Oczami
Ross’a
Musiałem
wrócić do jej domu po te cholerne książki, bo musiałem się uczyć na weekend.
Tak to prawda ja będę się uczył. W końcu kiedyś muszę poprawić te nieszczęsne
oceny.
Byłem już
pod jej drzwiami. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Nikt się nie odzywał i
światło też się nie zaświeciło. Zadzwoniłem ponownie. Znowu nic. Pomyślałem, że
wejdę do środka. W końcu chyba Jane nigdzie nie wyszła. O kurde, udało mi się
zapamiętać jej imię. Pewnie i tak
zapomnę go za jakieś… stawiam na 5 minut. Wszedłem do jej domu. Cały parter był
ciemny. Nigdzie nie paliło się światło i na górze to samo. Włączyłem światło na
schodach i powędrowałem na pierwszy parter. Udałem się do pokoju szatynki.
Usłyszałem, że wydobywa się z niego muzyka. Chwilę się jej przysłuchałem. The
Script? Ona słucha takich zespołów? Zapukałem do pokoju. Nikt nic nie
odpowiedział. Powoli otworzyłem drzwi. W nim również panował mrok. Jane
siedziała tyłem do drzwi oparta o łóżko. Nagle usłyszała moje kroki i się
wzdrygnęła.
- Kto to?! –
krzyknęła.
- To tylko
ja, Ross. – powiedziałem. – Mogę zapalić światło?
- Czego
chcesz? Wynoś się stad! Nie dość już zrobiłeś?
- Masz na
myśli to, że wygoniłem tego psychopatę z domu?
- Czy ty
jesteś poważny? Naprawdę możesz choć raz przestać patrzeć tylko na swoje
zalety, których i tak jest bardzo mało?
- Nieważne!
Przyszedłem tylko po książki i zmywam się z tego domu! – krzyknąłem ze złości i
zapaliłem światło. Spojrzałem na dziewczynę. Miała całą czerwoną i opuchniętą
twarz. Nadal ciekły jej łzy z oczu. Była już przebrana w luźną koszulkę,
krótkie spodenki i ciepłe skarpetki. Włosy miała związane w mały koczek.
- Bierz te
książki i wynoś się stąd!
Nic nie
powiedziałem tylko podszedłem do biurka i zacząłem zbierać książki. Szybko się
z tym uwinąłem i wyszedłem z pokoju. Byłem strasznie wkurzony, że jakaś laska z
niższej ligi mnie poniża. Postanowiłem się jej odgryźć.
- Pfff,
dziewice, wszystkie takie same! Wieczne choleryczki! – powiedziałem, ale
dziewczyna rzuciła we mnie poduszką. – Co ty odwalasz?!
Jane stała z drugą poduszką w ręce i patrzała się na mnie zapuchniętymi oczami.
- Myślisz,
że mnie tym obrazisz? Jestem z tego dumna, ze nią jestem! Nie tak jak te laski,
które spisujesz w swoim notesie!!! – krzyknęła po czym rzuciła we mnie czymś
jeszcze. Spojrzałem w miejsce gdzie owa rzecz leżała. Był to mój prywatny
notes, którego szukałem przez ostatnie kilka dni.
- Jak mogłaś
go wziąć?! Kim ty jesteś, żeby kraść mi moje prywatne rzeczy?!
- Wiesz, ja
przynajmniej nie spisuje jakiegoś podręcznika Kamasutry, a teraz się stąd
wynoś!
- Zniszczę
Cię rozumiesz, no chyba, ze mi się oddasz! – powiedziałem i zbliżyłem się
porozumiewawczo do szatynki.
- Jesteś
pewien? Przed chwilą chyba odwiedziłeś Jessicę?
- Skąd to
wiesz?
- No teraz
już wiem. A i nie zapomnij jej wpisać do notesu!
Nie mogłem
już wytrzymać, ta laska naprawdę mnie nakręca zwłaszcza po tym jak zobaczyłem co
kryje pod koszulką.
- Ty!!! –
krzyknąłem, wziąłem poduszkę z rąk dziewczyny i walnąłem ją mocno w lewe
biodro. Dziewczyna wywróciła się na łóżko, ale ona też nie dała za wygraną i
przywaliła mi jaśkiem w głowę. Położyłem jej poduszkę na głowie i udawałem, że
ją duszę.
- Nie,
zostaw! Zostaw! – krzyczała śmiejąc się.
Oczami Jane:
Ross
przytrzymywał mi poduszkę na głowie, a ja powoli traciłam oddech. Na szczęście
zdjął mi ja z głowy. Potem zrobił coś czego bym się nie spodziewała.
Momentalnie wszedł na łóżko. Nagle znalazłam się pod nim. Jego twarz była coraz
bliżej. Zbliżała się i zbliżała. Kiedy była już centymetr od mojej szybko go
odepchnęłam. Ross spadł z łóżka.
- Hej co ty
robisz? – zapytałam z oburzeniem.
-To chyba
jasne! – powiedział blondyn, który znów zaczął się do mnie przybliżać. Objął
mnie w biodrach i rzucił na łóżko. – Teraz jesteś moja!
