niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 10


Szłam z nim do jego domu. Było trochę chłodno, ale raczej żmudne były moje nadzieje, ze ten kasanowa da mi choćby rękaw od kurtki. I miałam racje. Przez całą drogę dogryzał mi słowami "zanim wybiegłaś z domu mogłaś wziąć swój ręcznik z kaloryfera, który tak kochasz". Jednak potem zobaczył, że już mnie to ani nie bawi, ani nie denerwuje, więc dał sobie spokój. W końcu podeszliśmy pod jego dom.

- Proszę damy przodem! – powiedział po czym się skłonił. Już chciałam przejść kiedy nagle Ross, przebiegł koło mnie. – Żartowałem!
- Haha! Nie śmieszne… - powiedziałam z irytacją.
Ross walił w drzwi krzycząc, że mają otwierać.
- Nie możesz po prostu zadzwonić?
- Chyba dawno się przekonałaś, ze ja odbiegam od zasad… - powiedział Ross, kiedy drzwi się otworzyły.
Tym razem otworzył jeszcze inny członek rodziny.
- Ross wreszcie… ooo! Kto to? – zapytał długowłosy brunet.
- To ten no… nie czekaj! Ja pamiętam! Jasmine!
- Jane! Cześć! – skierowałam rękę do jak przypuszczałam brata blondyna.
- Cześć… Rocky jestem. Ross po co ją przyprowadziłeś?
- Rodzice w domu?
- Nie…
- No widzisz na imprezę ja przyprowadziłem! Rodzice ją z domu wywalili!
- Nie prawda! Po prostu trochę się wkurzyłam, a wszystko przez… - chciałam już powiedzieć, ale Ross zasłonił mi usta ręką.
- Nie poskładała prania! – powiedział po czym wepchnął mnie do domu i szepnął na ucho. – Słuchaj moje rodzeństwo myśli, ze zawsze kiedy gdzieś idę to do biblioteki na korki, więc niech dalej sobie myślą, że jestem aniołkiem…
- A co będę z tego miała?
- Wiesz co mogę Ci zaoferować, ja i mój dolny kolega, chętnie się tobą zaopiekujemy.
- Wiesz, chyba jednak zadowolę się nazywaniem Cię Rossy.
Ross już chciał coś powiedzieć, ale weszłam do salonu. Rocky przedstawił mi Rydel i Riker’a, których już kiedyś poznałam oraz jakiegoś szatyna z grzywką o imieniu Ellington, który okazało się, że nie należy do rodziny. Nie ukrywam, ze nawet mi się on spodobał.

- No to co robimy? Może jakiś horror? – zapytał Riker.
- Nie, przecież Ross nie lubi…
Spojrzałam się na Ross’a z niedowierzeniem. Ten szpanujący swoim ciałem, nieustraszony i wiecznie pyszny bufon boi się zwykłych horrorów? No nie wierzę!
Ross spojrzał się na mnie ze strachem. Poznałam jedną, no w sumie drugą z tajemnic, jeślibym miała liczyć sex-notes.
- Nie, nie chcę filmów, znudzi nam się szybko… - powiedział Ellington. – Może, pogramy w butelkę? – zapytał.
- Mamy, tu tylko jedną dziewczynę, bo sorry, ale ja z wami całować się nie będę. – powiedziała Rydel do braci.
- Wiesz możemy dawać różne wyzwania. Rodziców nie ma więc możemy się zabawić. Pytanie tylko czy Jane tez chce? – zapytał Rocky, kierując twarz w moją stronę.
Całe rodzeństwo spojrzało na mnie. Co miałam powiedzieć? Nie chcę, przyszłam do waszego domu, bo tak kazał mi wasz brat? Poza tym nie chcę się całować z Ross’em, bo przed chwilą chciał mnie zgwałcić? Nie, nie szantaż zostawię sobie na kiedy indziej.
- Jasne.
- Dobra, to kręcisz pierwsza.
- Nie, proszę ja mam zawsze kiepskie pomysły na wyzwania.
- A myślisz, że my jakie? Ross zwykle zostaje w samych bokserkach smażąc naleśniki i recytując „Redutę Ordona”, wiec wiesz…
- No dobra… - usiadłam i zaczęłam kręcić butelką.
- Chwila… - powiedział Riker i pobiegł do kuchni. Po chwili wrócił z czystą wódką.
- Skąd to masz? – zapytałam.
- Z kuchni…
- Ale w Stanach alko jest dozwolone od 21 lat…
- No i co z tego? Jest piątek można zaszaleć! – krzyknął Riker i wziął łyka. – To tak na lepsze myślenie… - dodał po czym podał butelkę siostrze.
- Święte rodzeństwo co? – zapytałam z irytacją Ross’a.
- Myślałaś, że mówię prawdę? Uhh, chyba nadal mi zbyt ufasz… - stwierdził Ross po czym pociągnął ostro z butelki i podał ja do mojej ręki. – No pij dalej!

