niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 9



Oczami Ross’a
Musiałem wrócić do jej domu po te cholerne książki, bo musiałem się uczyć na weekend. Tak to prawda ja będę się uczył. W końcu kiedyś muszę poprawić te nieszczęsne oceny.

Byłem już pod jej drzwiami. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Nikt się nie odzywał i światło też się nie zaświeciło. Zadzwoniłem ponownie. Znowu nic. Pomyślałem, że wejdę do środka. W końcu chyba Jane nigdzie nie wyszła. O kurde, udało mi się zapamiętać jej imię.  Pewnie i tak zapomnę go za jakieś… stawiam na 5 minut. Wszedłem do jej domu. Cały parter był ciemny. Nigdzie nie paliło się światło i na górze to samo. Włączyłem światło na schodach i powędrowałem na pierwszy parter. Udałem się do pokoju szatynki. Usłyszałem, że wydobywa się z niego muzyka. Chwilę się jej przysłuchałem. The Script? Ona słucha takich zespołów? Zapukałem do pokoju. Nikt nic nie odpowiedział. Powoli otworzyłem drzwi. W nim również panował mrok. Jane siedziała tyłem do drzwi oparta o łóżko. Nagle usłyszała moje kroki i się wzdrygnęła.

- Kto to?! – krzyknęła.
- To tylko ja, Ross. – powiedziałem. – Mogę zapalić światło?
- Czego chcesz? Wynoś się stad! Nie dość już zrobiłeś?
- Masz na myśli to, że wygoniłem tego psychopatę z domu?
- Czy ty jesteś poważny? Naprawdę możesz choć raz przestać patrzeć tylko na swoje zalety, których i tak jest bardzo mało?
- Nieważne! Przyszedłem tylko po książki i zmywam się z tego domu! – krzyknąłem ze złości i zapaliłem światło. Spojrzałem na dziewczynę. Miała całą czerwoną i opuchniętą twarz. Nadal ciekły jej łzy z oczu. Była już przebrana w luźną koszulkę, krótkie spodenki i ciepłe skarpetki. Włosy miała związane w mały koczek.
- Bierz te książki i wynoś się stąd!
Nic nie powiedziałem tylko podszedłem do biurka i zacząłem zbierać książki. Szybko się z tym uwinąłem i wyszedłem z pokoju. Byłem strasznie wkurzony, że jakaś laska z niższej ligi mnie poniża. Postanowiłem się jej odgryźć.

- Pfff, dziewice, wszystkie takie same! Wieczne choleryczki! – powiedziałem, ale dziewczyna rzuciła we mnie poduszką. – Co ty odwalasz?!
Jane stała z drugą poduszką w ręce i patrzała się na mnie zapuchniętymi oczami.
- Myślisz, że mnie tym obrazisz? Jestem z tego dumna, ze nią jestem! Nie tak jak te laski, które spisujesz w swoim notesie!!! – krzyknęła po czym rzuciła we mnie czymś jeszcze. Spojrzałem w miejsce gdzie owa rzecz leżała. Był to mój prywatny notes, którego szukałem przez ostatnie kilka dni.
- Jak mogłaś go wziąć?! Kim ty jesteś, żeby kraść mi moje prywatne rzeczy?!
- Wiesz, ja przynajmniej nie spisuje jakiegoś podręcznika Kamasutry, a teraz się stąd wynoś!
- Zniszczę Cię rozumiesz, no chyba, ze mi się oddasz! – powiedziałem i zbliżyłem się porozumiewawczo do szatynki.
- Jesteś pewien? Przed chwilą chyba odwiedziłeś Jessicę?
- Skąd to wiesz?
- No teraz już wiem. A i nie zapomnij jej wpisać do notesu!
Nie mogłem już wytrzymać, ta laska naprawdę mnie nakręca zwłaszcza po tym jak zobaczyłem co kryje pod koszulką.
- Ty!!! – krzyknąłem, wziąłem poduszkę z rąk dziewczyny i walnąłem ją mocno w lewe biodro. Dziewczyna wywróciła się na łóżko, ale ona też nie dała za wygraną i przywaliła mi jaśkiem w głowę. Położyłem jej poduszkę na głowie i udawałem, że ją duszę.
- Nie, zostaw! Zostaw! – krzyczała śmiejąc się.

Oczami Jane:
Ross przytrzymywał mi poduszkę na głowie, a ja powoli traciłam oddech. Na szczęście zdjął mi ja z głowy. Potem zrobił coś czego bym się nie spodziewała. Momentalnie wszedł na łóżko. Nagle znalazłam się pod nim. Jego twarz była coraz bliżej. Zbliżała się i zbliżała. Kiedy była już centymetr od mojej szybko go odepchnęłam. Ross spadł z łóżka.
- Hej co ty robisz? – zapytałam z oburzeniem.
-To chyba jasne! – powiedział blondyn, który znów zaczął się do mnie przybliżać. Objął mnie w biodrach i rzucił na łóżko. – Teraz jesteś moja!
Próbowałam jakoś wyjść z jego objęć, ale przychodziło mi to z trudnością, ponieważ ja byłam tylko słabą szatynką, a on umięśnionym napalonym facetem. Zaczęłam się szarpać, ale niewiele to dało. Damskie zapasy chyba nie były dla mnie stworzone.
- Ross! Zostaw mnie!
- Nie, teraz za bardzo, mnie podnieciłaś! – powiedział i zaczął się o mnie ocierać. Już po raz kolejny próbował mnie pocałować, ale ja szybko zakryłam sobie usta.
- No weź nawet pocałować się nie dasz? Co z tobą nie tak? Nie kręci Cie to? – powiedział po czym wstał z łóżka i ściągnął koszulkę. – Hmmm?
- Nie wystarczy mi kaloryfer, który wisi tam na ścianie. – powiedziałam z ironią i wskazałam na kaloryfer, który aktualnie przykrywał mój różowy ręcznik.
- No nie kłam! – mówił i zaczął prężyć swoje muskuły co mnie totalnie nie ruszało.
- Nie kłamię Rossy – powiedziałam. Po tych słowach nastolatek, przestał wypinać swoje ciało na różne strony i przyjrzał mi się wyraźnie. – Co? Powiedziałam coś nie tak? – zapytałam się, ponieważ wzrok nastolatka zaczął mnie przerażać.
- Możesz powtórzyć ostatnie słowo?
- Rossy?...
- Nie nazywaj mnie tak więcej!
- Czemu? Nie lubisz tego? Rossy, Rossy!
- Nie lubię tego, ale jeśli nie skończysz to…
- To co? Rossy, Ros… - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ nastolatek podszedł do mnie i znów chciał mnie pocałować. – AAA, odsuń się!
- Mówiłem, że nie warto mnie irytować!
- A nas warto? – spytał ktoś zza drzwi.

To byli moi rodzice, a ja siedziałam w pokoju, na łóżku, całując się z jakimś facetem bez koszulki. To mógł być szok dla moich rodziców, którzy myśleli, że zwykle po szkole idę grzecznie odrobić lekcje i spać.
- Rodzice? Wy tak wcześnie?
- Jakbyś nie wiedziała jest 23.00. Więc widzę, ze tak wyglądają te korepetycje dla chłopaka ze szkoły.
- Nie panie Casterwill…
- TY! Wyjdź z mojego domu w tej chwili! – wskazał na Ross’a – A ty moja droga idziesz prosto do łóżka i nigdzie nie wychodzisz, a już na pewno nie do tego chłopaka!
- Ale to nie fair!
- Nie fair jest to, ze nas oszukujesz moja droga!
- Ja was oszukuje? Jak wy nic o mnie nie wiecie! – powiedziałam i wyszłam z pokoju pociągając za sobą Ross’a.

Wyszliśmy z domu i szliśmy ciemną uliczką. Właściwie nie wiem czemu z nim szłam, ale teraz wszystko było lepsze od siedzenia w domu i kłócenia się z rodzicami.
- Niezłych masz rodziców. – powiedział Ross śmiejąc się sam do siebie i zakładając koszulkę.
- Przestań! Z resztą to twoja wina.
- Moja? To co ty z tym kolesiem się nie całujecie?
- Moi rodzice nic o nim nie wiedzą!
- Dlaczego?
- Słuchaj teraz nie mam siły tego mówić…
- No okej? To gdzie teraz zamierzasz się wybrać?
- Nie wiem, chyba pójdę na noc do JJ – powiedziałam i zadzwoniłam do dziewczyny, niestety nikt nie odbierał. – Nie odbiera! Kurde, nie chcę wracać do domu!
- To chodź do mnie! - zaproponował obojętnie blondyn - Nic Ci nie zrobię. Obiecuję! – powiedział Ross kładąc rękę na piersi. – W piątek rodzice zwykle wybywają, więc jestem sam z rodzeństwem. Spokojnie ono jest święte. Nie tak jak ja… - powiedział nastolatek rozmarzonym wzrokiem.

Pomyślałam sobie, że chyba nic złego się nie stanie. Wrócenie do domu byłoby chyba najgorszym pomysłem, więc lepiej nie ryzykować, a JJ nie odbiera, wiec co mi pozostało? Przy jego rodzeństwu chyba nic mi nie zrobi. Mam taką nadzieję. W sumie ten człowiek nie jest taki zły, kiedy musi udawać grzecznego. No właśnie nie jest taki zły tylko wtedy kiedy udaje. Szkoda, że tylko wtedy.

_________________________________________________________________________________

Jak myślicie co się stanie kiedy Jane zawita do rodzeństwa?

KOMENTUJCIE!!!


3 komentarze: