środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 21

Chociaż nie miałam weny, to całkiem nieźle mi poszło ;)

Jak on mógł to zrobić? Nie rozumiem. Wiem, ze on zawsze miał jak to ująć… popęd seksualny w dużym stopniu, ale żeby posunąć się do gwałtu? No prawie gwałtu, bo nawet mnie nie pocałował. Na szczęście. To zaskakujące, ze zawsze udaje mi się go odepchnąć, nie ważne co się dzieje. Wiem na pewno jedno. Jutro idę do nauczyciela i wypisuję się z tych korepetycji. Nie zamierzam ryzykować. Poza tym będę miała więcej czasu by spędzić czas z Brandonem odkąd się pogodziliśmy. Chce to wykorzystać, bo boje się, że czasami może wrócić do swoich starych nawyków.

Siedziałam wtulona w Brandona i cicho łkałam. Blondyn masował mnie po ramieniu. On na szczęście już się też uspokoił. Jednak cały czas powtarzał, że chce go zabić. Nie obchodziło mnie to czy mówi to tak sobie, czy mówił to naprawdę. Ross wiedział, że nie jestem dziewicą i że właściwie mój chłopak wykorzystywał mnie jak on wszystkie swoje dziewczyny. To go czyniło jeszcze bardziej nabuzowanym, bo myślał, że w ten sposób łatwiej mu się oddam? Chyba rozwieję jego oczekiwania. Kazałam Brandonowi iść. Na początku blondyn trochę się ociągał, ale w końcu udało mi się go przekonać. Chciałam pobyć sama. Przemyśleć to wszystko. Jednak nie jestem dobra w bezczynnym leżeniu i patrzeniu się w sufit, więc postanowiłam się umyć. Rozebrałam się do naga i owinęłam się ręcznikiem w wróżki. Weszłam pod gorący prysznic. To mi dobrze zrobiło. Wraz z woda spłynęły jakby moje problemy. Umyłam włosy moim ulubionym agrestowym szamponem i wyszłam spod prysznica. Postanowiłam, że dziś nie wysuszę włosów. Nie chciałam ich niszczyć, a i tak dla nikogo się nie stroję. Wytarłam je tylko w ręcznik, który potem odłożyłam na kaloryfer do wyschnięcia. Na koniec odrobiłam lekcje i szybko wskoczyłam pod kołdrę. Zasnęłam od razu z powodu dzisiejszych wrażeń. Teraz muszę tylko czekać co będzie jutro.

Następnego dnia obudziłam się rutynowo o 8.00. Kiedy podeszłam do lustra stwierdziłam, ze błędem było nie wysuszenie włosów, ponieważ teraz stały mi we wszystkie strony. Nie mogłam nic zrobić, jak tylko wyjąć prostownicę i wyprostować proste włosy. Ironia losu, co nie? Szybko ubrałam swój stały zestaw, czyli koszulka, spodnie i trampki. Zeszłam na dół by zjeść śniadanie i jak to zwykle ja zjadłam czekoladowe płatki. Nagle zdałam sobie sprawę, ze mój poranek to codzienna rutyna. Zawsze ta sama godzina, ten sam schemat dnia, te same ciuchy, to samo śniadanie. Muszę coś zmienić. Oczywiście postanowiłam zrobić coś ze swoim śniadaniem. Zamiast jeść płatki postanowiłam wziąć twarożek oraz rzodkiewki. Podobała mi się ta zmiana. Ross’owi podobałoby się gdybym zmieniła ciuchy. Ale chwila. Dlaczego ja o nim myślę? Czyżbym zapomniała co robił ostatniej nocy? Nie, nie zapomniałam
!
W szkole pojawiłam się jak zwykle za piętnaście dziewiąta, więc udałam, się do szafki by wyjąć książki.
- Hej! – powiedział ktoś kto za mną stał.
- Odsuń się albo dzwonię na policję! – krzyknęłam, ponieważ ów osobą okazał się Ross.
- Spokojnie w szkole nic Ci nie zrobię.
- Ale co będzie po szkole. Przepraszam, ale rezygnuję z tych korków.
- Co? Nie możesz! – krzyknął oburzony.
- Oczywiście, że mogę. Sory, ale nie kręcą mnie osoby które chcą mnie tylko przelecieć!
- Na pewno? A ten twój amant? Powiedz mi, ile razy dawałaś mu dupy? – zapytał Ross z głupim uśmieszkiem na ustach. W tym momencie moje nerwy puściły. Zdjęłam plecak z ramion i od razu rzuciłam go w Ross’a. Chłopak krzyknął i upadł.
- Casterwill! Co to ma znaczyć? – krzyknął pan od geografii. Cholera!
- Prze pana! On…
- Nie obchodzi mnie co on zrobił, bo dużo by wymieniać. Ja widziałem Ciebie jak rzucasz plecakiem, więc dzisiaj widzę Cię w kozie!
- Co? Ale…
- Żadnych „ale” – powiedział i odszedł. No to super! Chciałam się od niego odseparować raz na zawsze, a teraz znów spędzę dodatkową godzinę z tym palantem! Nie ma to jak dobrze zacząć dzień!
- Nie odpowiedziałaś mi!
- Spadaj… - powiedziałam, ale samo „spadaj” wydało mi się mało zaczepne wiec dodałam. - …Rossy! – dokończyłam, a blondyn poczerwieniał ze złości.
- Nie mów tak do mnie!
- Będę Cię szanować tak jak ty szanujesz innych. Czyli wcale! – powiedziałam i udałam się do klasy. Dzień w szkole minął jak zwykle szybko, ale oczywiście na koniec została ta okropna matma, którą muszę spędzić z tym pedofilem w ławce. Na lekcji Ross był coraz bardziej natarczywy. Zaczął smyrać mnie po kolanie. Wiedział, ze nie mogę nic zrobić, bo inaczej skutkowało to koleją godziną kozy, a tego nigdy bym nie chciała. Pod koniec lekcji podeszłam do nauczyciela:
- Proszę Pana! Chcę powiedzieć, że nie chce uczyć już Ross’a.
- Dlaczego? Co on Ci zrobił?
- Nic takiego! Po prostu nie umie się skupić. – skłamałam.
- No dobrze. Nie będę Cię zmuszał.
- Dziękuję panu!
- Ale wiesz, dzięki tobie w końcu coś załapał. Mozę jeszcze nad tym pomyślisz? – zapytał. Uhh, nie cierpię kiedy wychodzą z tą gadką. Jak im wtedy odmówić?
- Dobrze pomyślę. – powiedziałam i odeszłam ze sztucznym uśmieszkiem. Oczywiście, że nie będę nad tym myśleć, bo odpowiedź brzmi "nie"!
Po matmie skierowałam się do sali kar. O dziwo Ross już tam był! Usiadłam w ławce jak najdalej od niego, jednak okazało się to nieskuteczne, ponieważ blondyn od razu przysiadł się do mnie. Odwróciłam głowę od tego jego głupawego uśmieszku.
- Czego ty znów chcesz? – zapytałam ze wściekłością.
- Przeprosić… - powiedział. Przeprosić… chwila…. CO?!?!? Od kiedy on przeprasza? Za tym musi kryć się coś innego! Spojrzałam na niego z niedowierzeniem.
- Że… co… takiego… ?- zapytałam mówiąc z naciskiem na każde słowo.
- Przeprosić za wczoraj. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Walę dziewczyny jeśli tego chcą, ale nigdy nie posunąłbym się do czegoś takiego. Ja naprawdę nie wiem co się ze mną stało. Zwykle nie mam takiego popędu. – mówił dość sztucznym tonem, ale wiedziałam, że jest to dla niego trudne tak przepraszać osobę jeszcze do tego jak on to mówi „niższej rangi”. Przynajmniej się starał. – Przecież wiesz, że jestem romantyczny!
- Ta, jasne…
- No to powiedz, co jest dla ciebie romantyczne!
- Wiesz… taka niespodziewana róża, buziak w policzek, nie wstydzenie się dziewczyny i szanowanie jej. O i do tego taki bardzo romantyczny i powolny pocałunek. – powiedziałam z rozmarzonymi oczami.
- Wiesz mogę trochę być romantyczny skoro laski to lubią. Spełnię twoje ostatnie życzenie. – powiedział. Złapał mnie za głowę, włożył palce między moje włosy i delikatnie zaczął przysuwać swoją twarz do mojej. To było dziwne, ale nie mogłam się oprzeć. Byliśmy coraz bliżej, coraz bliżej. Już tylko milimetry nas dzieliły…
Nagle do klasy wparował jakiś chłopak. Momentalnie wstaliśmy z krzeseł. Znowu do niczego nie doszło z czego oczywiście się cieszyłam, bo w końcu całowałabym się z innym, kiedy mam chłopaka.
- O widzę, że wam przeszkodziłem. – powiedział obcy mi chłopak.
- Przestań Joel… a właśnie to jest Joel mój kuzyn, a to ten no…
- Jane – powiedziałam z irytacją i podałam Joelowi rękę – Cześć!
- Ale co ty tu chcesz? – zapytał blondyn. – I skąd wiesz, że tu jesteśmy?
- Przecież wczoraj mi mówiłeś, że odbywasz karę w tej sali, więc jakoś bo dłuższych poszukiwaniach odnalazłem tą salę.
- No dobra, ale po co? – spytał zniecierpliwiony blondyn.
- Zluzuj slipy młody, bo nie będziesz miał czym pchać. – powiedział Joel. No tak to już wiemy po kim Ross jest takim pozerem. Jednak ten jego kuzyn wydał mi się bardziej przyjazny. – Mam te twoje wyniki testów. Dobrze, że wczoraj poszliśmy do tej kliniki, bo… - zaczął mówić, ale nie skończył, ponieważ Ross wyrwał mu kopertę z ręki. Usiadł na ławce i drżącymi rękami ją rozerwał. Szybko spojrzał na list.
- Wynik jest…


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 20

Mam nadzieje, ze was nie rozczaruję, a może i zaskoczę. Zapraszam!