Wzięłam butelkę do ust i wypiłam kilka łyków. Po chwili zaczęła się zabawa. Kręciłam butelka pierwsza i wypadło na Rockiego, więc wymyśliłam, że musi wsypać sobie kostki lodu do bokserek i zatańczyć tango. Oczywiście alkohol, którego wypiliśmy trochę więcej niż parę łyków z jednej butelki - zaczął działać.
Po pół godzinie butelką kręciła Rydel. Wypadło na Ross’a.

- Rossy mój kochany bracie. Bierz swoją koleżankę na plażę i spędźcie tam noc. Oczywiście macie tylko tam spać, żeby wiecie… nic wam nie przyszło do głowy.
Z powodu promili, które krążyły po naszych żyłach Ross, bez żadnych „ale” wstał, wziął mnie na ramiona i wyszliśmy z domu. Ross wziął tylko parę koców i karimatę. Niósł mnie tak przez całe miasteczko Littletown, aż w końcu doszliśmy na plażę.
- Postaw mnie już! Hahha! Postaw!
- O nie! Kazała nam spędzić noc razem!
- Mamy tylko tu spać!
- Ty rozumiesz po swojemu ja po swojemu. Mnie nie można ufać! – powiedział Ross po czym ściągnął mi bluzkę. Na szczęście jakoś jeszcze dałam radę i uciekłam do wody. Ross szybko mnie dopadł i teraz ja leżałam na piasku, a on będąc nade mną podpierał się rękami. Delikatnie zaczął zbliżać się do mojej twarzy. Już był tylko parę centymetrów, milimetrów, mikromilimetrów…, ale ja się nie dałam, szybko odepchnęłam chłopaka i uciekłam dalej. Nagle zauważyłam, że Ross mnie nie goni. Zobaczyłam, że rozmawia z kimś przez telefon. Po chwili upadł na piasek. Podbiegłam do niego ze śmiechem.
- Co Rossy? Słaba główka?
Ale Ross się nie śmiał tylko zakrywał twarz. Podeszłam do niego. Nawet usiadłam na nim okrakiem. Powoli zdjęłam mu koszulkę. Nie wiedziałam co robię. Ale nagle Ross zrzucił mnie ze swojego ciała. Wylądowałam na mokrym piasku.
- Hej co się stało? Nie tego chciałeś?
- Jessica dzwoniła…
- No i co z tego! Teraz ja tu jestem. – powiedziałam kompletnie pijanym głosem.
- Powiedziała, że guma którą wyrzuciłem do kosza była pęknięta. Podejrzewa, że jest w ciąży.
Zamurowało mnie, ale z powodu nietrzeźwości paplałam trzy po trzy.

- No w końcu się doigrałeś! Dziewczyna to nie erotyczna zabawka.
- Słuchaj musisz mi pomóc!
- Ja?! Niby jak?
- No musisz powiedzieć, że wtedy byłem z tobą na korkach…Takie wiesz, alibi.
- Kretynie jest takie coś jak test na ojcostwo.
- Zrobię co chcesz! Proszę…
Ross prosił jeszcze długo, ale co ja mogłam zrobić po pijanemu? Nagle zwymiotowałam na piasek, po czym udałam się w stronę koców, rozłożyłam je na piasku i poszłam spać.
- Jane…
- Zostaw mnie w spokoju! Nie wiesz czy jest w tej ciąży czy nie. Daj mi wytrzeźwieć. Pogadamy jutro! Teraz śpij! – powiedziałam. Ross położył się koło mnie i mocno mnie do siebie przycisnął. – Nie koło mnie!!! Odwal się zboczeńcu!
- Proszę! Chociaż to dla mnie zrób…
- Czyli co?
- I tak mieliśmy spać koło siebie, a nawet ze sobą…
- Rób co chcesz! Tylko… spij już! – powiedziałam i odwróciłam się w stronę morza. Czułam jak Ross masuje mnie po tyłku i udach, jednak nie miałam ochoty protestować. I tak wiem, że nic mi nie zrobi. Zbyt się wkopał chłopaczyna.  Przez tą noc nie będzie myślał już o niczym innym niż Jessica.

_________________________________________________________________________________

Taka mała komplikacja moi drodzy ;)


3 komentarze:

  1. OMG! Teraz to mnie całkiem zaszokowałaś :o Kompletnie się tego nie spodziewałam! A rozdział jak zawsze niesamowity! Naprawdę fajnie piszesz ;) Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wierze no ! OMG ! *o* ale zakręciłaś hehe ;3 super! Czekam na next szybko! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Roździał bomba dawaj szybko nexta!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń