Ross od
początku - tylko jak wszedł - miał podejrzanie radosną minę. Wiedziałam co mu
właśnie przerwałam, mianowicie zabawy z klonem JJ, więc czemu się tak cieszył.
No tak przecież za chwilę będzie mógł mnie poobrażać jak robił co przez cały
dzisiejszy dzień. Byłam na to przygotowana, bo od razu po jego wejściu ostro go
zmierzyłam. W końcu chciałam pokazać kto tu rządzi. Ale ty nie rządzisz!
Zamknij się sumienie! Jeszcze przez te miary staniesz się taka jak on. Wiesz
zanim stanę się taka jak on to najpierw musiałabym zażyć długich lat praktyki z
ironii, chamstwa i co najważniejsze z dość erotycznych zabaw. Ale przecież ty…
Nie zaczynaj tematu. Skończyłam gadać ze swoim sumieniem i zwróciłam się do
Ross’a:
- Czemu się
tak głupio uśmiechasz?
- Bo miałem
dziś dobry dzień – powiedział z uśmiechem co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, a
nawet zaniepokoiło.
- No dobra,
to może wejdziemy do klasy? – zapytałam i już chciałam złapać za klamkę, ale
Ross dotknął jej pierwszy. – Czy to jakaś kolejna głupia zabawa? – zapytałam,
ponieważ miałam dość tej gry w
podchody.
- Nie, po
prostu byłem dziś dla Ciebie taki chamski, teraz jestem w dobrym nastroju, więc
Ci to rekompensuje. – powiedział, otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. W co
on pogrywa?
Ross usiadł
w ławce. Krzesła mi nie odsunął, ponieważ to by wydało się już zbyt podejrzane.
- No dobra
czyli dzisiaj… może matma? – zapytałam.
- Może być! –
powiedział podekscytowanym głosem.
- Okej… -
powiedziałam już lekko zakłopotana.
Otworzyliśmy
książki na temacie i zaczęłam tłumaczyć zadanie. Wyglądał jakby naprawdę
słuchał. Minęło już pół godziny, a on ani razu mnie nie obraził? Powoli zaczęłam
się denerwować. Nie chodziło mi o to, ze mnie nie obraza, ani że mnie nie
rozbiera, tylko to co się za tym wszystkim kryje.
- Dobra,
może chwila przerwy? – zapytał Ross. Zgodziłam się, ponieważ ja też miałam już
trochę dosyć. Po chwili nogi Ross’a powędrowały na górę i osadziły się na
ławce. No tak wrócił prawdziwy Bad Boy.
- Słuchaj… -
zaczął spokojnym głosem.
-
Wiedziałam. Nie umiesz być miły tak bez powodu. Czego chcesz?
- Byłem
miły, bo miałem dość fajną zabawę z yyy…
- Ona ma na
imię Lara.
- Skąd
wiesz?
- Przecież
chodzi z nami do klasy!
- Serio?
Nawet nie zauważyłem.
- Bo
patrzysz się tylko na cycki i tyłki. Polubiłeś kiedyś dziewczynę za osobowość,
charakter?
- Um… Nie. A
ty niby kogoś polubiła za charakter?
- Na pewno
nie Ciebie! Tak polubiłam kogoś. Brandona. Wiesz kiedyś nie był tak przystojny… teraz
za to jest przystojny i ma paskudny charakter.
- Gdzie go
poznałaś? – zapytał Ross z zaciekawieniem.
- Naprawdę
Cię to interesuje? – zapytałam.
- Tak
szczerze to tak. Tak długo już odwlekałaś tą rozmowę, ze człowiek nabiera
ciekawości.
- No dobra. Poznałam
go na obozie ratowniczym. To znaczy ja byłam ratownikiem i on. Był trochę takim
nerdem, ale wciąż był nawet dość przystojny, jednak nie w moim guście. Generalnie
to uczyliśmy się tam kursu ratowniczego, ale nigdy specjalnie ze sobą nie
gadaliśmy. Aż do czasu, kiedy mieliśmy pilnować ludzi na plaży. Codziennie
wysyłali jakąś dwójkę na plaże i wypadło akurat na nas. Gdy już siedzieliśmy na
tych krzesłach i wypatrywaliśmy ludzi czy się nie topią, zaczęliśmy sobie
gadać. Okazało się, ze ma tak świetna osobowość, ze aż mnie zatkało. Potem
zaczęliśmy sobie żartować. Nasze żarty przerodziły się w to, ze zaczęliśmy
gonić się po całej plaży. Gdy się potknęłam i wpadłam do morza on pochylił się nade
mną i mnie… pocałował. To było takie romantyczne. Później wywalili nas z obozu
z powodu tego, ze nie sprawdziliśmy się na plaży. I tak zaczęliśmy się spotykać.
Było dobrze do póki nie zginęła jego siostra. Wtedy się zmienił. Zaczął być taki
jak ty… cham i bezuczuciowy palant. – dokończyłam krzycząc przez łzy.
Wspomnienia zwłaszcza takie nigdy nie są łatwe.
- Co? Ja
potrafię być romantyczny! – zaprzeczył Ross.
