wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 12

Dam go wam, ponieważ tak naprawdę żebym musiała zmusić się do robienia angielskiego to jest naprawdę wyczyn ; mam jeszcze pomysł na następny ;)

Rozdział XII
Cicha woda brzegi rwie.

Wróciłam do domu około 4.00 nad ranem. Po cichu weszłam na górę i zamknęłam się w pokoju. Czułam, że będę miała ostro przechlapane. Oczywiście jeśli rodzice mnie złapią, ponieważ jak się pracuje od godziny 6 do 23 to ciężko sobie porozmawiać z dzieckiem, a ja na pewno nie będę załatwiała takich spraw przez telefon. No cóż, co mogę zrobić, jak tylko położyć się i zasnąć. Włożyłam na siebie piżamę, związałam włosy, które były całe od piachu i weszłam do łóżka.

Obudziłam się o godzinie 9.00. Pierwsze co postanowiłam zrobić to wziąć prysznic. Zeszłam na dół i chciałam skierować się w stronę łazienki, ale moją uwagę przykuła mała karteczka, która leżała na stoliku od kawy. Wzięłam ją do ręki. Rozpoznałam pismo mamy:

„Jane naprawdę nam przykro, ze wczoraj tak postąpiłaś, ale Cię rozumiemy. Nie dostaniesz szlabanu pod warunkiem, że takie coś nigdy się nie powtórzy. Jeszcze życzyłabym sobie, żeby ten chłopak nie pojawiał się u nas w domu”
Kocham Cię, Mama

Odłożyłam karteczkę na stół. Mój Boże jakich ja mam wspaniałych rodziców. Jakby tak jeszcze mieli dla mnie czas. A Ross? Niech się o niego nie martwią i tak pewnie nieprędko tu wróci. Właściwie jestem pewna, że nigdy już tu nie zawita.

Udałam się do łazienki. Ściągnęłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Woda była ani nie gorąca, ani nie zimna. Była idealna. Zmoczyłam swoje włosy i wypłukałam z nich cały piasek. Już chciałam brać szampon do ręki, kiedy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.

- To pewnie JJ. Miała oddać mi mój zeszyt od matmy. - powiedziałam do siebie.
Owinęłam się ręcznikiem i zeszłam na dół otworzyć drzwi.

- Hej JJ, dzięki za… Ross!? Co ty tu robisz? - spojrzałam ze zdziwieniem na blondyna, który stał w drzwiach. Na nieszczęście musiałam paradować w ręczniku akurat przed nim.
- W sumie, nie wiem, ale myślę, ze przyszedłem w odpowiednim momencie. – powiedział przygryzając dolną wargę.

Trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Nie dość już nawyczyniał ostatniej nocy? Nie miałam ochoty po raz kolejny patrzeć na tego gamonia w dodatku jak byłam w ręczniku. Ross zaczął walić w drzwi, ale ja byłam nieugięta, jednak po 5 minutach miałam tego dosyć. Znów podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
- No dobra wchodź.
Ross wszedł do domu i stanął na holu.
- Możesz chwilę poczekać? – zapytałam.
- Nie. Nie mam czasu. Jak wiesz jestem rozchwytywany. – powiedział blondyn chamskim tonem.
- Skoro nie masz czasu to po co…
- To po co zaprzątam sobie głowę takimi osobami jak ty? Bo mi wolno! Słuchaj przejdę od razu do rzeczy. Musisz dawać mi te korepetycje.
- Chyba śnisz!
- Nie, nie śnię. Będzie jak powiedziałem.
- Kim ty jesteś żeby mi rozkazywać?
- Jestem kimś kto wie czego chce! A teraz chodź dać mi te korki.

Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Tak szczerze to trochę się przestraszyłam, ponieważ Ross zazwyczaj mówił coś używając chamskiego tonu, a nigdy nie mówił tonem typu „zrób to albo Cię zabiję”. 
Dostał tego czego chciał. Byłam zbyt przerażona, żeby mu odmówić.

- No… dobra. Zgadzam się, ale musisz zaczekać, ponieważ muszę się ubrać, umyć… - powiedziałam i posadziłam Ross’a na kanapie. Jak zwykle jak to on założył nogi na stół i włączył telewizor. Nie miałam siły protestować. Westchnęłam tylko i udałam się z powrotem do łazienki. 
Weszłam pod prysznic i umyłam włosy. Później je wysuszyłam. Jak zwykle one musiały być proste jak druty! Nie wiem, czemu dziewczyny z lokami narzekają na swoje włosy. Ja nigdy nie lubiłam moich drutów. 

Zawinęłam ciało w ręcznik i wyszłam z łazienki. Skierowałam się w stronę pokoju i zaczęłam się ubierać.
- Fajny widok. – powiedział Ross, który właśnie stanął w drzwiach. – Tylko szkoda, że znowu muszę oglądać Ciebie jako babo-chłopa – przegiął.
- Szkoda, że zawsze muszę oglądać Ciebie jako napalonego cwaniaka i chama. – dogryzłam.
- Oh, przestań! Mówię prawdę! Nie masz nic innego w tej szafie? – powiedział o czym otworzył moją szafę i zaczął przeglądać rzeczy. – Bluza, bluza, T-shirt… Słuchaj czy ty przypadkowo nie jesteś transwestytką? Bo twoja szafa wygląda jak moja.
- Nie, nie jestem. Nie lubię tych wszystkich opinających ciało ciuszków.
- I naprawdę nie masz nic innego?

Lekko się zamyśliłam i odruchowo spojrzałam w stronę łóżka. Pod łóżkiem kryła się szufladka, w której trzymałam rzeczy na „specjalne okazje”, przynajmniej ja tak to nazywałam. Tak naprawdę była to szafka, gdzie leżały wszystkie rzeczy, które dostałam po swojej kuzynce, która bardzo lubiła eksponować swoje ciało, oraz kilka rzeczy, które dostałam od Brandona wtedy kiedy jeszcze…
- Czemu się tam patrzysz? – zapytał Ross podejrzliwym głosem.
- Ja? Nigdzie się nie patrzę…
- Właśnie, że nie… Patrzyłaś się pod łóżko. – wskazał palcem na łóżko i do niego podszedł. – Co tam kryjesz!?
- Nic takiego… - powiedziałam pewnym siebie tonem.
- Więc, nie obrazisz się jak zerknę?
- Nie! – rzuciłam ostrzegawczo, ale było już za późno, bo blondyn już wysunął szufladę.
- Łohohohoł. No nieźle! – krzyknął pełen podziwu. Nie dziwiłam mu się. W końcu co innego mógł powiedzieć napalony facet, kiedy znajduje u dziewczyny, która nosi się jak chłopak – gorsety, szorty, miniówki i tym podobne bzdety.

Strasznie się zawstydziłam. Schowałam twarz w dłoniach i ledwo mogłam wystać.
- Zakładaj to! – powiedział blondyn i rzucił we mnie koszulką na ramiączkach i spodenkami z flagą Ameryki.
- Nigdy w życiu!
- Dobra, ja Ci to założę! – powiedział blondyn i wstał.
- Dobra, dobra wygrałeś. – krzyknęłam i odepchnęłam od siebie chłopaka. – ale już nigdy mnie nie będziesz do niczego zmuszał.
- Hmm… chyba za dużo oczekujesz. Ale mogę się skupić na korkach.
- Pfff… to twoja sprawa czy się skupiasz czy nie.
- No proszę, a jak przyrzekam, ze Cię już nigdy nie rozbiorę?
- Nie wierzę Ci!
- Nie przekonasz się póki nie spróbujesz?
- Dobra… - wydukałam z trudnością. Wzięłam rzeczy od chłopaka i już chciałam się skierować do łazienki, kiedy nagle usłyszałam kolejny okrzyk zdziwienia. No nie! Blondyn wygrzebał spod mojego łóżka moje najwyższe koturny, które dostałam od kuzynki na urodziny. Nigdy ich nie założyłam.
- Załóż je do tego! - powiedział stanowczym, lecz błagalnym tonem.
- Ale…
- Czekam na dole! Przyjdź jak się przebierzesz. Pójdziemy do mnie!
- Na naukę oczywiście. – dokończyłam za blondyna z poczciwym uśmiechem.
- Kto wie może przerodzi się w coś innego?
- Ugrh! – krzyknęłam i trzasnęłam drzwiami od łazienki. Ubrałam na siebie najpierw białą bluzkę! Mój Boże jaki dekolt! Ja nie dam rady! Wiem, że Ross widział mnie praktycznie nago, ale ja się w tym źle czułam. Dobra przyszedł czas na spodenki. Kiedy je założyłam poczułam, że odkrywają mi połowę tyłka! No dobra, pora na koturny. Najgorsze jest to, że praktycznie nie umiałam w nich chodzić. Kilka razy okrążyłam łazienkę, aż w końcu nabrałam trochę wprawy. No dobra Jane! Wychodzimy. Zeszłam po schodach. Ross jak zwykle zagościł się u mnie i spokojnie oglądał mecz superbowla. Usłyszał, ze schodzę i kiedy się na mnie spojrzał, muszę przyznać opadła mu szczęka. Wpatrywał się we mnie tymi brązowymi oczami jak w jakiś erotyczny obraz.
- Nie wierzę! Nie możesz zawsze się tak nosić?
- NIE! A teraz czy możemy już iść? – zapytałam z poirytowaniem.
- Tak, tak…
Zakluczyłam dom i poszliśmy ulicą. Cały czas albo podciągałam bluzkę do góry, albo obciągałam spodenki na dół.
- Oh przestań! - powiedział Ross i wziął moje ręce, po czym je opuścił, tak, żebym przestałą się poprawiać- Nie możesz się zachowywać jak dziewczyna? Nie rób mi siary i tak już muszę pokazywać się z tobą na ulicy. – powiedział tym samym chamskim tonem co zazwyczaj.
- Przepraszam, że poszedłeś do mojego domu i mnie stamtąd wyciągnąłeś! – krzyknęłam z oburzeniem.
- Cicho bądź! Nie wydzieraj się na całą ulicę!

Reszta drogi przebiegła w milczeniu. Kiedy doszliśmy do jego domu oczywiście sama musiałam otworzyć sobie drzwi, bo nasz gwiazdor ani trochę nie przejawiał swojego „ukrytego” dżentelmena.
Poszliśmy na górę. Wyjęłam książki i rozłożyłam je na stole. Już mieliśmy siadać do nauki, ale na dole zadzwonił dzwonek. Nikogo nie było w domu, więc Ross poszedł otworzyć. Zszedł po schodach. Minutę później usłyszałam krzyk blondyna:

- Wynoś się stąd! 

_________________________________________________________________________________

Tak więc muszę powiedzieć, ze jeszcze nie wiem kogo ustawię tam na dole. Mam 2 lub 3 opcje, ale spróbujcie się domyślić ;)

Komentujcie!

PS: Widać, że mój blog ;)



3 komentarze:

  1. Super rozdział :)Kocham tego bloga :)Pisz szybko nexty błagam :) :* :* Ciekawe kto to był Jessica ???

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, ja zobaczyłam link tego bloga na FB i jak zaczęłam czytać, to od początku do końca :) Kiedy następny? SZYYYBCIEEEJJJ . Nie doczekam się...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega super, spóźnione ale jest hehe :D

    OdpowiedzUsuń