środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 14



- No to świetnie! Dzwoń po niego
- Halo! Nie tak szybko, kasanowo!
- Co jest? Dajesz propozycję - ja ją biorę. To chyba jasne?
- To nie była propozycja a sugestia!
- A to nie to samo? Nie ważne dzwoń po niego!
- Chodzi mi o to, ze ty masz sobie go poprosić! Ja… ja nie chcę!
- Przecież on się nie zgodzi. Ty to musisz zrobić!
- Nic nie muszę! – powiedziałam i skierowałam się w stronę schodów.
- Halo! Gdzie ty idziesz? Wracaj tu i dzwoń po tego swojego typa.
- Idę po książki! I tak nic się dziś nie pouczymy, więc nie będę marnować twojego jak wielce ważnego czasu. – weszłam do pokoju. Zgarnęłam książki do torby i wyszłam z domu. Po chwili jednak się wróciłam.

 – Jakbyś się zastanowił to jak chcesz tu masz numer do niego. Błagaj go by się zgodził. Cześć! – położyłam mu karteczkę z numerem w miejscu gdzie poprzednio stał wazon i ponownie opuściłam dom.
 Szłam sobie ulicą, a w mojej głowie jak zwykle było pełno myśli. Nie sądzę, ze Ross zadzwonił do Brandona. Nawet go o to nie podejrzewałam. A co będzie jak dowie się jego rodzina o ciąży. Jeśli jest ojcem, co oczywiście jest bardzo możliwe. Jego rodzice najprawdopodobniej wywalą go z domu, czego nie można powiedzieć o policji, która oskarży go o gwałt tak jak to zagroziła mu Jessica. Mój Boże tak często myślę o problemach Ross’a, że zapominam o swoich. Ale ja nie mam problemów. Jeśli tylko Brandon nie będzie mnie nachodził to osobiście żadnych problemów nie mam. To dlaczego jestem taka smutna? Może za bardzo przejmuję się problemami tego fagasa. Może w jakimś dziwnym i niezrozumiałym sensie gdzieś tam głęboko go polubiłam. Wierzę, że nie jest złym człowiekiem na jakiego się kreuje. Jane! Co ty mówisz? On na nikogo się nie kreuje. Zawsze był zboczonym i seksistowskim palantem, który myśli tylko o sobie. No, nie zawsze. A niby kiedy nie był? Wiesz, nie był wtedy, kiedy obronił Cię przed Brandonem. Przytulił Cię i w ogóle. Tak, ale potem próbował mnie rozebrać w moim pokoju. O albo wtedy kiedy oddał Ci swoją bluzkę na plaży. Bo wylał na mnie litr wódki! Dobra, dobra wygrałaś! Jest okropny, ale czasami potrafi się zachować. Tak… czasami…

Doszłam do mojego domu i pierwsze co zrobiłam to zdjęłam te okropne buty. Nogi mi od nich puchły. Później poszłam do pokoju i zdjęłam te skąpe ciuchy. Znowu znalazły się tam gdzie powinny być, czyli pod moim łóżkiem. Teraz postanowiłam zająć się sobą i nauką, ponieważ zauważyłam, że przez Ross’a w ten weekend nie zrobiłam kompletnie nic. Zanim się obejrzałam była 22, więc postanowiłam iść się umyć i spać.
Wstałam jak zwykle o 7, ponieważ lekcje mam na 9, a szkołę niedaleko, wiec nie miałam się gdzie śpieszyć. Podeszłam do szafy i ubrałam mój stały zestaw. Męska koszulka, czarne spodnie i moje ukochane conversy. Dziś postanowiłam, że nie zwiąże włosów jak to przywykłam robić. Mam nadzieję, ze to Ross tak na mnie nie zadziałał, że teraz zmienię swój styl na jak on to mówi z „babo-chłopa” na „sexowny”. Zeszłam na dół zjadałam śniadanie i wróciłam na górę by spakować książki. Zanim się obejrzałam byłam już pod szkołą.

Weszłam na korytarz. Nic się nie zmieniło. Co miało się zmienić przez weekend? Zaczęłam szukać wzrokiem JJ, by w końcu odzyskać od niej mój zeszyt. Moje oczy natrafiły na Ross’a, który zarywał do jakieś blondynki. No tak Jessica. Ale chwila… przecież on się z nią pokłócił i nie sądzę, że w czasie ciąży ona chce się tutaj w ogóle pokazywać. I tak często wagarowała, więc to czy była czy nie - nie robiło większej różnicy. No więc Ross wrócił do swojego żywiołu. Z Jessicą skończone, więc można zając się nową. Ową dziewczyną była… JJ??? Tak wiem, ze JJ jest szatynką, ale ta dziewczyna wyglądała jak ona.