- Nie ruszaj się! – krzyczał Ross, który próbował mnie pocałować chyba po raz setny.
- Zostaw mnie! ZOSTAW! -  krzyczałam z całych sił, ale blondyn nie chciał mnie puścić.
- Jak nie będziesz się wiercić i się wczujesz, to pójdzie gładko, a nawet Ci się to spodoba. Uwierz. – mówił spokojnym głosem.
- Nie możesz mnie do tego zmusić! Zostaw mnie!
- Nie… - krzyknął blondyn, ale przerwał, bo nagle stało się coś czego bym się nie spodziewała.

- Zostaw ją!!! – krzyknął ktoś kto właśnie wszedł do pokoju. – Powiedziałem, że masz się od niej odwalić! – krzyknęła osoba, która wzięła Ross’a z mojego ciała i odrzuciła go w bok. To osobą był… Brandon. Nie wiedziałam co się dzieje. Zaczęłam łkać, po czym wybuchłam ogromnym płaczem. Brandon podbiegł do mnie i zaczął mnie uspokajać, po czym zwrócił się do Ross’a. – Co ty tu robisz? Najpierw wywalasz mnie z jej domu, a potem się za nią sam zabierasz? Jane co to ma znaczyć?
- On…on…
- Zresztą nie tłumacz się. Wiadomo, że ten facet jest niewyżyty.
- Jak..jak… nas usłyszałeś? – zapytałam nadal łkając.
- Jane, słychać Cie z końca ulicy. Kiedy usłyszałem to od razu do Ciebie wpadłem. A ty… - wskazał na Ross’a. – Masz się stąd wynosić natychmiast! I zostawić ją w spokoju raz na zawsze.
- Ona sama chciała! - doał blondyn. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Słuchaj jestem na sto procent pewny, że nie. Ona nie chce tego robić z nikim innym oprócz mnie.
- Jak to oprócz Ciebie. Przecież ona jest nudną, przemądrzałą i popieprzoną dziewicą. Spójrz na nią!
- Czekaj… co? Ty myślisz, ze ona? Hahahah! Stary jestem pewien, ze ona robiła to więcej razy od Ciebie.
- Czekaj co masz na myśli? To znaczy, ze ty… - powiedział wskazując na moją zaryczaną osobę.
- Nie jestem popieprzoną dziewicą jak to ująłeś! – krzyknęłam z całej siły.
- Nie chciałem powiedzieć, ze jesteś taka jak wszystkie. Laska, która daje dupy. Dziwka! – powiedział z okrutnym śmiechem.
- Nie waż się tak do niej mówić. – krzyknął. Brandon, który teraz wyglądał jakby wcale nie żartował. – A teraz wynoś się stąd! Jane chodźmy po tego chłopaka co miałem iść z nim do tej kliniki.
- Nie musisz nigdzie iść, ponieważ, on stoi tu. – powiedziałam wskazując trzęsącą się ręką na Ross’a.
- A więc to ty!
- Tak ja. – powiedział Ross pewnym tonem rozkładają obojętnie ręce.
- Słuchaj! Masz prawdopodobnie dziecko z jakąś przypadkową laską, a teraz zabierasz się jeszcze za nią! Słuchaj mnie, a nie przewracasz oczami. Po pierwsze: jesteś powalonym debilem, który nie ma za grosz szacunku do nikogo! Po drugie: może wyjdę teraz na naprawdę cienkiego kolesia, który nie potrafi sobie poradzić po męsku, ale co powiesz na to żebym wezwał policje?
- Serio… no dobra zmywam się stąd! I tak nie byłaś mnie warta…, bo spójrz na siebie. Imitacja dziewczyny, a ja definicja faceta. Byłabyś łatwym numerkiem. Zupełnie jak dla tego kolesia.

Brandon’owi puściły nerwy. Rzucił się na Ross’a i wywalił go na ziemię. Zaczęli się szarpać. Brandon złapał blondyna za koszulkę i wywlókł go z pokoju. Słyszałam ja wyrzuca go za drzwi. Później wrócił na górę do mnie i mocno mnie przytulił. Zaczął mnie uspokajać. Po chwili mój oddech spowolnił. Czułam, ze się rozluźniam. Już po wszystkim Jane! Już po wszystkim.
- Nawet mnie nie pocałował… masz szczęście. – powiedziałam ze śmiechem i z satysfakcją, że nadal nie dałam się cmoknąć temu dupkowi.

Oczami Ross’a
No to teraz mam przechlapane. Nie dowiem się czy to moje dziecko, a jeśli Jessica pójdzie na policję, kiedy jej powiem, ze tylko udawałem tą naszą „miłość” to też mam przechlapane. Definitywnie jestem w dupie. Co mnie natknęło, żeby jej to zrobić. Tak szczerze to nie wiem. Kurde jeszcze przy żadnej lasce, nawet przy tej co kiedyś spotkałem na stacji w czasie trasy mnie tak nie poniosło. A to była naprawdę dobra laska i nie mówię tu o dziewczynie jeśli wiecie o co mi chodzi. Tak czy siak jestem w dupie. Generalnie najlepiej byłoby nie pokazywać się w szkole, ale wtedy nie zdam, a rodzice wywalą mnie z domu, nie zważając na to że praktycznie jestem sławny i mam potąd pieniędzy. Ale mam też - jak to się mówi – ostatniego asa w rękawie. Po pierwsze zdjęcie tej idiotki w dość seksownych ciuszkach, a po drugie jeśli szkoła się dowie, że jest jakąś tanią lalą dla 3 lata starszego faceta to będzie miała nieźle przesrane w szkole. Ale wtedy też mogą mi coś zarzucić. A tego raczej nie chcę. Ostatnią rzeczą jaka mnie ratuje to ta klinika, która właśnie przepadła przez moją głupotę albo mój popęd. Trudno stwierdzić.
Doszedłem do domu. Przywitałem się z rodziną, ale zauważyłem, ze jest ich o jedną osobę więcej. No tak przyjechał mój ulubiony kuzyn. Był ode mnie 3 lata starszy, więc generalnie był już pełnoletni. Uwielbiałem go. Był inny niż moje rodzeństwo. Oni czują się winni jak wypiją jedną wódkę czy coś. A z nim? Chodziliśmy na nielegalne legitki po barach i po klubach. Laski obracaliśmy przez cały czas w wakacje. On mnie wszystkiego nauczył. Ale kiedy wakacje się skończyły on wrócił do Vegas, a ja zostałem w tej zapyziałej dzielnicy.
Chwila, chwila… skoro on jest pełnoletni, to znaczy, że może zabrać mnie do tej kliniki. Jeśli oczywiście nadal jest taki sam, jak w wakacje i zrozumie mój problem.
- Joel? Możesz… możesz tu na chwilę przyjść? - zapytałem.
- Jasne. – powiedział mój kuzyn i przyszedł do mnie do pustej kuchni.
- Słuchaj stary krótka piłka. Mam nadzieję, że się nie zmieniłeś?
- Wiesz Ross trochę dorosłem i zrozumiałem pewne rzeczy… hahahah! No co ty! Nadal ten sam cwaniaczek co kiedyś!
- To świetnie! Słuchaj… - zacząłem opowiadać mu o Jessice i o dziecku, ale to go ani trochę nie zdziwiło. Poprosiłem go o tą klinikę.
- Jasne stary. Mogę tam z tobą iść.
- Naprawdę! Słuchaj za to Ci stawiam.
- Się rozumie. Dobra wracajmy do twojej przeuroczej rodzinki. Chcę się jeszcze pogapić na cycki twojej siostry. – powiedział, a ja pacnąłem go z całej siły w głowę.

- To moja siostra durniu! Trochę szacunku! – powiedziałem. Hah szacunek? Szkoda, że ja nie miałem go do Jane. Teraz nici z korepetycji. Ale chwila? W szkole jest pełno kujonów. Tylko czy każdy będzie na tyle cierpliwy by wytrzymać ze mną choćby jedna lekcję? Nie! Wiec pozostało mi tylko jedno. Odzyskać ją, pocałować, przelecieć… chwila! Na razie może skupię się na odzyskaniu jej zaufania i korepetycji? Tak to jest dobry pomysł. Później przyjdzie czas na przyjemności. 

_________________________________________________________________________________

Wiele osób mnie prosiło o to, ze Ross ma ją przelecieć, ale ja uważam, zę to byłoby za szybko i wolę trzymać was w napięciu. Do tego jeszcze nigdy jej nie pocałował. Chyba, zę policzek też się liczy?


Liczę na wasze opinie! Komentujcie.

Instagram: @cough_boner_cough

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 19

To was mam nadzieję, że zaskoczy. Życzę miłego czytania erotyczni ludzie, ponieważ następnego się chyba nie będziecie mogli doczekać ;) Zapraszam!



Wsiedliśmy do samochodu. Do mojego samochodu. Nie za bardzo blondynowi się podobało, ze prowadzi dziewczyna i w dodatku ja. Jednak nie to było najgorsze. Przez całą drogę ślinił się na mój dekolt. Przez to nie umiałam skupić się na drodze. Do tego przez dziury na ulicach obiekt „ślinienia” Ross’a cały czas podskakiwał. Raz odruchowo spojrzałam na jego spodnie i się zaśmiałam.
- Co?
- Nic, nic… - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę chcesz to zrobić dla mnie?
- Uh! Nie robię tego dla Ciebie!
- Więc dla kogo?
- Właściwie to nie wiem. Może zawrócę?
- Nie, nie, nie, nie , nie!
- Jak chcesz? – powiedziałam po czym zatrzymałam się na parkingu. – Jesteśmy!
Wysiedliśmy z auta. Kazałam Ross’owi zaczekać przed domem, co nie za bardzo spodobało się chłopakowi, ponieważ nie lubił słuchać rozkazów, szczególnie jak on to mówił „od ludzi takich jak ja”.
Zadzwoniłam do domu Brandona. Blondyn jak tylko otworzył drzwi to zmierzył mnie wzrokiem i szeroko się uśmiechnął. Wziął mnie za rękę i wprowadził do domu.

