty myślisz? Słuchaj ona stosowała jakieś okrężne ruchy i teraz jak tego użyłem na Larze, to musiała wgryzać się w poduszkę, żeby tylko nie krzyczeć. – mówił tak podnieconym głosem, jak 13- latka kiedy sprzedaje jakąś plotę swojej koleżance. Patrzyłam się na niego z zaciekawieniem. Że ten facet nie ma wstydu? Eh… ale teraz nie mogę zrobić nic jak tylko czekać, aż się uspokoi. W sumie skoro już przeżył swoją upojną noc, to rzeczywiście przyszedł sobie tylko ze mną pogadać? Szanse są nikłe, ale zawsze. – Te okrężne ruchy… szkoda, że Lara tak nie umie, bo wtedy na pewno bym jej nie zostawił.
- To znaczy, że chcesz ją zostawić?
- No tak. Wiesz może się trochę zmieniłem, ale chciałbym dziewczynę, która ma też coś w łbie.
- Że co? – zapytałam, bo nie mogłam uwierzyć w żadna literę w tym zdaniu.
- Znaczy wiesz, musi mieć cycki, tyłek i ryj w miarę ładny, no i jeszcze żeby dało się poruchać. – powiedział. No tak typowy Ross… - ale wiesz, przestają mnie kręcić takie kiedy umieją tylko nawijać o ciuchach. Ile można?
- No wiesz… tylko takich zawsze szukałeś, więc co się dziwisz?
- Może masz racje, ale mniejsza o to. Nom. Więc teraz ty coś powiesz?
- Ale co masz na myśli?
- Wiesz… będziecie jeszcze kiedyś z Brandonem?
- A co Cię tak to obchodzi?
- Bo wiesz, ja nie lubię kiedy facet nie szanuje kobiety… - powiedział. Po tych słowach wybuchłam śmiechem i śmiałam się przez dobre 10 minut. Ross powoli wyglądał na zirytowanego, ale nic nie mówił. Po chwili wytarłam łzy, które miałam od śmiechu i spojrzałam się na niego.
- Haha, a ty niby… hahah… szanujesz?
- Wiesz mi chodzi o to, że kiedy ją wykorzystuje, bo laski, które ja mam to same mi do łóżka wskakują, a on Cię po prostu zmuszał. Jak jakąś szmatę… - powiedział. Nagle pochmurniałam. Tak wiem jaka wtedy byłam, ale… - Chwila kiedyś mówiłaś, ze on Cię z czegoś wyratował i dlatego mu się dawałaś. Więc powiesz wreszcie o co chodziło.
Spojrzałam się na koniuszki palców. W końcu mam okazję się komuś wygadać. Co prawda był to ten farbowany palant, ale wiem, ze będzie mnie słuchał.
- Wiesz najpierw z powodu rodziców, to ja… zaczęłam brać. Głównie ekstazy, ponieważ to mój kuzyn dostarczał… no ale zaczęłam się mu robić dłużna, więc Brandon za wszystko zapłacił co do centa. No więc, to jest pierwszy powód. Drugi to taki, ze moi rodzice w pewnym okresie w ogóle o mnie nie dbali. Nie zostawiali mi kasy na jedzenie, picie i ubrania. Byłam głodna, bo kiedy ich nie ma w domu to nie mają kiedy zrobić zakupów, więc chodziłam głodna i spragniona. Zawsze coś się znalazło, ale to było nikłe resztki. To było zanim dostali awans, więc dostawaliśmy nędzne grosze. Nie tak jak teraz. Więc z powodu braku płynów i tego jedzenia zachorowałam. Moja nerka przestała pracować. Poszłam do lekarza i okazało się, ze mam tylko… jedną nerkę. Gdyby Brandon nie oddał mi jednej swojej pewnie bym już nie żyła… - nagle się rozkleiłam. Jak taki cudowny chłopak, który dał mi życie, mógł się zmienić w takiego palanta. Wszystko przez to, że życie zabrało mu siostrę. Zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Ross tylko wpatrywał się we mnie.