- Szczerze w
to wątpię. Rozbierałeś mnie zamiast spokojnie pogadać…
- Bo
pocałować się nie dawałaś!
- Mam dać
się całować takiemu zbokowi i palantowi? Sorka, ale nie…
- A jakbym
był romantykiem?
- Wtedy może
bym się dała.
- Bum! –
powiedział Ross i pstryknął palcami. Nagle wstał odgarnął mi włosy i zaczął
zbliżać się do mojej twarzy. – Teraz jestem romantykiem!
- Chciałbyś!
– powiedziałam i odepchnęłam chłopaka, ale on ani drgnął a jego twarz była
coraz bliżej. Teraz chyba mu się oda. Już zaraz mnie pocałuje! Chwila! Jest jeszcze jedno wyjście!
Nagle jego
usta dotknęły… mojego polika. Szybko odwróciła głowę w bok kiedy miało to
nastąpić. Tak, jest! Nigdy nie dam mu się pocałować!
- Ejj! –
krzyknął blondyn obrażony. – Sprytna jesteś! Ale przecież byłem romantyczny!
- Taa…
jasne. – powiedziałam z ironią.
- Według
mnie spontaniczne pocałunki są romantyczne.
- Co ty możesz
wiedzieć o romantyce?
- Jakoś
najpierw trzeba przekonać laski na czułe słówka i inne bzdety. A potem robią
wszystko co chcę.
- Taa…
- No
nieważne. Mów co się stało po wypadku siostry.
- No więc…
zaczął być taki jak ty. To nie był ten sam człowiek. Po prostu oszalał po jej
śmierci. Tak bardzo ją kochał. Nie mógł się pozbierać i zaczął mnie… mnie… no
wiesz traktował jak księżniczkę. – szybko wymyśliłam coś na poczekaniu. Nie
mogłam powiedzieć, że mnie wykorzystywał jak mu się podobało. Dawałam mu się tylko
dlatego, ze kiedyś wyratował mnie z opresji. Tak wiem, że zachowywałam się jak
puszczalska zdzira, ale to co on dla mnie wtedy zrobił było, no piękne. I była
to ostatnia taka jego rzecz. Kiedyś może powiem komukolwiek co to był, ale nie teraz. Ciągnęłam kłamstwo dalej. – Po tym uroczym
traktowaniu zaczął na mnie krzyczeć, a ja się coraz bardziej go bałam.
- Ale zaczął
taki być po stracie siostry. Co znaczy, że wcale taki nie jest.
- Jest!
- Ale po
stracie siostry. Więc może dałabyś mu szansę, wiesz pomogłabyś mu w tym ciężkim
okresie, a by wrócił stary Brandon.
- Wow! - otworzyłam szeroko oczy.
- Co? –
zapytał lekko zdziwiony.
- Nie
wiedziałam, ze umiesz powiedzieć coś tak mądrego.
- Jeszcze
wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Na przykład długość mojego…
- Okej
starczy! Widzę, że przebłyski mądrości masz tylko czasami.
- Jestem mądry,
ale co zrobić jak laski lecą tylko na kaloryfer?
- Nie
wszystkie!
- Masz
racje. Tylko te dobre lecą na mięśnie. – powiedział i pokiwał głową, jakby sam
sobie przyznawał rację.
- Mniejsza z
tym. Może masz rację? Może spróbuję dać mu drugą szansę.
Nagle zabrzmiał
dzwonek i razem z Ross’em wyszliśmy z sali. Zdecydowałam, że dam Brandonowi
jeszcze jedną szansę. Byłam też pewna, ze Ross zrobił to specjalnie. Te jego głupie
uśmieszki i przebłyski mądrości, chyba podziałały. Wiem jednak, ze nie robił
tego dla mnie. Zapewne myśli, że jak uda mi się pogodzić z Brandowem to
przekonam go o te testy. Być może, ale niech nie myśli, ze tego nie zauważyłam.
Głupia nie jestem. Ale spróbuje. Nie zrobię tego dla siebie, ani tym bardziej dla Ross’a.
Blondyn z jednym miał rację. To przez ten wypadek taki się stał. Więc czemu mam
mu nie pomóc? Żebym tylko tego nie pożałowała!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.Czekam na nexta .
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą - nie jesteś maszyną do pisania i każdy ma swoje obowiązki. Jeszcze jak dochodzi nauka to już w ogóle... Rozdział bardzo mi się podobał ^^ Oczywiście czekam na next i powodzenia w dalszym pisaniu ;)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny-haha jak cała reszta ! A co do mini wstępu nad tytułem. No racja,każdy ma obowiązki ;p Ale mimo wszystko czekam na next !
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy do siebie wrócą... :D I ZGADZAM SIĘ NIE JESTEŚ MASZYNĄ DO PISANIA WIĘC LUDZIE BŁAGAM :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział (jak zwykle). Poza tym myślę, że nie jesteś maszyną do pisania, ale warto czekać na Twoje rozdziały <3
OdpowiedzUsuńKiedy next?????????????????????????????????????
OdpowiedzUsuń