- Widzę, ze czegoś chcesz, bo się tak ubrałaś. Muszę Ci jednak powiedzieć, ze mnie przekonałaś.
- Tak? To świetnie, ze Cię przekonałam. Mogę już iść.
- Haha. Sprytna! Lubię takie, Ale powiedz chociaż o co chodzi.
Wytłumaczyłam wszystko blondynowi, po za faktem kogo tak naprawdę ma zabrać do kliniki. Lepiej żeby teraz tego nie wiedział. Dowie się przy klinice. Mam nadzieję, ze tam nie odstawi żadnej sceny. Barndon lekko mnie pocałował. Bałam się, ze znowu mnie zaatakuje, ale nie tym razem. Odprowadził mnie do drzwi.
- No dobra. Masz to załatwione. – powiedziałam po opuszczenie domu.
- Świetnie! – powiedział Ross obojętnym tonem i wsiadł do auta razem ze mną.
- Teraz tylko potrzebna jest próbka twojej ukochanej Jessicy.
- No tak, ale czego ja potrzebuję.
- Bo ja wiem… nie puszczam się jak ta twoja blondyna.
- Zamknij się! – krzyknął oburzony.
- Dobra jesteśmy koło Jessicy, Leć ją przekonaj, a ja jadę do domu. – powiedziałam i wysadziłam chłopaka zaraz obok domu blondynki.

Oczami Ross’a
Wysiadłem z samochodu Jane. No dobra. Teraz tylko zadzwonić i z górki. Ross przecież ty się niczego nie boisz.
Zadzwoniłem. Drzwi otworzyła mi Jessica.
- Możemy pogadać? – zapytałem, a dziewczyna o dziwo się zgodziła.
Usiadłem na kanapie w salonie zaraz obok blondynki. Złapałem ją za ręce i zacząłem odgrywać moją rolę.
- Jessica… postanowiłem wziąć za siebie odpowiedzialność i zająć się tym dzieckiem razem z tobą.
- Naprawdę? Czy mówisz tak dlatego, ze Ci zagroziłam.
- Jakbym mówił tak tylko dlatego, ze mi groziłaś to poszedłbym do Ciebie od razu. Wiesz musiałem to przemyśleć. Pozbierać się po tym. Teraz jestem tego pewien. – kłamałem jak z nut.
- Naprawdę! Mój kochany. – krzyknęła dziewczyna i rzuciła mi się na szyję całując mnie dość mocno. Z przyzwyczajenia włożyłem jej język do ust.
- Ale wiesz co? Słyszałem, że lepiej zrobić sobie badanie krwi, by wiedzieć, ze dziecku nic nie jest… - powiedziałem z udawaną troską.
- Naprawdę tak myślisz? No więc jedźmy! – powiedziała po czym zaciągnęła mnie na dwór i zadzwoniła po taksówkę. Pojechaliśmy do mojej zaufanej lekarki. Pfff… zaufanej. Jej córka zrobi dla mnie wszystko, a od kiedy ją przeleciałem jest jak moja służebnica, co mnie oczywiście ani trochę nie przeszkadza.

Weszliśmy do gabinetu. Złapałem Jessicę, za rękę kiedy pobierano jej krew. Nie wiedziałem, że ona tak bardzo się tego boi. W łóżku była jak dzika lwica, która na pewno nie boi się czegoś tak głupiego, jak pobieranie krwi. Kiedy już było po wszystkim Jessica wyszła z gabinetu, a jeszcze chwilę zostałem.
- Ross? Na co czekasz? Mam innych pacjentów.
- Mogę dostać tą krew?
- Dlaczego?
- A nie wygada się pani?
- Wiesz jestem zaufana osobą. Twoich rodziców nie znam, więc wprawdzie nie mam komu powiedzieć tego co ty chcesz teraz mi.
- Ehh, no dobrze. Chodzi o to, ze moja przyjaciółka bardzo potrzebuje tej krwi, żeby zawieść ją do innej kliniki.
- I tylko tyle? Raczej nie powinnam tego robić, ale proszę – powiedziała i dała mi buteleczkę z krwią, którą schowałem do kieszeni. – Dzięki i do widzenia. – powiedziałem i wyszedłem z gabinetu.

Odwiozłem Jessicę do domu i powiedziałem, ze wpadnę jutro, po czym pojechałem od razu do Jane. Nie wiem czemu, ale chyba się do niej przyzwyczaiłem. Generalnie zauważyłem, ze bywałem u niej codziennie. Może ja się w niej… nie! Nie, nie, nie… ja i miłość? Po pierwsze długotrwały związek do mnie nie pasuje. A po drugie: ona jest z o wiele niższej półki, a ja nie mogę psuć sobie szacunku w szkole. I do tego jeszcze ja z nią? Imitacją dziewczyny, która ubierze się jak kobieta dopiero kiedy jest to potrzebne? No proszę… Zresztą ja nawet jej nie lubię! Chyba… Nie, nie. Ja na pewno jej nie lubię! Niby co takiego ona dla mnie zrobiła. No dobra moje oceny się poprawiły, do tego mam załatwione te testy, nigdy nie dała mi w twarz, a byłem dla niej chamski i ją rozbierałem. Jej! Jakby tak pomyśleć to zrobiła dla mnie dużo. Do tego jeszcze ta akcja z jej rodzicami. Ona tak by można rzec mnie obroniła… ale ona i tak ma daleko to mnie, więc ja nie mogę spotykać się z kimś takim. Do tego ona jest jakąś zakonnicą ni to pocałować, ni to wyruchać. To co z nią zrobić. Oglądać seriale, wychodzić do sklepu? Nie lubię, dziewic, które nie są chętne, chociaż tak szczerze nie mam 100% pewności czy ona na pewno nią jest. Oczywiście, że jest bo jak mogłaby oprzeć się mnie? Tak, tak nikt nie może oprzeć się Ross’owi the Boss!

Doszedłem do domu szatynki. Zadzwoniłem do drzwi i kiedy tylko je otworzyła ostro zmierzyłem ją wzrokiem. No tak znów wygląda jak facet.
- Mam krew. – powiedziałem.
- Świetnie, tylko jest mały problem. Testy na ojcostwo robi się kiedy dziecko się urodzi…
- Co, ale! – zacząłem krzyczeć, ale dziewczyna mi przerwała.
- Spokojnie. Jest ten test przed urodzeniem, tylko, ze on kosztuje 10 razy drożej.
- Kasa to dla mnie nie problem.
- Wiem. – powiedziała dość poirytowanym tonem.
Nagle coś mnie tknęło. Zupełnie straciłem moją naturę Bad Boy’a. Podszedłem do szatynki i ją uścisnąłem. Nie wiem co się ze mną działo?
- Yyy… Ross? Wszystko okej? – zapytała dziewczyna.

Oczami Jane
Stałam jak wazon, ponieważ Ross, ten sam Ross co zawsze przytulił mnie i po raz pierwszy nie przytulił mnie tak jakby chciał mnie przelecieć.
- Dziękuję. – powiedział po chwili.
Okej… Z nim jest coś poważnie nie tak. Blondyn coraz bardziej mnie ściskał. Nagle puścił i spojrzał mi się w oczy. Jego usta rozchyliły się do pocałunku. Już prawie był przy mojej twarzy…
- Ross! JA mam chłopaka! – powiedziałam i szybko uciekłam z więzów blondyna. Na szczęście znów uniknęłam pocałunku z nim.
- Wiem, ale to nie przeszkadza żebym całował kogokolwiek. Pamiętaj ja robię co chcę. – powiedział znów tym swoim tonem.
- No jasne, ale mógłbyś uszanować innych.
- JA szanuje kogo chcę!
- Wiesz co i może właśnie za takie gadanie nigdy nie chciałam Cię pocałować!
- Chciałaś i to nie raz… - powiedział pewnym tonem.
- Nie, ale teraz chcę. – powiedziałam, a Ross spojrzał się na mnie.
- Serio?
- Tak całuj mnieeeeee… ale w dupę! – krzyknęłam oburzona. – Jak możesz mówić, ze chcesz szanować kogo Ci się żywnie podoba? Szanuje się wszystkich! Bez wyjątku.
- Szanuje ludzi, którzy siebie szanują.
- Mnie nie szanujesz.
- Takie życie.
- Okej… Wiesz co? Odwołuję Brandona. Wychowuj to powalone dziecko razem z tą dziwką! – powiedziałam i chciałam wyrzucić tego pajaca za drzwi, ale ten złapał mnie pod kolana i zarzucił na plecy. – Co ty robisz? Postaw mnie na ziemi!!! – zaczęłam bić go pięściami po plecach, ale to nic nie dawało. Blondyn był za silny.
- Wiesz co? Ja tez mam tego dosyć! – krzyknął blondyn ostrym tonem i było widać, że nie żartuje. – Ty to potrafisz faceta rozpalić. Laska, która mnie odpycha mnie pociąga. Może nie jesteś najlepiej ubrana, ale wiem co kryjesz pod bluzką i dziś to wszystko będzie moje.
- Czekaj co ty do mnie mówisz?
- To nie jest jasne do cholery! Nie jestem gwałcicielem, ale mój jak to się naukowo mówi – popęd seksualny – chyba eksplodował.
- Nie pozwolę zostaw mnie! Natychmiast!
- Pozwolisz kiedy już się za Ciebie zabiorę!
- Nigdy!
- Oj, spokojnie! Każda dziewica do Ross’a hyca.
- Ale ja nie jestem… jedną z nich – dokończyłam lekko zmieszana. Miałam mu powiedzieć, że mój chłopak mnie wykorzystuje i ze nie jestem dziewicą?
- Trudno, ale będziesz. Sory, ale mój Bad Boy właśnie eksplodował!