Próbowałam
jakoś wyjść z jego objęć, ale przychodziło mi to z trudnością, ponieważ ja
byłam tylko słabą szatynką, a on umięśnionym napalonym facetem. Zaczęłam się
szarpać, ale niewiele to dało. Damskie zapasy chyba nie były dla mnie stworzone.
- Ross!
Zostaw mnie!
- Nie, teraz
za bardzo, mnie podnieciłaś! – powiedział i zaczął się o mnie ocierać. Już po
raz kolejny próbował mnie pocałować, ale ja szybko zakryłam sobie usta.
- No weź
nawet pocałować się nie dasz? Co z tobą nie tak? Nie kręci Cie to? – powiedział
po czym wstał z łóżka i ściągnął koszulkę. – Hmmm?
- Nie
wystarczy mi kaloryfer, który wisi tam na ścianie. – powiedziałam z ironią i wskazałam
na kaloryfer, który aktualnie przykrywał mój różowy ręcznik.
- No nie
kłam! – mówił i zaczął prężyć swoje muskuły co mnie totalnie nie ruszało.
- Nie kłamię
Rossy – powiedziałam. Po tych słowach nastolatek, przestał wypinać swoje ciało
na różne strony i przyjrzał mi się wyraźnie. – Co? Powiedziałam coś nie tak? –
zapytałam się, ponieważ wzrok nastolatka zaczął mnie przerażać.
- Możesz
powtórzyć ostatnie słowo?
- Rossy?...
- Nie
nazywaj mnie tak więcej!
- Czemu? Nie
lubisz tego? Rossy, Rossy!
- Nie lubię
tego, ale jeśli nie skończysz to…
- To co?
Rossy, Ros… - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ nastolatek podszedł do mnie i znów
chciał mnie pocałować. – AAA, odsuń się!
- Mówiłem,
że nie warto mnie irytować!
- A nas
warto? – spytał ktoś zza drzwi.
To byli moi
rodzice, a ja siedziałam w pokoju, na łóżku, całując się z jakimś facetem bez
koszulki. To mógł być szok dla moich rodziców, którzy myśleli, że zwykle po
szkole idę grzecznie odrobić lekcje i spać.
- Rodzice?
Wy tak wcześnie?
- Jakbyś nie
wiedziała jest 23.00. Więc widzę, ze tak wyglądają te korepetycje dla chłopaka
ze szkoły.
- Nie panie
Casterwill…
- TY! Wyjdź
z mojego domu w tej chwili! – wskazał na Ross’a – A ty moja droga idziesz
prosto do łóżka i nigdzie nie wychodzisz, a już na pewno nie do tego chłopaka!
- Ale to nie
fair!
- Nie fair
jest to, ze nas oszukujesz moja droga!
- Ja was
oszukuje? Jak wy nic o mnie nie wiecie! – powiedziałam i wyszłam z pokoju pociągając
za sobą Ross’a.
Wyszliśmy z
domu i szliśmy ciemną uliczką. Właściwie nie wiem czemu z nim szłam, ale teraz
wszystko było lepsze od siedzenia w domu i kłócenia się z rodzicami.
- Niezłych
masz rodziców. – powiedział Ross śmiejąc się sam do siebie i zakładając
koszulkę.
- Przestań!
Z resztą to twoja wina.
- Moja? To
co ty z tym kolesiem się nie całujecie?
- Moi
rodzice nic o nim nie wiedzą!
- Dlaczego?
- Słuchaj
teraz nie mam siły tego mówić…
- No okej?
To gdzie teraz zamierzasz się wybrać?
- Nie wiem,
chyba pójdę na noc do JJ – powiedziałam i zadzwoniłam do dziewczyny, niestety
nikt nie odbierał. – Nie odbiera! Kurde, nie chcę wracać do domu!
- To chodź
do mnie! - zaproponował obojętnie blondyn - Nic Ci nie zrobię. Obiecuję! – powiedział Ross kładąc rękę na
piersi. – W piątek rodzice zwykle wybywają, więc jestem sam z rodzeństwem.
Spokojnie ono jest święte. Nie tak jak ja… - powiedział nastolatek rozmarzonym
wzrokiem.
Pomyślałam
sobie, że chyba nic złego się nie stanie. Wrócenie do domu byłoby chyba
najgorszym pomysłem, więc lepiej nie ryzykować, a JJ nie odbiera, wiec co mi
pozostało? Przy jego rodzeństwu chyba nic mi nie zrobi. Mam taką nadzieję. W
sumie ten człowiek nie jest taki zły, kiedy musi udawać grzecznego. No właśnie nie jest
taki zły tylko wtedy kiedy udaje. Szkoda, że tylko wtedy.
_________________________________________________________________________________
Jak myślicie co się stanie kiedy Jane zawita do rodzeństwa?
KOMENTUJCIE!!!
Suuuper!! Zapraszam do mnie: http://crazy-story-r5.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMegaśny!! <3 Neeexta! <33
OdpowiedzUsuńŚwietny ! hehe jak zwykle ;3 nexta szybbkoo !!
OdpowiedzUsuń