- Nie rozumiem, dlaczego się zmienił. Tylko przez ten wypadek? – pokiwałam głową. – Co jak co, ale to on chciał za Ciebie zapłacić i z własnej woli oddał Ci tą nerkę, więc nie byłaś mu nic winna! – krzyknął ze złością. – Sorka, ze tak krzyczę, ale z powodu tego, ze mam do czynienia z kimś kto nie myśli tylko o zakupach i został tak potraktowany po prostu zaczynam wariować. To jakby ktoś tak wykorzystywał moją siostrę.
- Ross uspokój się! Było minęło. Mam nadzieję, ze odczepił się ode mnie raz na zawsze…
- Nie lubię jak jesteś smutna. Wolę jak na mnie krzyczysz! Albo jak wychodzisz tak seksownie z wody jak dzisiaj. Stara normalnie mi stanął. – nagle jego głos się rozluźnił i się rozmarzył. Jednak ja nadal byłam zrozpaczona i płakałam. Ross chwilę patrzył się w sufit, po czym spojrzał jak coraz bardziej się rozklejam. – Nie płacz. Hej! – pomachał mi ręką, przed oczami. – Hej! Nie płacz! – po tych słowach lekko się uśmiechnęłam. Niestety blondyn chyba źle to odebrał. Usiadł jeszcze bliżej mnie i mocno mnie pocałował. Nie miałam siły protestować. Nawet nie chciałam. Zrobiło mi się przyjemnie. Poprawiał mu humor. Powoli i delikatnie jego ręce powędrowały w dół mojej bluzki. Zaczął powoli podciągać ją w górę, jakby się bał, ze zaraz pacnę go w ręce. Na razie jednak nic nie robiłam. Po chwili byłam bez bluzki. Ale uznałam, że jest to trochę nie fair, więc szybko ściągnęłam również blondynowi koszulkę . Najbardziej zdziwiło mnie to, że dalej mnie całował, ale jego ręce leżały swobodnie na łóżku. W ogóle mnie nie dotykał. Łał! Zawsze mówił o sobie otwarta księga, a co chwilę mnie zaskakuje! Po chwili przestał i spojrzał się na mnie rozpalonym wzrokiem. Szybko wzięłam bluzkę i ją założyłam. Po chwili odsunęłam się od blondyna.
- Tego nie było. – powiedziałam.
- Ja i tak wiem, ze było i ty nie zaprzeczysz. – powiedział Ross usatysfakcjonowany i rozłożył się na łóżku. – Wiesz teraz dałaś mi się dłużej pocałować i do tego zdjąć bluzkę. Jeszcze parę razy do Ciebie poprzychodzę i w końcu się to stanie!
- Możesz pomarzyć.
- Marzyłem już wiele razy. Za każdym razem byłaś ostra. – powiedział, a ja spojrzałam się na niego z obrzydzeniem. – Ale przyszedłem Cię spytać o jedno?
- No o co?
- Dasz mi tą ostatnią szansę na korepetycje? Ta laska u której dziś byłem nie umiała tłumaczyć.
- To dziwne, bo ona dorabia jako korepetytorka… - powiedziałam i uśmiechnęłam się do blondyna. Wiedziałam, że nie mógł się skupić, bo ta dziewczyna, choć tłumaczyła świetnie - nie była mną. Przypuszczam, że blondyn po prostu albo się do mnie przyzwyczaił albo lubił patrzeć na moje cycki. Albo jedno i drugie.
- Kłamiesz. –  powiedział. Zaprzeczyłam głową. – W każdym razie nic mi od niej nie weszło… Wiec zgadzasz się?

Nie wiem co ja znowu odwalam. Nie wiem gdzie ja mam głowę. Nie wiem o sobie nic, bo jak zwykle musiałam ulec. Zgodziłam się.


________________________________________________________________________________

Komentujcie!