Chciałam krzyczeć, ale Ross rzucił mnie na łóżko i położył się na mnie podpierając się rękami. I co ja mam zrobić? Marzę o tym żeby teraz weszli tu moi rodzice. Nie wiedziałam, ze on potrafi być do czegoś takiego zdolny. Wiedziałam, że lubi być niegrzeczny, ale żeby kogoś do tego zmusić? Nie wiem co mam teraz zrobić. Będę się wydzierać, szarpać, zeby tylko się uwolnić i czekać aż to wszystko się skończy.

_________________________________________________________________________________

No moi drodzi jesteście ciekawi co będzie dalej? To poczekacie sobie do jutra ;) albo i dłużej. Nie mam jeszcze zaplanowane co będzie się działo, ale możecie dawać swoje przypuszczenie ;)

Rozdział 18



Szłam za blondynem, który coraz bardziej przyspieszał kroku. Domyślałam się, ze wraca do Lary. Biedaczka! Ten debil nawet nie zna jej imienia. No, ale kto bogatemu zabroni być idiotą? No właśnie! Nikt!

Wyszliśmy ze szkoły, ja pokierowałam się w prawo, a on w przeciwną stronę. Szłam sobie spokojnie ścieżką, kiedy nagle przejechał samochód, który zatrzymał się obok mnie. Trochę się przestraszyłam, ale kiedy opuścił szyby zobaczyłam, ze w środku siedzi Brandon. Nadal była wystraszona, ale trochę mniej.

- Możemy pogadać? – zapytał.

W sumie sama chciałam z nim pogadać, ale na pewno nie na ulicy. Kazałam mu jechać do mojego domu. Zaproponował, ze mnie podwiezie, ale ja odmówiłam. Wolałam nie ryzykować.

Kiedy już doszłam do drzwi samochód tam na mnie czekał. Weszłam na podest, a Brandon zrobił to samo. Czekał, aż otworzę drzwi.

Oczami Ross’a
Nie wierzę, ze udało mi się ją przekonać! Ale ta jej historia. Pff… chłopak mógł się zabrać za nią od razu, a nie partoczyć się prawie przez cały obóz. Z dziewczynami trzeba krótko, inaczej stają się pewniejsze i mniej chętne. Oczywiście nie w moim przypadku. Na mnie dziewczyny zawsze będą miały ochotę, no może oprócz Jane. Ale co z niej za dziewczyna? Zero dekoltu, spódniczek, makijażu… ona się nie liczy. Co prawda czasami mnie intryguje, ale… nie!!! Ross! Ty jesteś od niej o niebo lepszy. Hah tylko o niebo? O wiele więcej! Zacznijmy, ze ty masz się czym pochwalić. Ona też w sumie… na plaży miała takie cycki, że aż się chciało złapać, ale skubana musiała się tak przytulić, że nawet spojrzeć się nie dało. Oczywiście nie przeszkadzało mi to, ze naga dziewczyna się do mnie przytula, tylko szkoda, że ja byłem ubrany. Ale spokojnie! Po co się nią przejmujesz. Teraz idziesz dokończyć to co zacząłeś z… yyy… Larą tak myślę. Mam tylko nadzieję, że Jane namówi tego fagasa na to żeby zaczęli od nowa, a szczególnie na to żeby poszedł ze mną do tej durnej kliniki.

Doszedłem do drzwi dziewczyny i zapukałem. Od razu usłyszałem jak schodzi na dół.
- Ross? Myślałam, ze nie wrócisz!
- Niby dlaczego? Tak mnie podnieciłaś, że nie mogłem przestać o tobie myśleć.
- Nawet przy bracie, który miał wypadek? – zapytała z niepokojem.
- Jakim bracie? A! Tak… - potwierdziłem, bo nagle sobie przypomniałem jaki kit wcisnąłem tej głupiej lasce. – To jak kończymy?
- Jasne! – powiedział dziewczyna przygryzając wargę.
Wszedłem z nią do domu i od razu poszliśmy do sypialni. Szybko ją rozebrałem, a ona mnie. Nasz stosunek też był szybki, ale mogę stwierdzić, że był naprawdę dobry. No, ale znając siebie, wstałem ubrałem się i skierowałem się ku drzwiom.
- Ross? Gdzie ty idziesz?
- Wiesz… skończyliśmy, więc chyba mogę spadać.
- Ale myślałam, ze jeszcze zostaniesz?
- To źle myślałaś. – powiedziałem, ale nagle szybko zastanowiłem się nad swoimi słowami. Jeśli teraz ją wkurzę to nici z naszej następnej zabawy. – Przepraszam… po prostu martwię się o brata. - skłamałem.
- Rozumiem. – powiedziała dziewczyna współczującym tonem.
- Ale dam Ci coś w nagrodę. – powiedziałem i szybko wepchnąłem jej język do ust.
- Mmmm… dzięki, ale wolałabym twój język gdzie…
- To następnym razem. Cześć! – powiedziałem i opuściłem dom blondynki.
Szybko skierowałem się do kompletnie innego domu. Mam namyśli zmianę domu z erotycznej i seksownej blondynki, na dom z przemądrzałej i nudziarskiej szatynki. Tak właśnie. Mam na myśli Jane.

Oczami Jane
Weszliśmy do środka. Brandon usiadł na kanapie zaraz naprzeciwko mnie. Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę. Chyba myślał, ze mam zacząć rozmowę. Nie zważałam na to, ze to on poprosił mnie o rozmowę, bo ja tez miałam mu coś do przekazania.
- Barndon… chciałam tylko powiedzieć, ze chce zacząć od początku. – powiedziałam patrząc się w swoje kolana.
- Serio? – zapytał zdziwiony.
- Co Cię tak dziwi?
-  Wiesz przyszedłem to aby Cię za wszystko przeprosić. Za to co robiłem tobie przez ten cały czas. Nie wiedziałem, ze chcesz do mnie wrócić.
- Wiesz… chodzi o to, ze wiem dlaczego taki byłeś. To wszystko przez ten wypadek. Rozumiem, ze jesteś dalej w szoku..
- Już nie jestem. Ciężko było, ale już się pozbierałem, dlatego przyszedłem Cię przeprosić.
- No więc? – zapytałam z nadzieją.
- Jasne. – powiedział i podszedł do mnie. Złożył na moich ustach czuły pocałunek chyba po raz pierwszy od czasów obozu. – Jane. Muszę już iść. Wiesz… szkoła!
- No tak jasne. Nie będę Cię zatrzymywać. – powiedziałam i odesłałam go do drzwi. Czułam jednak, ze nie do końca się zmienił.
- Tylko wiesz… mogłabyś nosić bardziej seksowne rzeczy. Wiesz zawsze mnie łatwiej tak przekonasz.
- Potwór. – powiedziałam ze śmiechem.
- Ale to prawda. Kiedy założysz seksowne ciuszki zgodzę się na wszystko.
- Wiesz, chyba muszę się teraz pogodzić z tym, ze nie na wszystko się zgodzisz. – powiedziałam i pożegnałam blondyna.

Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Po 5 minutach ktoś zadzwonił do drzwi. Byłam pewna, ze to Barndon.
- Barndon. Jak zwykle czegoś zapomniałeś… Ross? Co ty tu robisz?
- I co pogodziłaś się z Brandonem?
- Co Cię tak to obchodzi?
- Nie lubię kiedy jesteś smutna.
- Hahahahahahhhahahh! To chyba twoje najgorsze kłamstwo! Chwila… - dodałam podejrzanym tonem. – Chciałeś żebym się z nim pogodziła, bo chodzi o te twoje badania!
- Wow! Niby jesteś taka mądra, ale od razu tego nie załapałaś. Typowe dla kujonów.
- Wiesz co? Tak pogodziłam się z nim, ale ty na tym nie skorzystasz! A teraz wynoś się z mojego domu!
- Nie! Czekaj, czekaj, czekaj! To ja Cię przekonałem prawda? Więc to dzięki mnie się z nim pogodziłaś.- powiedział blondyn. W sumie to miał w tej kwestii rację, ale ja byłam nieugięta.
- Chyba coś powiedziałam.
- Nie wyjdę dopóki nie powiesz mi czy zapytasz się go o te badania. No chyba, ze dasz mi się pocałować z języczkiem. – dodał zadziornym tonem.
- Nigdy! Wynoś się!
- Nie.
- Dzwonię po policję!
- A sobie dzwoń. I co im powiesz, że wpuściłaś mnie do domu, a teraz mam się wynosić. Nic Ci nie zrobiłem, więc oni najwyżej wyśmieją Ci się w twarz. – powiedział z satysfakcją. No tak, to brzmiało rozsądnie, ale skoro on mnie przyciska, to czemu ja nie mogę?
- A co mi za to dasz?
- Targujesz się jak dziecko. – powiedział po czym wstał i objął mnie w pasie.
- No nie! Znów to robisz?
- Tak, robię, bo wiem, ze tak najszybciej Cię przekonam.
- A sobie obejmuj mnie ile chcesz.
- Może posunę się dalej? – zapytał i zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, a do tego podciągać mi koszulkę.
- Okej! DOBRA! Wiesz co zawsze ta sama taktyka. Robisz się już nudny.
- Byłaby inna gdybyśmy poszli o krok dalej. Wiesz o co mi chodzi?
- To niech lepiej nie chodzi.
- Czyli co? Zgadzasz się?
- Dobra. 
- To idziemy do niego. - dodał.
- Czekaj, ale teraz?
- Tak. Jessica do mnie dzwoniła, mówiła że niedługo pożegnam się ze swoim słodkim życiem. – poskarżył się blondyn.
- Dobra, ale musisz chwilę zaczekać.
- Na co? – zapytał zniecierpliwiony.
- Chcesz żebym łatwo go przekonała?
- Tak!
- To czekaj! – powiedział i ruszyłam na górę. Pomyślałam, ze to co powiedział mi Brandon o „seksownych ciuszkach” ułatwi mi zadanie. Oczywiście nie robiłam tego dla Ross’a. Ale mam nadzieję,  że po tym w końcu się odczepi.

Podeszłam do mojej szuflady na dole łóżka i wyjęłam z niej obcisłą bluzkę wzorowaną na gorset, to tego mega krótkie spodenki. Były to chyba najkrótsze jakie posiadałam. Odkrywały mi połowę tyłka. Wyjęłam także moje znienawidzone koturny. Poszłam do łazienki i w końcu użyłam kosmetyków, których nigdy w życiu nie tknęłam. Zrobiłam sobie czarne kreski na oczach, które potem podkreśliłam maskarą, do tego pomalowałam usta na czerwono. Miałam już wychodzić z toalety, ale zabrakło mi odwagi. I ja przebieram się w takie coś dla Ross’a? Nie, jeszcze dlatego żeby ten dupek się ode mnie odczepił. No dobra wychodzę.

Pojawiłam się a schodach i spojrzałam w dół. Ross był odwrócony plecami do mojej osoby.
- No nareszcie! – odezwał się blondyn, który właśnie się obrócił. – O! Mój! Boże! Yyyyeyeemmeyeyem…  Ross nie mógł wykrztusić słowa, co mnie trochę speszyło, ale i wkurzyło.
- Już cicho! Już się lepiej nie odzywaj. Widzisz mnie tak ostatni raz!
- Bo ja wiem? – powiedział blondyn i zrobił mi zdjęcie.
- Usuń to!
- Okej, okej, - powiedział jednak tylko wyłączył telefon, zostawiając zdjęcie w telefonie. – Aż mi stanął. – dodał dość zgryźliwym tonem.
- Może go uspokoję. – powiedziałam rozbawionym tonem, jednak zauważyłam, ze nastolatka zbiło to z tropu.
- Że co? – wydukał zmieszany.
- No widzisz… taki macho a jak przychodzi co do czego to stoisz i się lampisz.
- Nigdy mi się to nie przytrafiło, bo zawsze trafiałem na dziewczyny, które… no wiesz… wszystko od razu. Ale ty też nie musisz trzymać mnie na dystans. – powiedział po czym szarpnął mnie za rękę i przyciągnął do siebie i zaczął się o mnie ocierać. – Czujesz go? – zapytał już nie tylko tonem typu „choć pożartujemy sobie na zboczone tematy” tylko jakby naprawdę był tak podniecony, ze nie mógł już wytrzymać.  Odepchnęłam chłopaka całej siły.
- JESTEŚ OBRZYDLIWY I OKROPNY! Nie wierzę, że to dla Ciebie robię!
- To uwierz. Wiedziałem, że oczaruje Cie urok…
- Rossiego? - dogryzła, bo wiedziałam, że blondyn nie lubi tego przezwiska.
- Nie mów tak! – krzyknął zdenerwowany chłopak.
- Czy łaskawie możesz się ruszyć? – zapytałam z udawanym taktem.
- Tsa… - odpowiedział krótko. – Ale ty wyjdź pierwsza.
- Nic z tego! – powiedziałam i wypchnęłam chłopaka przed siebie. Mam nadzieję, że Brandon się zgodzi i wszystko wróci do normy. Mam nadzieje, ze do tej lepszej normy z czasów, gdzie ja z Ross’em w ogóle nie gadaliśmy oprócz naszych korepetycji.


_________________________________________________________________________________

Myślicie, ze Jane uda się przekonać Brandona? I czy jest to dziecko Ross'a. I kiedy jego rodzina się dowie. I wreszcie! Myślicie, ze Ross kiedykolwiek pocałuje Jane w usta?
 Komentujcie ;)


piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 17

Chcę tylko uprzejmie powiedzieć, ze nie jestem maszyną do pisania i ze mam swoje życie i obowiązki, ale piszę tez dla was. Więc pamiętajcie, ze nie spędzam dnia na laptopie tylko po to by pisać next. Cieszę sie ze komuś się podobają moje wypociny, ale nie mogę dawać wam tych nextów! Ale no nic co ja mogę zrobić jak tylko zaprosić was na kolejny rozdział ;)



Ross od początku - tylko jak wszedł - miał podejrzanie radosną minę. Wiedziałam co mu właśnie przerwałam, mianowicie zabawy z klonem JJ, więc czemu się tak cieszył. No tak przecież za chwilę będzie mógł mnie poobrażać jak robił co przez cały dzisiejszy dzień. Byłam na to przygotowana, bo od razu po jego wejściu ostro go zmierzyłam. W końcu chciałam pokazać kto tu rządzi. Ale ty nie rządzisz! Zamknij się sumienie! Jeszcze przez te miary staniesz się taka jak on. Wiesz zanim stanę się taka jak on to najpierw musiałabym zażyć długich lat praktyki z ironii, chamstwa i co najważniejsze z dość erotycznych zabaw. Ale przecież ty… Nie zaczynaj tematu. Skończyłam gadać ze swoim sumieniem i zwróciłam się do Ross’a:
- Czemu się tak głupio uśmiechasz?
- Bo miałem dziś dobry dzień – powiedział z uśmiechem co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, a nawet zaniepokoiło.
- No dobra, to może wejdziemy do klasy? – zapytałam i już chciałam złapać za klamkę, ale Ross dotknął jej pierwszy. – Czy to jakaś kolejna głupia zabawa? – zapytałam, ponieważ miałam dość tej gry  w podchody.
- Nie, po prostu byłem dziś dla Ciebie taki chamski, teraz jestem w dobrym nastroju, więc Ci to rekompensuje. – powiedział, otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. W co on pogrywa?

Ross usiadł w ławce. Krzesła mi nie odsunął, ponieważ to by wydało się już zbyt podejrzane.
- No dobra czyli dzisiaj… może matma? – zapytałam.
- Może być! – powiedział podekscytowanym głosem.
- Okej… - powiedziałam już lekko zakłopotana.

Otworzyliśmy książki na temacie i zaczęłam tłumaczyć zadanie. Wyglądał jakby naprawdę słuchał. Minęło już pół godziny, a on ani razu mnie nie obraził? Powoli zaczęłam się denerwować. Nie chodziło mi o to, ze mnie nie obraza, ani że mnie nie rozbiera, tylko to co się za tym wszystkim kryje.
- Dobra, może chwila przerwy? – zapytał Ross. Zgodziłam się, ponieważ ja też miałam już trochę dosyć. Po chwili nogi Ross’a powędrowały na górę i osadziły się na ławce. No tak wrócił prawdziwy Bad Boy.
- Słuchaj… - zaczął spokojnym głosem.
- Wiedziałam. Nie umiesz być miły tak bez powodu. Czego chcesz?
- Byłem miły, bo miałem dość fajną zabawę z yyy…
- Ona ma na imię Lara.
- Skąd wiesz?
- Przecież chodzi z nami do klasy!
- Serio? Nawet nie zauważyłem.
- Bo patrzysz się tylko na cycki i tyłki. Polubiłeś kiedyś dziewczynę za osobowość, charakter?
- Um… Nie. A ty niby kogoś polubiła za charakter?
- Na pewno nie Ciebie! Tak polubiłam kogoś. Brandona. Wiesz kiedyś nie był tak przystojny… teraz za to jest przystojny i ma paskudny charakter.

- Gdzie go poznałaś? – zapytał Ross z zaciekawieniem.
- Naprawdę Cię to interesuje? – zapytałam.
- Tak szczerze to tak. Tak długo już odwlekałaś tą rozmowę, ze człowiek nabiera ciekawości.
- No dobra. Poznałam go na obozie ratowniczym. To znaczy ja byłam ratownikiem i on. Był trochę takim nerdem, ale wciąż był nawet dość przystojny, jednak nie w moim guście. Generalnie to uczyliśmy się tam kursu ratowniczego, ale nigdy specjalnie ze sobą nie gadaliśmy. Aż do czasu, kiedy mieliśmy pilnować ludzi na plaży. Codziennie wysyłali jakąś dwójkę na plaże i wypadło akurat na nas. Gdy już siedzieliśmy na tych krzesłach i wypatrywaliśmy ludzi czy się nie topią, zaczęliśmy sobie gadać. Okazało się, ze ma tak świetna osobowość, ze aż mnie zatkało. Potem zaczęliśmy sobie żartować. Nasze żarty przerodziły się w to, ze zaczęliśmy gonić się po całej plaży. Gdy się potknęłam i wpadłam do morza on pochylił się nade mną i mnie… pocałował. To było takie romantyczne. Później wywalili nas z obozu z powodu tego, ze nie sprawdziliśmy się na plaży. I tak zaczęliśmy się spotykać. Było dobrze do póki nie zginęła jego siostra. Wtedy się zmienił. Zaczął być taki jak ty… cham i bezuczuciowy palant. – dokończyłam krzycząc przez łzy. Wspomnienia zwłaszcza takie nigdy nie są łatwe.

- Co? Ja potrafię być romantyczny! – zaprzeczył Ross.
- Szczerze w to wątpię. Rozbierałeś mnie zamiast spokojnie pogadać…
- Bo pocałować się nie dawałaś!
- Mam dać się całować takiemu zbokowi i palantowi? Sorka, ale nie…
- A jakbym był romantykiem?
- Wtedy może bym się dała.
- Bum! – powiedział Ross i pstryknął palcami. Nagle wstał odgarnął mi włosy i zaczął zbliżać się do mojej twarzy. – Teraz jestem romantykiem!
- Chciałbyś! – powiedziałam i odepchnęłam chłopaka, ale on ani drgnął a jego twarz była coraz bliżej. Teraz chyba mu się oda. Już zaraz mnie pocałuje! Chwila! Jest jeszcze jedno wyjście!