- Hej co tam? – usłyszałam za sobą głos. Spojrzałam się za plecy.
- JJ? Ale przecież… czy ty też zauważyłaś że tamta…
- Że tamta dziewczyna wygląda jak ja? Jasne, ze zauważyłam. Tylko, ze ma blond włosy. Na szczęście. Ale to ciekawe, że jakaś laska tak szybko wpadła w sidła Ross’a. Ja nigdy bym mu się nie dała. – powiedziała. Tak, gdyby tylko wiedziała, ze wiem co robiła z Ross’em co jest dokładnie opisane w jego czarnym notesie. – A właśnie! Masz twój zeszyt. – oddała mi go i poszła w stronę sali od chemii.

Chwile jeszcze patrzyłam na blondyna i jego „nową zdobycz”. Kiedy blondyn zauważył, ze się im przyglądam posłał mi spojrzenie typu „co się gapisz” i dalej zajmował się swoją partnerką. Ja mu się nie dałam i ostro zmierzyłam tą całą dwójkę. Dziewczyna co to zauważyła Szepnęła coś Ross’owi do ucha. Po chwili blondyn spojrzał na mnie i krzyknął.
- Czego się lampisz? Zazdrościsz jej? Masz szczęście, ze możesz sobie na mnie popatrzeć! – krzyknął a cała świta, która obok nich stała ryknęła głośnym śmiechem. – No patrzcie na nią. Ni to dziewczyna, ni to chłopak. To co to jest? – banda ‘idiotów’ ponownie się zaśmiała.

Widzisz moje kochane sumienie jaki właśnie jest Ross. Nie rozumiem czemu tak postąpił. On nigdy dla mnie tak nie był. Przynajmniej nigdy nie był taki ostry. Stałam jak wryta, ale wiedziałam, ze jeśli się szybko nie ruszę to zostanę obrzucona kolejną falą obelg przez tego patafiana. Moje nogi w końcu mnie posłuchały i ruszyły się do sali. Usiadłam w ławce obok JJ, która się do mnie uśmiechnęła. Jej uśmiech sprawił, że poczułam się trochę lepiej. Ostatni i jak zwykle spóźniony do sali wszedł Ross. Kiedy poszedł do swojej ławki ‘przypadkowo’ zrzucił mi książki. Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem i schyliłam się po nie.
Nauczyciel rozdał nam testy, który był jak zwykle prosty przynajmniej dla mnie. Kiedy skończyłam i odłożyłam kartkę na biurko nauczyciela, spojrzałam się triumfalnie na Ross’a. Biedaczek pewnie siedzi i myśli jak by tu ściągnąć, albo przynajmniej jak przetrwać do następnej klasy. To co zobaczyłam jednak totalnie mnie zamurowało. Ross właśnie wstawał z ławki z wypełnionym testem. Spojrzał się na mnie irytującym wyrazem twarzy typu „coś nie tak?” i odłożył kartkę na biurko zaraz koło mojej. Jeśli ja byłam zdziwiona to co dopiero nauczyciel. Widziałam jak go zmierzył. Pewnie chciał sprawdzić czy nie ma żadnych ściąg, ale niczego podejrzanego nie dostrzegł. Ross wrócił do ławki przy okazji mnie szturchając. Niestety szturchnął mnie dość mocno bym potknęła się o własne nogi. Upadłam, ale o dziwo nikt się nie zaśmiał oprócz oczywiście Ross’a.
- Lynch? Co to ma znaczyć?
- Co? Ja jej nic nie zrobiłem!
- Nie wcale, sama się wywaliłam!
- No wiesz patrząc na Ciebie to bardzo możliwe. – dogryzł.
- Dobra, koniec tego Lynch. Nie chce mi się wysyłać Ciebie do dyrektora, bo to nie skutkuje. Rodzice pewnie też nic nie pomogą, ale za to miesiąc w kozie tak! – powiedział nauczyciel triumfalnym tonem.
- Ale ja mam korepetycje!
- To twoja korepetytorka spędzi je miło razem z tobą w kozie. – dodał. Na serio? Przypuszczam, że mój nauczyciel nic nie wiedział o tym, ze ja udzielam korków Ross’owi.
- To świetnie się składa. Do zobaczenia dzisiaj w kozie Casterwill. – powiedział patrząc na mnie z satysfakcją, jakby ta koza była karą dla mnie, a nie dla niego. Spojrzałam się z politowaniem na nauczyciela, który wyglądał jakby go właśnie wyrwano ze snu.
- Casterwill. To ty mu udzielasz korepetycji? – zapytał zmieszany.

- Tak i dziękuję panu bardzo. – powiedziałam po czym usiadłam obrażona w ławce czekając na koniec źle zaczynającego się dnia.

6 komentarzy: