środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 15

Macie tutaj dość nieciekawy rozdział, ale co poradzę. Zacznie się dopiero... tak właściwie to nie wiem kiedy zacznie sie dziac ;)


Tak, więc jak wspomniałam dzień, który źle się zaczął nie mógł się dobrze skończyć. Wyszłam z lekcji chemii okropnie wściekła i do tego obolała z powodu upadku. Podeszłam do szafki i otworzyłam ją w celu wyciągnięcia książek. Nagle zauważyłam, że stoi koło mnie JJ.

- Udzielasz korków Rossowi? Od kiedy? Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Od początku roku. I błagam nie męcz mnie. Mam naprawdę zły dzień.
- Test Ci nie poszedł?
- Mi? Test nie poszedł? Przestań tak żartować. Nie… Chodzi o to, że teraz muszę z tym debilem siedzieć po lekcjach.
- Przecież nie musisz. Sam niech sobie radzi. – powiedziała i poszła przywitać się ze jedną ze swoich koleżanek. Nagle to do mnie dotarło. Przecież ja nie jest do niczego zmuszona. JJ ma racje. To jego sprawa czy zda czy nie zda. Jeszcze do tego po tym co dziś do mnie mówił, w ogóle powinnam się do niego nie odzywać. W sumie to nic nowego, bo w szkole gadałam z nim tylko na matmie i tylko wtedy kiedy chciał odpisać zadania, na co ja oczywiście się nie zgadzałam. 
Nadal jednak zastanawiałam się dlaczego dzisiaj tak na mnie naskakuje. Nic mu wielkiego nie zrobiłam. To raczej ja powinnam tak naskakiwać na niego!
Wyciągnęłam z szafki angielski i udałam się na lekcje. Usiadłam w mojej stałej trzeciej ławce zaraz obok dziewczyny, z którą siedziałam tam przez ponad rok, a nadal jakoś nie mogę zapamiętać jej imienia. Trochę jak Ross… Co ja wygaduję? W życiu nie będę się do niego porównywać. Jeszcze tak nisko nie upadłam!

Zaczęła się lekcja. Dzisiaj mieliśmy idiomy. Angielski to nasz narodowy język i znamy go na wylot, a zajmujemy się takimi prościznami. No dobra może nie są znowu takie proste bo jest ich mnóstwo, ale nie trzeba tego przerabiać trzecią lekcje z rzędu.

- Kto teraz podejdzie do tablicy? – zapytała nauczycielka.
Kilka osób leniwie podniosło ręce równie ze mną. Pierwsza lekcja z idiomami nie była taka zła, ale kiedy musisz się uczyć tego po raz trzeci jest okropnie męczące.
- Wiecie, że zawsze zgłaszają się te same osoby i z powodu tego, ze jestem dobra zawsze biorę zgłoszonych. Chciałam to zmienić, ale wiecie co? Nie chce mi się dziś krzyczeć więc… Zack możesz podejść skoro tak mozolnie się zgłaszałeś może ten idiom Cię ożywi. Połącz i wyjaśni jak działa… - Zack podszedł do tablicy, a ja położyłam się na ławce. Byłam strasznie znudzona, a do tego zmęczona. Z mojej chwilowej drzemki wywarł mnie papierek rzucony w moją stronę. Wzięłam go do ręki i rozwinęłam.

„Uczysz mnie dziś w tej kozie i zero gadania! Karę mam przez godzinie czyli akurat czas trwanie naszych zajęć”

Spojrzałam się na blondyna, który uśmiechnął się do mnie kpiąco. Posłałam mu groźne spojrzenie po czym zaprzeczyłam porozumiewawczo głową. Nagle blondyn zgłosił się.
- Lynch! Znowu jakaś głupia uwaga?
- Po za tym, ze te idiomy są cholernie nudne? Tak, mam. Strasznie boli mnie głowa, więc idę do pielęgniarki.
- Ehh… idź.
- A może mnie ktoś odprowadzić?
- A co zemdlejesz?
- Nigdy nic nie wiadomo. Podobno w szkole mam się czuć bezpiecznie.
- No dobrze. Casterwill! Idź z nim!
- Co dlaczego ja? – zapytałam z oburzeniem. To wszystko było jakieś ustawione…
- Bo ty i tak wszystko rozumiesz. Nic nie stracisz z tej lekcji, więc błagam Cię idź go odprowadź…
Wstałam oburzona z miejsca i wyszłam z sali za blondynem.

- No, że musiała mi dać Ciebie. Wolę tą nową blondynkę. Ma lepsze cycki. No może nie, ale przynajmniej je pokazuje, nie tak jak ty… Ej czemu nic nie mówisz? Wiem, ze jak się idzie koło gwiazdy to można stracić język, ale my się chyba znamy… przynajmniej ty znasz mnie… wiesz jakbym ja znał Ciebie to byś chyba miała mokro w majtkach…
- OKEJ! STARCZY! Co ty się do mnie tak przyczepiłeś! Wczoraj chciałam Ci pomóc, a ty dziś zachowujesz się jak ostatni cham! Co Cię do cholery ugryzło?
- Zachowuję się tak jak zawsze, a ty nadal nie powiedziałaś mi kim jest ten Brandon i co on od Ciebie chce! Ja przynajmniej nie mam tajemnic.
- Owszem masz jedną, a nawet dwie… - powiedziałam. Ross chyba się domyślił o co mi chodzi, bo nagle spoważniał i zrobił się groźniejszy.
- Nie waż się nikomu powiedzieć!
- Wiesz, po tym jak dziś mnie traktowałeś mam głęboko gdzieś twoje tajemnice. Mało mnie obchodzi czy one wyjdą czy nie wyjdą na jaw.
- Czyli nie powiesz. – powiedział z satysfakcją.
- Skąd ta pewność? – zapytałam oburzona.
- Jesteś zbyt słaba i nieśmiała. A teraz powiedz mi o co chodzi z tym facetem!
- O patrz doszliśmy do pielęgniarki! Może następnym razem. – powiedziałam i szybko odeszłam od gabinetu. Ominęła mnie naprawdę ciężka rozmowa i to po raz kolejny.
- Ej, ale dziś widzimy się w kozie! – krzyknął kiedy odchodziłam.
- Chciałbyś! – krzyknęłam z sarkazmem i wróciłam do klasy na koleją lekcje o idiomach.

Reszta lekcji minęła spokojnie. Jedne były nudne inne ciekawe. Na sam koniec została matma. Ta nieszczęsna matma! Nie dlatego, ze jej nie lubiłam tylko dlatego, że siedziałam z Ross’em. Weszłam do klasy i zajęłam znienawidzone miejsce. Ross jak zwykle przyszedł spóźniony, więc nauczyciel wziął go do tablicy. Wiedziałam, że nie da sobie za grosz rady i przy jego numerze wyląduje kolejna nieszczęsna pała. Jednak dziś po raz kolejny zostałam zaskoczona. Ross zaczął rozwiązywać zadanie i szło mu całkiem nieźle. Co prawda zrobił je w 10 minut, a ja bym stała co najwyżej 2 minuty, ale w końcu je zrobił i do tego dobrze. 

Najdziwniej w tej sytuacji wyglądał nauczyciel. Kompletnie się nie spodziewał jak taki debil i nieuk może w jeden nieszczęsny tydzień wykonać dość trudne zadanie. W takim samym szoku była cała klasa łącznie ze mną, chociaż to ja go uczyłam i wiedziałam, że robi jakieś postępy, ale że nie aż takie. Nauczyciel po chwili się ocknął, a na twarzy Ross’a widniał głupawy uśmiech.
- Ekhem… no tak… bardzo dobrze panie Lynch. Pięć. – powiedział nauczyciel i niepewnie namalował piątkę przy wiecznie niedostatecznym nazwisku Lynch.
Ross zasiadł koło mnie i otworzył zeszyt by zapisać temat.
- Co się tak patrzysz? – zapytał niepewnie blondyn, ponieważ wpatrywałam się w niego od dłuższego czasu. Po jego słowach ocknęłam się.
- Nic, nic…
- Słuchaj… - zaczął niepewnie. – Skoro tak dobrze mi poszło, to pouczysz mnie dzisiaj.
- Myślisz, że tym że rozwiązałeś zadanie zrobiłeś na mnie wrażenie?
- Tak. Widziałam jak Ci kopara opada.
- Nic z tego. Musisz sobie radzić sam.
Resztę lekcji przesiedzieliśmy w milczeniu. Co prawda Ross czasami wspominał o tym jak fajnie by było gdybym dała mu jeszcze jedną lekcje. Po chwili zabrzmiał dzwonek. Chciałam wyjść z sali, ale Ross złapał mnie za łokieć.
- Więc? Nie każ mi długo czekać, bo mam randkę z klonem JJ.
- Też to zauważyłeś? I od kiedy nazywasz ją JJ?
- Trudno nie zauważyć. Nazywam ją tak odkąd spotykam się z tobą, to znaczy wiesz… od czasu korepetycji. Więc?
- Dobra, dobra. Przyjdę do tej kozy! Kiedy odbywasz swoją karę?
- Za 2 godziny.

- Dobra, przyjdę… - powiedziałam zrezygnowanym tonem. Mam nadzieję, że przynajmniej w kozie będzie potrafił się skupić…

5 komentarzy:

  1. Dla mnie rozdział bardzo ciekawy i bardzo mi się podoba :) Czekam na next, bo jestem bardzo ciekawa co wydarzy sie na tej kozie ;)
    Pozdrawiam
    ~Julka~

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny...ale zrób coś bo on już mnie wkurza XD :) Czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale nasz Rossy jest Naughty, więc tylko cud może to zmienic, a tak naprawde to musi tak być bo znowu napiszę dramat jak w The Real Story ;)

      Usuń
  3. zuzaR5 nie,nie,nie ! Taki Ross jest też boski xD Ten blog jest naj pod słońcem :D Niech tak zostanie ;3 Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział !

    OdpowiedzUsuń