Nagle jego usta dotknęły… mojego polika. Szybko odwróciła głowę w bok kiedy miało to nastąpić. Tak, jest! Nigdy nie dam mu się pocałować!
- Ejj! – krzyknął blondyn obrażony. – Sprytna jesteś! Ale przecież byłem romantyczny!
- Taa… jasne. – powiedziałam z ironią.
- Według mnie spontaniczne pocałunki są romantyczne.
- Co ty możesz wiedzieć o romantyce?
- Jakoś najpierw trzeba przekonać laski na czułe słówka i inne bzdety. A potem robią wszystko co chcę.
- Taa…
- No nieważne. Mów co się stało po wypadku siostry.
- No więc… zaczął być taki jak ty. To nie był ten sam człowiek. Po prostu oszalał po jej śmierci. Tak bardzo ją kochał. Nie mógł się pozbierać i zaczął mnie… mnie… no wiesz traktował jak księżniczkę. – szybko wymyśliłam coś na poczekaniu. Nie mogłam powiedzieć, że mnie wykorzystywał jak mu się podobało. Dawałam mu się tylko dlatego, ze kiedyś wyratował mnie z opresji. Tak wiem, że zachowywałam się jak puszczalska zdzira, ale to co on dla mnie wtedy zrobił było, no piękne. I była to ostatnia taka jego rzecz. Kiedyś może powiem komukolwiek co to był, ale nie teraz. Ciągnęłam kłamstwo dalej. – Po tym uroczym traktowaniu zaczął na mnie krzyczeć, a ja się coraz bardziej go bałam.
- Ale zaczął taki być po stracie siostry. Co znaczy, że wcale taki nie jest.
- Jest!
- Ale po stracie siostry. Więc może dałabyś mu szansę, wiesz pomogłabyś mu w tym ciężkim okresie, a by wrócił stary Brandon.
- Wow! - otworzyłam szeroko oczy.
- Co? – zapytał lekko zdziwiony.
- Nie wiedziałam, ze umiesz powiedzieć coś tak mądrego.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Na przykład długość mojego…
- Okej starczy! Widzę, że przebłyski mądrości masz tylko czasami.
- Jestem mądry, ale co zrobić jak laski lecą tylko na kaloryfer?
- Nie wszystkie!
- Masz racje. Tylko te dobre lecą na mięśnie. – powiedział i pokiwał głową, jakby sam sobie przyznawał rację.

- Mniejsza z tym. Może masz rację? Może spróbuję dać mu drugą szansę.


Nagle zabrzmiał dzwonek i razem z Ross’em wyszliśmy z sali. Zdecydowałam, że dam Brandonowi jeszcze jedną szansę. Byłam też pewna, ze Ross zrobił to specjalnie. Te jego głupie uśmieszki i przebłyski mądrości, chyba podziałały. Wiem jednak, ze nie robił tego dla mnie. Zapewne myśli, że jak uda mi się pogodzić z Brandowem to przekonam go o te testy. Być może, ale niech nie myśli, ze tego nie zauważyłam. Głupia nie jestem. Ale spróbuje. Nie zrobię tego  dla siebie, ani tym bardziej dla Ross’a. Blondyn z jednym miał rację. To przez ten wypadek taki się stał. Więc czemu mam mu nie pomóc? Żebym tylko tego nie pożałowała!

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 16



Oczami Ross’a
Wyszedłem ze szkoły w nieziemskim nastroju. A dlaczego? 
Po pierwsze właśnie idę na spotkanie z niezłą laską i do tego wygląda jak jedna z tych, którą już zaliczyłem, więc mam nadzieje, ze ta też okaże się dobra jak JJ. Ahh, pamiętam kiedy w końcu wpadła w moje sidła. Po skończonej robocie z JJ jak to ja zająłem się inną. Nie będę ukrywał, że to co robię jest trochę nieuczciwe, ale te laski się nie szanują, więc jak ja mam je szanować? Jedyną dziewczyną, która nie chce mi się oddać jest Jane. Ona mnie strasznie tym podnieca, ale dzięki temu, ze jest właściwie na końcu mojej listy popularnych to trochę uspokaja mój popęd. 
Gdyby była taka popularna jak ja, albo chociaż trochę lubiana w naszej szkole nie wytrzymałbym się na nią rzucił. 

Po drugie: dostałem pięć z tego popapranego przedmiotu i napisałem cały test z chemii. Jeśli dobrze pójdzie to może jednak zdam w co nie wątpię, ponieważ jestem po prostu boski. 

Po trzecie: ta idiotka, mówię tu o Jane oczywiście, łapie się na każde miłe i słodkie słówka rzucane z mojej strony. Wystarczy, ze raz na jakiś czas nie powiem jej nic okropnego i już pada mi do stóp. Gdyby jeszcze zgodziła się ugasić moje pragnienie. Ale spokojnie ja wiem, ze w końcu postawię na swoim. Odda mi się szybciej niż skończy się ten rok. 

Po czwarte: nadal zgadza się mnie uczyć! Ja nie wiem jak bardzo ta laska jest zdesperowana, żeby po takich obelgach nadal chcieć kogoś uczyć? 

Po piąte: dziś w kozie dokonam dwóch lub może trzech rzeczy. Jane w końcu da mi spróbować swoich ust. Cholera! Trzy próby wepchnięcia jej mojego języka do ust na nic. Zawsze coś nam przeszkadzało. Oczywiście ona mi się nie podoba! To byłoby głupie, żeby jakaś szara myszka mi się spodobała. Nie, nie, nie! Teraz mam tą… no jak ona miała na imię? No tego klona JJ. Drugą rzeczą będzie dowiedzenie się co takiego zrobił jej ten Brandon. Nie obchodzi mnie to za bardzo, ale nie lubię żyć w niepewności. A jeśli już mówię o niepewności - to ten koleś jest mi potrzebny, by iść na te badania na ojcostwo i właśnie trzecią rzeczą jaką planuje zrobić będzie przekonanie Jane by namówiła go na to. Nie wiem jak ona to robi. Co odrabia mu lekcje przez tydzień? No, bo chyba nie mówimy tutaj o… Nie na pewno nie o tym! To jest przecież dziewica. Przynajmniej tak myślę.

Doszedłem do domu blondynki, gdzie byłem z nią umówiony. Otworzyły się drzwi i ujrzałem , ze dziewczyna ma na sobie męską koszulkę i szorty od piżamy. Wyglądała trochę jak Jane. Zniesmaczyło mnie to.
- Hej Ross! – rzuciła śmiało dziewczyna.
- Hej! Yyy…
- Lara…
- No tak Lara, przepraszam zamyśliłem się. – powiedziałem i jak zwykle zarzuciłem moim ulubionym tekstem. – Rodzice w domu.
- Tak, ale wychodzą za 5 minut. Więc wejdź.
Wszedłem do domu blondynki. Przywitałem się z jej rodzicami. Oczywiście musiałem poudawać wzorowego dżentelmena, ale ona taka święta też nie była. Robiła słodkie oczka do swojego tatusia i była przemiła dla mamusi… Ble…, ale nie ma się co dziwić ja przed rodzicami robię tak samo.

- To pa kochanie! Do widzenia Ross miło było Cię poznać. Na stole macie kanapki! – krzyknęła jej mama.
- Oczywiście na razie! Będę tęsknić! – krzyknęła przesłodzonym głosem blondynka. Drzwi się zamknęły. Spojrzałem na Larę. Jej wyraz twarzy od razu się zmienił. Z uroczej dziewczynki w seksowną laskę.
- Urgh nareszcie! – krzyknęła dziewczyna po czym popchnęła mnie na kanapę. Uhh, wiedziałem, że jest ostra, ale nie że taka szybka. Przygryzłem wargę. Dziewczyna zaczęła ściągać koszulkę i pod nią miała dla mnie niespodziankę. Czerwony koronkowy gorset, a gdy ściągnęła spodenki pasujące do tego stringi. Czułem, że mój kolega jest już nabuzowany, ale czekałem co jeszcze przygotowała. Nagle dziewczyna usiadła na mnie okrakiem i zaczęła mnie całować. Po chwili jednak zeszłą ze mnie i pociągnęła mnie za sobą.
- Gdzie się tak śpieszysz? Myślałem, że dziewczyny lubią gry wstępne.
- Tak, ale mam coś lepszego. – powiedziała i ciągnęła mnie po domu. Był ona naprawdę duży, więc zauważyłem, że kasy jej nie brakowało. Doszliśmy do jakiś drzwi. Dziewczyna kazała mi zaczekać, więc trochę się zniecierpliwiłem, ale jakoś to przebolałem, kiedy znów otworzyła drzwi.
- Wchodź.

Wszedłem do sali i spotkał mnie ostatni widok jakiego się spodziewałem. W pokoju było pełno rur do tańca.
- YYY… - trochę się zmieszałem.
- Wiesz trenuje takie tańce zawodowo razem z mamą. To trzeba wiele treningów, ale to nie znaczy, ze nie umiem tańczyć tak jak sobie zażyczysz. – powiedział i zaciągnęła mnie na fotel. Po chwili zaczęła wykonywać na rurze takie ruchy, ze aż wbiło mnie w fotel. Po tańcu dziewczyny mój kolega był już w pełnym wzwodzie. Dziewczyna chyba to zauważyła, bo weszła na mnie i powoli zaczęła mi ściągać koszulkę. Zacząłem całować ją po całym dekolcie.

Nagle zabawę przerwał nam telefon. Dziewczyna wyglądała na oburzoną kiedy odebrałem. To była Jane.
- Halo? – zapytałem przeciągającym się głosem, ponieważ byłem jeszcze w ekstazie.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale odbywasz swoją karę za 5 minut. - powiedział jakby oglądała nasz przez okno.

Cholera! No tak. Normalnie nie przejąłbym się tym, ale miałem na celu zmusić Jane do nakłonienia tego blondyna do tych testów, więc nie mogłem się spóźnić. Skłamałem dziewczynie, ze coś stało się mojemu bratu i muszę do niego jechać. Na szczęście uwierzyła, bo inaczej nici z kolejnej zabawy. Szybko wyszedłem z jej domu i udałem się do szkoły. Spóźniłem się tylko 3 minuty, więc chyba nie tak źle. Chciałem wymyślić jakieś szybkie kłamstwo, ale Jane na wejściu zmierzyła mnie wzrokiem, po którym zawsze przechodziły mnie niemiłe ciarki. To był wzrok typu „wiem co przed chwilą robiłeś, więc nie wymyślaj”. Teraz przyszła czas na największą rolę mojego życia! Udawanie miłego, porządnego i skupionego dżentelmena. To będzie dość trudne. Dość? Chyba się przeliczyłem. To będzie cholernie trudne zadanie, trudniejsze niż pocałowanie tej zakonnicy.

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 15

Macie tutaj dość nieciekawy rozdział, ale co poradzę. Zacznie się dopiero... tak właściwie to nie wiem kiedy zacznie sie dziac ;)


Tak, więc jak wspomniałam dzień, który źle się zaczął nie mógł się dobrze skończyć. Wyszłam z lekcji chemii okropnie wściekła i do tego obolała z powodu upadku. Podeszłam do szafki i otworzyłam ją w celu wyciągnięcia książek. Nagle zauważyłam, że stoi koło mnie JJ.

- Udzielasz korków Rossowi? Od kiedy? Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Od początku roku. I błagam nie męcz mnie. Mam naprawdę zły dzień.
- Test Ci nie poszedł?
- Mi? Test nie poszedł? Przestań tak żartować. Nie… Chodzi o to, że teraz muszę z tym debilem siedzieć po lekcjach.
- Przecież nie musisz. Sam niech sobie radzi. – powiedziała i poszła przywitać się ze jedną ze swoich koleżanek. Nagle to do mnie dotarło. Przecież ja nie jest do niczego zmuszona. JJ ma racje. To jego sprawa czy zda czy nie zda. Jeszcze do tego po tym co dziś do mnie mówił, w ogóle powinnam się do niego nie odzywać. W sumie to nic nowego, bo w szkole gadałam z nim tylko na matmie i tylko wtedy kiedy chciał odpisać zadania, na co ja oczywiście się nie zgadzałam. 
Nadal jednak zastanawiałam się dlaczego dzisiaj tak na mnie naskakuje. Nic mu wielkiego nie zrobiłam. To raczej ja powinnam tak naskakiwać na niego!
Wyciągnęłam z szafki angielski i udałam się na lekcje. Usiadłam w mojej stałej trzeciej ławce zaraz obok dziewczyny, z którą siedziałam tam przez ponad rok, a nadal jakoś nie mogę zapamiętać jej imienia. Trochę jak Ross… Co ja wygaduję? W życiu nie będę się do niego porównywać. Jeszcze tak nisko nie upadłam!

Zaczęła się lekcja. Dzisiaj mieliśmy idiomy. Angielski to nasz narodowy język i znamy go na wylot, a zajmujemy się takimi prościznami. No dobra może nie są znowu takie proste bo jest ich mnóstwo, ale nie trzeba tego przerabiać trzecią lekcje z rzędu.

- Kto teraz podejdzie do tablicy? – zapytała nauczycielka.
Kilka osób leniwie podniosło ręce równie ze mną. Pierwsza lekcja z idiomami nie była taka zła, ale kiedy musisz się uczyć tego po raz trzeci jest okropnie męczące.
- Wiecie, że zawsze zgłaszają się te same osoby i z powodu tego, ze jestem dobra zawsze biorę zgłoszonych. Chciałam to zmienić, ale wiecie co? Nie chce mi się dziś krzyczeć więc… Zack możesz podejść skoro tak mozolnie się zgłaszałeś może ten idiom Cię ożywi. Połącz i wyjaśni jak działa… - Zack podszedł do tablicy, a ja położyłam się na ławce. Byłam strasznie znudzona, a do tego zmęczona. Z mojej chwilowej drzemki wywarł mnie papierek rzucony w moją stronę. Wzięłam go do ręki i rozwinęłam.

„Uczysz mnie dziś w tej kozie i zero gadania! Karę mam przez godzinie czyli akurat czas trwanie naszych zajęć”

Spojrzałam się na blondyna, który uśmiechnął się do mnie kpiąco. Posłałam mu groźne spojrzenie po czym zaprzeczyłam porozumiewawczo głową. Nagle blondyn zgłosił się.
- Lynch! Znowu jakaś głupia uwaga?
- Po za tym, ze te idiomy są cholernie nudne? Tak, mam. Strasznie boli mnie głowa, więc idę do pielęgniarki.
- Ehh… idź.
- A może mnie ktoś odprowadzić?
- A co zemdlejesz?
- Nigdy nic nie wiadomo. Podobno w szkole mam się czuć bezpiecznie.
- No dobrze. Casterwill! Idź z nim!
- Co dlaczego ja? – zapytałam z oburzeniem. To wszystko było jakieś ustawione…
- Bo ty i tak wszystko rozumiesz. Nic nie stracisz z tej lekcji, więc błagam Cię idź go odprowadź…
Wstałam oburzona z miejsca i wyszłam z sali za blondynem.

- No, że musiała mi dać Ciebie. Wolę tą nową blondynkę. Ma lepsze cycki. No może nie, ale przynajmniej je pokazuje, nie tak jak ty… Ej czemu nic nie mówisz? Wiem, ze jak się idzie koło gwiazdy to można stracić język, ale my się chyba znamy… przynajmniej ty znasz mnie… wiesz jakbym ja znał Ciebie to byś chyba miała mokro w majtkach…
- OKEJ! STARCZY! Co ty się do mnie tak przyczepiłeś! Wczoraj chciałam Ci pomóc, a ty dziś zachowujesz się jak ostatni cham! Co Cię do cholery ugryzło?
- Zachowuję się tak jak zawsze, a ty nadal nie powiedziałaś mi kim jest ten Brandon i co on od Ciebie chce! Ja przynajmniej nie mam tajemnic.
- Owszem masz jedną, a nawet dwie… - powiedziałam. Ross chyba się domyślił o co mi chodzi, bo nagle spoważniał i zrobił się groźniejszy.
- Nie waż się nikomu powiedzieć!
- Wiesz, po tym jak dziś mnie traktowałeś mam głęboko gdzieś twoje tajemnice. Mało mnie obchodzi czy one wyjdą czy nie wyjdą na jaw.
- Czyli nie powiesz. – powiedział z satysfakcją.
- Skąd ta pewność? – zapytałam oburzona.
- Jesteś zbyt słaba i nieśmiała. A teraz powiedz mi o co chodzi z tym facetem!
- O patrz doszliśmy do pielęgniarki! Może następnym razem. – powiedziałam i szybko odeszłam od gabinetu. Ominęła mnie naprawdę ciężka rozmowa i to po raz kolejny.
- Ej, ale dziś widzimy się w kozie! – krzyknął kiedy odchodziłam.
- Chciałbyś! – krzyknęłam z sarkazmem i wróciłam do klasy na koleją lekcje o idiomach.

Reszta lekcji minęła spokojnie. Jedne były nudne inne ciekawe. Na sam koniec została matma. Ta nieszczęsna matma! Nie dlatego, ze jej nie lubiłam tylko dlatego, że siedziałam z Ross’em. Weszłam do klasy i zajęłam znienawidzone miejsce. Ross jak zwykle przyszedł spóźniony, więc nauczyciel wziął go do tablicy. Wiedziałam, że nie da sobie za grosz rady i przy jego numerze wyląduje kolejna nieszczęsna pała. Jednak dziś po raz kolejny zostałam zaskoczona. Ross zaczął rozwiązywać zadanie i szło mu całkiem nieźle. Co prawda zrobił je w 10 minut, a ja bym stała co najwyżej 2 minuty, ale w końcu je zrobił i do tego dobrze. 

Najdziwniej w tej sytuacji wyglądał nauczyciel. Kompletnie się nie spodziewał jak taki debil i nieuk może w jeden nieszczęsny tydzień wykonać dość trudne zadanie. W takim samym szoku była cała klasa łącznie ze mną, chociaż to ja go uczyłam i wiedziałam, że robi jakieś postępy, ale że nie aż takie. Nauczyciel po chwili się ocknął, a na twarzy Ross’a widniał głupawy uśmiech.
- Ekhem… no tak… bardzo dobrze panie Lynch. Pięć. – powiedział nauczyciel i niepewnie namalował piątkę przy wiecznie niedostatecznym nazwisku Lynch.
Ross zasiadł koło mnie i otworzył zeszyt by zapisać temat.
- Co się tak patrzysz? – zapytał niepewnie blondyn, ponieważ wpatrywałam się w niego od dłuższego czasu. Po jego słowach ocknęłam się.
- Nic, nic…
- Słuchaj… - zaczął niepewnie. – Skoro tak dobrze mi poszło, to pouczysz mnie dzisiaj.
- Myślisz, że tym że rozwiązałeś zadanie zrobiłeś na mnie wrażenie?
- Tak. Widziałam jak Ci kopara opada.
- Nic z tego. Musisz sobie radzić sam.
Resztę lekcji przesiedzieliśmy w milczeniu. Co prawda Ross czasami wspominał o tym jak fajnie by było gdybym dała mu jeszcze jedną lekcje. Po chwili zabrzmiał dzwonek. Chciałam wyjść z sali, ale Ross złapał mnie za łokieć.
- Więc? Nie każ mi długo czekać, bo mam randkę z klonem JJ.
- Też to zauważyłeś? I od kiedy nazywasz ją JJ?
- Trudno nie zauważyć. Nazywam ją tak odkąd spotykam się z tobą, to znaczy wiesz… od czasu korepetycji. Więc?
- Dobra, dobra. Przyjdę do tej kozy! Kiedy odbywasz swoją karę?
- Za 2 godziny.

- Dobra, przyjdę… - powiedziałam zrezygnowanym tonem. Mam nadzieję, że przynajmniej w kozie będzie potrafił się skupić…

Rozdział 14



- No to świetnie! Dzwoń po niego
- Halo! Nie tak szybko, kasanowo!
- Co jest? Dajesz propozycję - ja ją biorę. To chyba jasne?
- To nie była propozycja a sugestia!
- A to nie to samo? Nie ważne dzwoń po niego!
- Chodzi mi o to, ze ty masz sobie go poprosić! Ja… ja nie chcę!
- Przecież on się nie zgodzi. Ty to musisz zrobić!
- Nic nie muszę! – powiedziałam i skierowałam się w stronę schodów.
- Halo! Gdzie ty idziesz? Wracaj tu i dzwoń po tego swojego typa.
- Idę po książki! I tak nic się dziś nie pouczymy, więc nie będę marnować twojego jak wielce ważnego czasu. – weszłam do pokoju. Zgarnęłam książki do torby i wyszłam z domu. Po chwili jednak się wróciłam.

 – Jakbyś się zastanowił to jak chcesz tu masz numer do niego. Błagaj go by się zgodził. Cześć! – położyłam mu karteczkę z numerem w miejscu gdzie poprzednio stał wazon i ponownie opuściłam dom.
 Szłam sobie ulicą, a w mojej głowie jak zwykle było pełno myśli. Nie sądzę, ze Ross zadzwonił do Brandona. Nawet go o to nie podejrzewałam. A co będzie jak dowie się jego rodzina o ciąży. Jeśli jest ojcem, co oczywiście jest bardzo możliwe. Jego rodzice najprawdopodobniej wywalą go z domu, czego nie można powiedzieć o policji, która oskarży go o gwałt tak jak to zagroziła mu Jessica. Mój Boże tak często myślę o problemach Ross’a, że zapominam o swoich. Ale ja nie mam problemów. Jeśli tylko Brandon nie będzie mnie nachodził to osobiście żadnych problemów nie mam. To dlaczego jestem taka smutna? Może za bardzo przejmuję się problemami tego fagasa. Może w jakimś dziwnym i niezrozumiałym sensie gdzieś tam głęboko go polubiłam. Wierzę, że nie jest złym człowiekiem na jakiego się kreuje. Jane! Co ty mówisz? On na nikogo się nie kreuje. Zawsze był zboczonym i seksistowskim palantem, który myśli tylko o sobie. No, nie zawsze. A niby kiedy nie był? Wiesz, nie był wtedy, kiedy obronił Cię przed Brandonem. Przytulił Cię i w ogóle. Tak, ale potem próbował mnie rozebrać w moim pokoju. O albo wtedy kiedy oddał Ci swoją bluzkę na plaży. Bo wylał na mnie litr wódki! Dobra, dobra wygrałaś! Jest okropny, ale czasami potrafi się zachować. Tak… czasami…

Doszłam do mojego domu i pierwsze co zrobiłam to zdjęłam te okropne buty. Nogi mi od nich puchły. Później poszłam do pokoju i zdjęłam te skąpe ciuchy. Znowu znalazły się tam gdzie powinny być, czyli pod moim łóżkiem. Teraz postanowiłam zająć się sobą i nauką, ponieważ zauważyłam, że przez Ross’a w ten weekend nie zrobiłam kompletnie nic. Zanim się obejrzałam była 22, więc postanowiłam iść się umyć i spać.
Wstałam jak zwykle o 7, ponieważ lekcje mam na 9, a szkołę niedaleko, wiec nie miałam się gdzie śpieszyć. Podeszłam do szafy i ubrałam mój stały zestaw. Męska koszulka, czarne spodnie i moje ukochane conversy. Dziś postanowiłam, że nie zwiąże włosów jak to przywykłam robić. Mam nadzieję, ze to Ross tak na mnie nie zadziałał, że teraz zmienię swój styl na jak on to mówi z „babo-chłopa” na „sexowny”. Zeszłam na dół zjadałam śniadanie i wróciłam na górę by spakować książki. Zanim się obejrzałam byłam już pod szkołą.

Weszłam na korytarz. Nic się nie zmieniło. Co miało się zmienić przez weekend? Zaczęłam szukać wzrokiem JJ, by w końcu odzyskać od niej mój zeszyt. Moje oczy natrafiły na Ross’a, który zarywał do jakieś blondynki. No tak Jessica. Ale chwila… przecież on się z nią pokłócił i nie sądzę, że w czasie ciąży ona chce się tutaj w ogóle pokazywać. I tak często wagarowała, więc to czy była czy nie - nie robiło większej różnicy. No więc Ross wrócił do swojego żywiołu. Z Jessicą skończone, więc można zając się nową. Ową dziewczyną była… JJ??? Tak wiem, ze JJ jest szatynką, ale ta dziewczyna wyglądała jak ona.

- Hej co tam? – usłyszałam za sobą głos. Spojrzałam się za plecy.
- JJ? Ale przecież… czy ty też zauważyłaś że tamta…
- Że tamta dziewczyna wygląda jak ja? Jasne, ze zauważyłam. Tylko, ze ma blond włosy. Na szczęście. Ale to ciekawe, że jakaś laska tak szybko wpadła w sidła Ross’a. Ja nigdy bym mu się nie dała. – powiedziała. Tak, gdyby tylko wiedziała, ze wiem co robiła z Ross’em co jest dokładnie opisane w jego czarnym notesie. – A właśnie! Masz twój zeszyt. – oddała mi go i poszła w stronę sali od chemii.

Chwile jeszcze patrzyłam na blondyna i jego „nową zdobycz”. Kiedy blondyn zauważył, ze się im przyglądam posłał mi spojrzenie typu „co się gapisz” i dalej zajmował się swoją partnerką. Ja mu się nie dałam i ostro zmierzyłam tą całą dwójkę. Dziewczyna co to zauważyła Szepnęła coś Ross’owi do ucha. Po chwili blondyn spojrzał na mnie i krzyknął.
- Czego się lampisz? Zazdrościsz jej? Masz szczęście, ze możesz sobie na mnie popatrzeć! – krzyknął a cała świta, która obok nich stała ryknęła głośnym śmiechem. – No patrzcie na nią. Ni to dziewczyna, ni to chłopak. To co to jest? – banda ‘idiotów’ ponownie się zaśmiała.

Widzisz moje kochane sumienie jaki właśnie jest Ross. Nie rozumiem czemu tak postąpił. On nigdy dla mnie tak nie był. Przynajmniej nigdy nie był taki ostry. Stałam jak wryta, ale wiedziałam, ze jeśli się szybko nie ruszę to zostanę obrzucona kolejną falą obelg przez tego patafiana. Moje nogi w końcu mnie posłuchały i ruszyły się do sali. Usiadłam w ławce obok JJ, która się do mnie uśmiechnęła. Jej uśmiech sprawił, że poczułam się trochę lepiej. Ostatni i jak zwykle spóźniony do sali wszedł Ross. Kiedy poszedł do swojej ławki ‘przypadkowo’ zrzucił mi książki. Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem i schyliłam się po nie.
Nauczyciel rozdał nam testy, który był jak zwykle prosty przynajmniej dla mnie. Kiedy skończyłam i odłożyłam kartkę na biurko nauczyciela, spojrzałam się triumfalnie na Ross’a. Biedaczek pewnie siedzi i myśli jak by tu ściągnąć, albo przynajmniej jak przetrwać do następnej klasy. To co zobaczyłam jednak totalnie mnie zamurowało. Ross właśnie wstawał z ławki z wypełnionym testem. Spojrzał się na mnie irytującym wyrazem twarzy typu „coś nie tak?” i odłożył kartkę na biurko zaraz koło mojej. Jeśli ja byłam zdziwiona to co dopiero nauczyciel. Widziałam jak go zmierzył. Pewnie chciał sprawdzić czy nie ma żadnych ściąg, ale niczego podejrzanego nie dostrzegł. Ross wrócił do ławki przy okazji mnie szturchając. Niestety szturchnął mnie dość mocno bym potknęła się o własne nogi. Upadłam, ale o dziwo nikt się nie zaśmiał oprócz oczywiście Ross’a.
- Lynch? Co to ma znaczyć?
- Co? Ja jej nic nie zrobiłem!
- Nie wcale, sama się wywaliłam!
- No wiesz patrząc na Ciebie to bardzo możliwe. – dogryzł.
- Dobra, koniec tego Lynch. Nie chce mi się wysyłać Ciebie do dyrektora, bo to nie skutkuje. Rodzice pewnie też nic nie pomogą, ale za to miesiąc w kozie tak! – powiedział nauczyciel triumfalnym tonem.
- Ale ja mam korepetycje!
- To twoja korepetytorka spędzi je miło razem z tobą w kozie. – dodał. Na serio? Przypuszczam, że mój nauczyciel nic nie wiedział o tym, ze ja udzielam korków Ross’owi.
- To świetnie się składa. Do zobaczenia dzisiaj w kozie Casterwill. – powiedział patrząc na mnie z satysfakcją, jakby ta koza była karą dla mnie, a nie dla niego. Spojrzałam się z politowaniem na nauczyciela, który wyglądał jakby go właśnie wyrwano ze snu.
- Casterwill. To ty mu udzielasz korepetycji? – zapytał zmieszany.

- Tak i dziękuję panu bardzo. – powiedziałam po czym usiadłam obrażona w ławce czekając na koniec źle zaczynającego się dnia.